Rozdział 1

1 1 0
                                    

Szarość. Zamiast podobno pięknego jasno błękitnego odcienia, zastąpiła do w chyba prawie całości nudna szarość. Z tym wyjątkiem, że środek oka miał jeszcze czarną kropkę na środku, podającą się jako źrenice.

- Andy! Wyjdź już z tej łazienki! I nawet nie próbuj robić tego co oboje wiemy, że możesz zrobić!

- Już idę! Chwila!

Nie zrobię tego. Obiecałem i nie zrobię choć coś niestety bardzo naciska by to robić.

Ale nie, idioto, obiecałeś. Nie słuchasz się już tego, masz to w dupie.

Odetchnąłem głęboko i otworzyłem drzwi od łazienki. Zgasiłem za sobą światło, zamknąłem drzwi kierując się do największego pomieszczenia w naszym domu.

W naszym prowizorycznym salonie, na kanapie mama już siedziała z miską popcornu na kolanach.

Wolnym krokiem nie zatrzymując się, przeszedłem przez całą dzielącą nas długość, zajmując miejsce tuż obok mamy.

Odruchowo położyłem się trochę dalej niż siedziała, kładąc głowę na jej kolanach. Nogi podciągnąłem pod brodę, zakrywając je kocem leżącym na oparciu.

Przekręciłem się z boku na plecy. Patrzyłem na w niektórych miejscach pęknięty i zalany sufit, który już dawno stracił swoją szpitalną biel.

Poczułem drobną dłoń na swojej głowie, mama zaczęła przeczesać mi swoimi szczupłymi palcami włosy. Jedno z jej ulubionych zajęć.

Przymknąłem oczu cicho wzdychając, nasze wieczory były rytuałem, który odprawialiśmy co najmniej raz w ciągu tygodnia.

- Wszystko dobrze, Andy? - kojący, czuły tak znajomo delikatny głos mamy wyrwał mnie z mojego zamyślenia. Otworzyłem oczy patrząc w jej piękną jasno niebieską tęczówkę.

- Jest ok. - kłamałem, o czym wiedziała. Nie mogłaby nie wiedzieć. Zawsze wiedziała.

Poczułem, jak się schyla składając pocałunek na moim czole. Tak drobny, tak delikatny jakbym był z porcelany, jakby jej usta dotykały skrzydeł motyla. Jednocześnie tak mocny, że jej bezbarwna pomadka z malutkimi drobinkami odcisnęła się na mojej jasnej skórze.

Ponownie zaczęła przeczesywać moje włosy odwracając głowę z powrotem w stronę telewizora. Cotygodniowy odcinek Tańca z Gwiazdami migał mi przed oczami. Kolejny nasz zwyczaj, piątkowe wieczory są nasze. Zawsze.

Odwróciłem głowę w stronę ekranu pozostając na plecach. Pokazywali następną parę ludzi próbujących dobrze cokolwiek zatańczyć. Co nie oznacza, że im to wychodziło. Tylko tym nie licznym udało się nie pomylić żadnego kroku i zatańczyć idealnie do rytmu piosenki granej na żywo.

Poczułem na ustach słony soli. Powoli otworzyłem usta, dając mamie wepchnąć mi kawałek prażonej kukurydzy. To było ok. Naprawdę ok.

Powoli przeżuwałem pojedyncze ziarno, kiedy zjadłem mama przysuwała mi następne. Jak zawsze, dopóki się nie skończyły lub przerwy odcinka bądź jego końca. Jednak zawsze robiła tyle by nie musieć wstawać przez cały wieczór.

Beznadziejny sposób by mnie czymś karmić. Jej sposób dawania mi jedzenia, przez nią tak żeby ona to widziała. I widziała, że zostanie ono w moim żołądku, a nie spłynie w kanalizacji.

Już nie. Mam taką nadzieję, przynajmniej.

- Idziesz do szkoły? - spytała podsuwając mi kolejne.

- Tak - samo słowo ciężko przeszło mi przez usta. To będzie pierwszy raz po mojej ponad półrocznej przerwie od niej. I nie chodzi mi o wakacje.

- Jeśli nie czujesz się na siłach możesz odpuścić, wiesz o tym, prawda?

Look how far you're come, AndyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz