Obudziłam się, gdy zadzwonił budzik , przerywając ciszę w pokoju. Promienie słońca wdzierały się przez firanki, oświetlając ściany w ciepłych odcieniach. Poniedziałek po nudnym weekendzie, a ja znów musiałam stawić czoła w placówce, którą na szczęście już kończyłam. Miałam nadzieję, że dzień będzie udany, mimo że Madison zorganizowała imprezę, na którą nie poszłam. Nie jestem fanką takich wydarzeń, a wolałam spędzić wieczór w domu z dobrą książką i ciepłym kakao, to nie była dobra pora roku na imprezowanie, łatwo złapać jakąś chorobę. Nie miałam ochoty wstawać za nic w świecie, nawet za miliony. No dobra, wtedy bym przyjęła tę ofertę. Zwlekłam swoje zwłoki z łóżka i ruszyłam do szafy. Tam, nawet nie patrząc na to co biorę, wybrałam szare dresy i białą obcisłą koszulkę. Z organizera wyjęłam korektor i tusz do rzęs. Nie chciało mi się mocniej malować, więc moja twarz wyrażała moje podejście do tego dnia. Zeszłam zmęczona na dół tym, że w ogóle muszę wstawać. Na pierwszy posiłek dzisiaj, wybrałam kiwi. Wzięłam jeszcze płatki z mlekiem i do tego kawę. Gdy zjadłam śniadanie, nagle usłyszałam wibracje telefonu na stole. To była wiadomość od Madison:
„Nie przyjdę dzisiaj. Kac po wczorajszej imprezie. Przepraszam!".
Westchąłam. Wiedziałam, że na imprezie była z jakimś chłopakiem, którego nawet nie znałam i raczej nie poznam. Zawsze czułam się trochę zagubiona w takich sytuacjach. Bez Madison korytarze Eagan High School wydawały się jeszcze bardziej szare i puste. No cóż, musiałam jakoś przetrwać dzień, nawet jeśli miałam wrażenie, że będzie to jeden z tych dni, które ciągną się w nieskończoność. Złapałam plecak, wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w stronę szkoły, mając nadzieję, że coś lub ktoś sprawi, że ten dzień będzie choć odrobinę lepszy. Kiedy weszłam do szkoły, zastałam znajomy chaos — dźwięki rozmów, stukot butów na podłodze i zapach szkolnego jedzenia unoszący się w powietrzu. Podszedłam do swojej szkolnej szafki i otworzyłam ją małym, różowym kluczykiem. W środku panował chaos, po ostatnich piątkowych lekcjach wrzuciłam książki byle jak, przez co teraz o mało nie wypadły z szafki, tworząc nieład, który przyprawiał mnie o dreszcze. Mimo tego bałaganu, na drzwiczkach szafki starannie wisiały moje zdjęcia z Madison, uwieczniające nasze ulubione wspomnienia. Była to moja przyjaciółka od pierwszej klasy, z którą przetrwałam całą tę straszną edukacyjną podróż. Nasza przyjaźń była niezwykle silna, mimo że byłyśmy totalnymi przeciwieństwami. Madison była duszą towarzystwa, miała mnóstwo znajomych i kochała imprezy. Jej entuzjazm do życia był zaraźliwy, a jej umiejętność nawiązywania relacji z chłopakami, których poznawała na tych imprezach, zawsze mnie zadziwiała. Choć mogło się wydawać, że jej podejście do życia może budzić pewne wątpliwości, byłam pewna, że to, co ją definiuje, to nie tylko rozrywkowy styl życia. Madison była mądrą dziewczyną, zawsze gotową służyć pomocą. Często potrafiła znaleźć rozwiązanie w trudnych sytuacjach, a jej wsparcie dawało mi poczucie bezpieczeństwa. Patrząc na te zdjęcia, uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Każda z tych chwil przypominała mi, jak ważna jest nasza przyjaźń. Wiedziałam, że mimo naszych różnic, zawsze mogę na nią liczyć. Właśnie te wspomnienia dodawały mi otuchy, gdy wiedziałam, że dzisiaj się z nią nie zobaczę. Zamknęłam szafkę, czując, jak napięcie związane z nadchodzącym dniem powoli znika. Pierwszą lekcją była biologia, był to jeden z nielicznych przedmiotów, które lubiłam. Lubiłam się jej uczyć więc nigdy z nią nie miałam dużego problemu, być może uczenie się o różnych niezidentyfikowanych stworzeniach nie było moim ulubionym zajęciem, ale reszta biologii była o wiele przyjemniejsza. Miałam jak większość uczniów; nienawidziłam nauki o chloroplastach, ale o wątrobie mogłabym słuchać godzinami. Poszłam pod salę biologiczną, trzymając w ręku podręcznik do ostatniej klasy. Nie mogłam w to uwierzyć, za pół roku opuszczę to miejsce i znajdę się na uniwersytecie. To była myśl zarówno ekscytująca, jak i przerażająca. Przez ostatnie lata spędzone w liceum miałam wiele przygód, ale teraz czułam, że zbliża się czas, aby wyruszyć w świat na własną rękę. Nie miałam ściśle określonych planów na przyszłość, ale odkąd pamiętam, marzyłam o tym, by zostać weterynarzem. Wiem, że moje serce bije dla zwierząt, a perspektywa, że mogę się tym zajmować na co dzień, napawała mnie radością. Zdecydowałam, że jeśli dobrze napiszę egzaminy, będę mogła starać się o przyjęcie na dobre uczelnie weterynaryjne. Dzięki wsparciu rodziców, którzy ciężko pracowali, by zapewnić mi wszystko, czego potrzebuję, miałam szansę na znalezienie dla siebie miejsca na całym świecie — oczywiście w granicach rozsądku. Podczas gdy wchodziłam do klasy, marzenia o przyszłości zdawały się łączyć z niepewnością, która towarzyszyła mi w tych ostatnich miesiącach. Co przyniesie życie po ukończeniu szkoły? Czy uda mi się spełnić swoje ambicje? Myśli te krążyły w mojej głowie, ale jednocześnie wiedziałam, że muszę skupić się na tu i teraz. Zaczęłam marzyć o tym, jak pewnego dnia będę mogła pracować z różnymi zwierzętami, pomagając im w potrzebie. Te myśli napawały mnie optymizmem i dodawały odwagi, by zmierzyć się z wyzwaniami, które nadejdą.
CZYTASZ
MAYBE IN ANOTHER LIFE
RomanceWitaj w Egan, gdzie w murach Eagan High School spotykają się dwie dusze, próbujące odnaleźć się w świecie pełnym bólu i nadziei. Clarie Lee, urocza blondynka z zamiłowaniem do muzyki z lat 90., marzy o życiu, w którym miłość i bezpieczeństwo zajmują...