Ratunek

19 0 0
                                    




Hałas był nie do wytrzymania. Czułam jak ostre dźwięki wwiercają się w czaszkę, odbijając echem i rozchodząc falami bólu. Próbowałam skupić się na oddechu, ale było to jak próba wdychania powietrza przez rurkę, która nagle znalazła się zbyt nisko powierzchni i wraz z tlenem zassała do środka słoną wodę - dusiłam się i krztusiłam jednocześnie. Smak w moich ustach był gorzki i metaliczny, jakby strach stał się fizycznym bytem. Wszystko we mnie drżało. Znikąd, na korytarz wbiegło trzech uzbrojonych mężczyzn. Ich kroki były głośne i pełne determinacji, a twarze mieli posępne, jakby przebyli długą i męczącą drogę. Ubrani byli w jednoczęściowe kombinezony moro, które ciasno opinały ich muskularne sylwetki, a czarne kamizelki kuloodporne i broń podkreślały gotowość do walki.

Nic nie rozumiałam. Przecież była grzeczna. Przecież grałam według ich zasad. Jeden z nich wycelował pistolet w moją stronę i spojrzał na mnie z wyraźnym obrzydzeniem w oczach.

- Czy jest tu ktoś jeszcze? — Zapytał szorstko. Jego głos ciął powietrze niczym nóż - Czy są tu inni?

Z trudem uniosłam głowę. Próbowałam zebrać myśli, ale ból rozrywał mnie od środka. Łzy napłynęły mi do oczu.

- Nie... nie... nie wiem - wydukałam, unosząc drżące ręce wysoko w górę w geście

poddania. Każde wypowiedziane słowo sprawiało mi niewyobrażalny ból. Zupełnie jakby moje gardło było ściśnięte przez niewidzialną pętlę - nazywam się Amanda Nowak. Od dłuższego czasu trzymano mnie w tym pokoju i nic nie widziałam.

Mężczyzna z pistoletem zrobił krok do przodu, a jego oczy stały się wąskie, jakby próbował dostrzec coś w mojej twarzy.

- Zapytałem czy jest tu ktoś jeszcze! Tak czy nie? - Jego głos był zimny i bezlitosny.

- Opuść broń sierżancie - odezwał się mężczyzna stojący w środku grupy, niższy o od niego o głowę, ale z wyraźną aurą dowódcy. Głos miał stanowczy, ale spokojny - nie widzisz, że cała się trzęsie? Zabierzcie ją do karetki. Niech niezwłocznie zawiozą ją do szpitala.

- Ale jest ubrana jak inni! - Sierżant nie odpuszczał. Jego oczy płonęły podejrzliwością - Nie mamy pewności, czy...

- To był rozkaz! Nie zamierzam się powtarzać - dowódca odwrócił się na pięcie. Jego kroki odbijały się echem w korytarzu, gdy ruszał w stronę wyjścia  - i dajcie jej lepiej coś żeby się przebrała

Sierżant zmarszczył nos, a jego wyraz twarzy zdradzał narastającą frustrację. Podszedł do mnie powoli, ale zdecydowanie, a ja patrzyłam na niego z mieszaniną ulgi i niepokoju. Nie czekając na moją zgodę, zacisnął mocno palce wokół mojego wycieńczonego ciała. Choć w jego ruchach można było odczuć wyraźną niechęć, uniósł mnie ostrożnie, jakby miał pełną świadomość swojej siły i jednocześnie starał się nie wyrządzić mi krzywdy. Wzdrygnęłam się mimowolnie, pod naciskiem jego silnych rąk, ale nie znalazłam w sobie wystarczająco siły, by zaprotestować. Byłam zbyt zmęczona, zbyt wyczerpana długą walką o przetrwanie.

Poczułam, jak do oczu napływają mi gorące łzy. Zupełnie jakby chciały zmyć cały ból i całe poniżenie, które nagromadziło się we mnie przez ten czas. Mężczyzna idąc kołysał mnie delikatnie w ramionach, a ja z każdym jego krokiem czułam, jak napięcie w moim ciele stopniowo ustępuje. Dotarło do mnie wreszcie, że to koniec. Przeżyłam. Spojrzałam ostatni raz w stronę celi, w której spędziłam te wszystkie dni, tygodnie, a może i nawet miesiące. Wszystko zlewało się w jedno. Przypomniałam sobie te długie godziny, gdzie jedynym towarzyszem były moje myśli i cisza przerywane drżącym oddechem. Te obrazy zdawały się nie należeć już do mnie, a jednak były jak niewidzialny ciężar, który wciąż musiałam dźwigać. I nagle coś do mnie dotarło. Jakby ktoś oblał mnie wiadrem lodowatej wody — to wcale nie był koniec, tylko początek. Początek czegoś nowego i nieznanego, co mogło przynieść ulgę, ale równie dobrze mogło być początkiem kolejnych cierpień. Wzdrygnęłam się mimowolnie pod ciężarem tego odkrycia. Sierżant spojrzał na mnie podejrzliwie, lecz szybko odwrócił wzrok, jakby samo patrzenie na mnie sprawiało mu ból. Nie mogłam jednak teraz o tym myśleć. Byłam zbyt wyczerpana, zbyt przytłoczona by snuć przypuszczenia. Po raz pierwszy od bardzo dawna pozwoliłam sobie na chwilę słabości i zamknęłam oczy, czując, jak moje ciało poddaje się zmęczeniu. Cokolwiek miało nadejść, nie mogłam już uciec. Byłam gotowa stawić temu czoła, z resztkami sił, jakie mi jeszcze pozostały.


NADludzieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz