– Nikt i nic nie może sprawić, że przestaniemy się przyjaźnić – bełkocze Micah, a ja zastygam na moment, rażony wspomnieniem, o którym zdecydowanie nie powinienem myśleć.
Nie dzisiaj.
I jeśli mam być szczery – nie... kiedykolwiek.
Poprawiam chwyt w pasie, żeby ten głąb nie osunął się na chodnik, chociaż szczerze mówiąc, jemu się to należy. Gdyby obił sobie tę piękną mordę, ja rzadziej musiałbym go zgarniać z imprez. I nie zmuszałby mnie, abym grał jego skrzydłowego podczas większości z nich. I wysłuchiwał jego pieprzonej gadki na podryw, bo od niej chce mi się wymiotować.
Tak, rozbicie Micah Cohena o chodnik zdecydowanie byłoby dobrym rozwiązaniem.
Gdybym nie kochał tego kretyna jak własnego brata.
– Zamiast pieprzyć od rzeczy, trochę byś mi pomógł – stękam, bo może i jestem dużym skurczybykiem, ale kumpel prawie mi dorównuje, a moje kolano... cóż, nie kolanuje tak, jak powinno.
– Chciałem pieprzyć, to mi nie pozwoliłeś – marudzi, ale brzmi to bardziej jak „siałem przyć, tomini powaliłyś".
W następnej chwili totalnie przestaje współpracować, bo sięga rękoma do oczu i trze je jak opętany, przez co rzeczywiście o mało go nie upuszczam.
– Jebane soczewki.
Parskam śmiechem. Micah zazwyczaj nie klnie, chyba że absolutnie wymaga tego sytuacja. Na co dzień wypowiada się tak cholernie mądrze, że wprawia ludzi w zakłopotanie, bo przecież widzą w nim tylko ładną buźkę i szerokie bary. Nikt nie dostrzega, że pod tą powierzchownością złotego chłopca i playboya w jednym facet jest tak naprawdę wrażliwcem.
W końcu studiuje literaturę. I tak, to wiele wyjaśnia.
Jakimś cudem wylądowaliśmy w jednym pokoju w akademiku i obaj szybko mieliśmy dość tamtej atmosfery. Ja skupiałem się jedynie na hokeju, a Micah uwielbiał czytać w ciszy, szybko więc zdecydowaliśmy się przenieść do Elsey's House w północnym kampusie znajdującym się w malowniczej dzielnicy Garneau. Mieliśmy stąd blisko na zajęcia, w dodatku panowały tam cisza i wygoda, a kiedy w mojego kumpla wstępował imprezowy zwierz, nie musiał tłuc się przez pół miasta, bo miasteczko akademickie znajdowało się ledwie przecznicę dalej. Razem z nami mieszkało jeszcze dwóch kumpli, ale oni spędzali wakacje u rodziny, nie to co my.
Ani ja, ani Micah nie tęskniliśmy za domem.
Jeśli chodziło o mnie, to przestałem go odwiedzać cztery lata temu. Wtedy przebywanie na Windermere Drive straciło jakikolwiek sens.
Moje warunki mieszkaniowe stanowiły w tej chwili rozwiązanie idealne. Oprócz tych wszystkich momentów, kiedy musiałem zgarniać pijanego przyjaciela z kolejnej popijawy.
Mogłem co prawda zamieszkać z moim bratem Atticusem w jego apartamentowcu w Downtown – zresztą kumple z jego kapeli rzeczywiście myślą, że to także i moje mieszkanie, bo często mnie tam widują, a ja nie mam ochoty wyprowadzać ich z błędu – ale śródmieście za bardzo mnie przytłaczało, by spędzać tam każdy wieczór. Gwarny plac Churchilla, na którym przez cały rok odbywają się różnego rodzaju imprezy, kasyno, tętniące życiem nocne kluby i stylowe restauracje. To dla mnie zbyt wiele, nawet jeśli w tej samej dzielnicy mieściła się hala hokejowa Rogers Place.
No dobra, trochę też przytłaczała mnie obecność własnego absorbującego brata. Z dwójki rodzeństwa to ja jestem tym cichym i spokojnym, a Att? Cóż, nie bez przyczyny Faith nazwała go Zwierzakiem. Gość potrafi nieźle wymiatać zarówno na scenie, jak i poza nią, a w dodatku wokół niego wciąż kręci się rzesza fanek, bo tyle co z Gunnerem i resztą kapeli wyszli z cienia i stali się rozpoznawalnymi rockmanami.

CZYTASZ
Hurtless (premiera 8.01.2025)
RomansaPrzyjaźnili się od najmłodszych lat. Wszystkie problemy i troski wyrzucali wysoko w górę na huśtawce tuż nad rzeką. Nie wyobrażali sobie, żeby cokolwiek miało się zmienić. Obiecali sobie, że będą dla siebie już na zawsze. Jedna noc zmienia wszystko...