Hector
Ostatniego dnia majówki myślałem, że uda mi się przeleżeć cały dzień, jednak nie było mi to pisane. Około dziesiątej rano usłyszałem dzwonek do drzwi. Przerwałem więc robienie herbaty i otworzyłem. Przede mną stał nie kto inny niż Guiu.
- Nie śpisz o tej godzinie? Niemożliwe. Aż powiem o tym Cubarsiemu - zadrwiłem.
- Zbieraj się, idziemy do Zbyszka naprawić mu drzwi.
- Do kogo? Ja się już boję twoich pomysłów.
- Taki dredziarz z czwartej klasy, on jest spoko.
- Ty to zawsze coś wymyślisz. Ale jeśli Pau nie idzie, to ja też nie.
- Hetero powiadasz? - prychnął.
*
Takim oto sposobem około pół godziny później we trójkę byliśmy u nijakiego Zbyszka w domu.
- Kim tak właściwie jest ten cały dredziarz? - spytał Pau.
- Taki spoko typek z naszej szkoły. Powiedział, że jeśli naprawimy mu te drzwi to da nam kasę czy coś.
- To było tak od razu! Wtedy zgodziłbym się bez dwóch zdań.
- Boże, z kim ja żyję - westchnął szatyn. - Dlaczego ja się na to pisałem? Przecież wy prędzej rozwalicie te drzwi niż cokolwiek zrobicie.
- Wy? My. - Poprawiłem go.
- Dobra to naprawiamy te drzwi czy nie? spytał Marc. - Mamy trzy godziny.
- A masz jakieś narzędzia?
Chłopak skinął głową na skrzynkę z narzędziami.
- No to do roboty - oznajmił Cubarsi. Tak też zrobiliśmy.
Pierwsze piętnaście minut zastanawialiśmy się jak mamy naprawić wcześniej wspomniany przedmiot. Po tym czasie Guiu dostał olśnienia i przypomniał sobie, że Zbysiu mu mówił co się stało z drzwiami. Wreszcie zabraliśmy się do roboty.
- Zastanawiam się co kierowało tym chłopakiem, że zwrócił się o pomoc akurat do tego zjeba - Pau spojrzał na Guiu.
- Co prawda, to prawda.
Kolejną godzinę rzeczywiście przeznaczyliśmy na naprawianie tych drzwi. Jednak nie mogło być tak dobrze przez cały czas, bo Guiu to Guiu, no nie? Razem z Cubarsim postanowiliśmy zrobić dla naszej trójki herbaty. Poszliśmy więc do kuchni. Po chwili usłyszeliśmy głośny huk oraz krzyk.
- ON NAS ZABIJE! UCIEKAMY!
- Co zjebałeś? - zapytałem zaciekawiony.
- NO BO JAKBY TO POWIEDZIEĆ- YM- TE DRZWI SIĘ ZŁAMAŁY TAK W PÓŁ-
- CO?! - wrzasnęliśmy razem z Pau na raz. Momentalnie pobiegliśmy w stronę chłopaka. Drzwi rzeczywiście były złamane w pół. On to zawsze coś zjebie.
- ALE JAK?!
- To nie czas na ploteczki, uciekamy!
Takim oto sposobem ileś tam minut później znaleźliśmy się u mnie w pokoju. Usiedliśmy na moim łóżku.
- To co ty tak właściwie zrobiłeś z tymi drzwiami, co?- spytał szatyn.
- Yyy.. W skrócie to spadły no i się złamały.. - odparł.
- Ty to jednak jesteś specjalny. Złamać drzwi.. Kreatywnie. Dogadałbyś się z Gavim - zaśmiałem się.
- Prawda. On jest tak samo specjalny jak ty, albo i jeszcze bardziej - zadrwił Cubarsi.
- Cicho już siedźcie. Hector przypomnij mi kto wpadł na jakże genialny pomysł przeskoczenia nad ogniskiem i to na rowerze? - chłopak rzucił mi side eye. - Prawie się tam zabiłeś, i przy okazji spaliłeś oponę którą gaśliśmy wodą gazowaną Lamina.
Pau się zaśmiał na wspomnienie tej historii.
- Mnie przynajmniej nie goniło stado os w zeszłe wakacje. Dalej pamiętam jak przez następny tydzień cały czas mi marudziłeś że cię te wszystkie użądlenia bolały. W sumie to się nie dziwię.
- Nie wiem do czego ta rozmowa ma doprowadzić, ale wychodzi na to że jestem stąd najmądrzejszy - wtrącił się szatyn, po czym uśmiechnął się ‚niewinnie'.
- Przepraszam bardzo, ale kto prawie utopił siebie i Lewandowskiego w aquaparku? Bo napewno nie my z Guiu - zaśmiałem się.
- Dobra już tam się zamknij, wy i tak macie najwięcej przypałów. To ty ledwo zdałeś z zachowania, ja mam prawie zawsze wzorowe na koniec.
- Dobra nie zesraj się aniołku.
*
- Hec.. naprawdę muszę już iść - powiedział Pau ze smutkiem w głosie. - Mama mnie zabije jeśli nie wrócę
- To napisz jej że zostaniesz u mnie, a rano weźmiesz książki z domu. Błagam cię, nie chce mi się tu samemu siedzieć - poprosiłem. Wiedziałem, że prędzej czy później Cubarsi się zgodzi.
- No ale - zaczął, ale ja mu nie dałem skończyć.
- Nie ma żadnego ale. Zostajesz ze mną bo tak mówię.
- Niech ci będzie. Masz farta, że cię serio lubię.
- To się nazywa urok osobisty, mój drogi - uśmiechnąłem się. Chłopak odwzajemnił uśmiech.
- A czemu ci tak zależy, żebym z tobą został?
- A czemu nie? Sam czuje się tu dość dziwnie.
- Przecież to jest twój dom - stwierdził Pau, jakby nie rozumiejąc, co mam przez to na myśli. Częściowo miał rację.
- Tylko teoretycznie. Mój prawdziwy dom jest tam, gdzie jesteś ty. Bo bez ciebie moje życie nie miałoby sensu - przyznałem szczerze. On mnie tylko przytulił. Tylko, a może aż. Doceniłem ten gest z jego strony.
Następne pięć, a może i dwadzieścia pięć minut spędziliśmy razem leżąc, rozmawiając na przeróżne tematy, oraz śmiejąc się z głupich rzeczy. W końcu jednak szatyn zasnął wtulony w moją klatkę piersiową. Objąłem go w talii.
Potrzebowałem czyjejś czułości oraz zrozumienia. Skoro nie mogła mi tego zapewnić moja matka, szukałem tego u innych osób. Jednak chłopak leżący obok mnie dawał mi to wszystko, za co będę mu wdzięczny do końca swoich dni. To jemu zawdzięczam wszystko, co mam. Za to go uwielbiam.
Uwielbiam? Czy to napewno jest dobre określenie..?
CZYTASZ
It's okay, I'm here || Cubarsí x Fort
Romancegejowy ff inspirowany @tacohemingej jest to moja druga ksiazka, ale pierwsza nie miala konca i nie wyszla (nie obiecuje ze ta bedzie miala koniec, chociaz chcialabym bo mam jakis pomysl na to) mam nadzieje ze sie spodoba:) gejoza i debilizm alert⚠...