Rozdział 2

60 14 4
                                    


Florence

– ... albo psikus – mamroczę i gapię się na wysoką postać.

To mężczyzna. Tak, zdecydowanie, sądząc po wzroście i posturze.

Wpatruję się w czarną maskę ze świecącymi na zielono oczami w kształcie litery x i upiornym uśmiechem, który również świeci.

Tak właściwie to tylko maska jest źródłem światła, bo dookoła nas panuje ciemność. Dziwne, ale w pobliżu domu pani Marshall nie działa żadna uliczna latarnia.

Wiem, że nie powinnam tak bezczelnie się gapić, a tym bardziej bać nieznajomego, który, przynajmniej tak czuję, intensywnie mi się przygląda. W Halloween ludzie często otwierają dzieciom drzwi w strasznych strojach i zazwyczaj wywołują tym radość u żądnych słodyczy maluchów. Stojący przede mną mężczyzna ma na sobie tylko głupią świecącą maskę. Nic strasznego. A jednak sam fakt, że ten ktoś, kogo twarzy nie jestem w stanie zobaczyć, stoi na progu dziwnego domu, w niemal całkowitych ciemnościach, sprawia, że czuję się nieswojo.

– Wybieram psikusa, Dorotko z Krainy Oz – odpowiada po długiej chwili ciszy i już wiem, że to z pewnością nie jest starszy mężczyzna, ani nawet taki w wieku mojego ojca. Głos nieznajomego brzmi młodo, choć jest niski i nieco chropowaty.

Z trudem przełykam ślinę. Psikusa? Nie mam w zanadrzu żadnego psikusa, zresztą coś mi mówi, że stojącego przede mną chłopaka nie zadowoli byle co.

Spanikowana zerkam przez ramię na Pam, licząc, że poratuje mnie i wyskoczy z jakąś zabawną gadką albo zamęczy nieznajomego swoim słowotokiem, jak to ona ma w zwyczaju. Nic z tego. Pam gapi się na świecącą maskę i wygląda jak zahipnotyzowana. Wspaniale, a więc kolejny raz to ja mam zrobić z siebie idiotkę.

– Rain, masz jakiegoś psikusa dla pana? – pytam siostry i staram się, by nie drżał mi przy tym głos. Wiem, że nie powinnam wysługiwać się ośmiolatką, ale nie mam innego pomysłu na to, jak wyjść z tej sytuacji z twarzą.

– Boję się – mamrocze Rain i chowa za moimi plecami. Cóż, wcale jej się nie dziwię.

– Niepotrzebnie, Czerwony Kapturku. Robię krzywdę tylko tym, których sobie upatrzę – odpowiada nieznajomy i chociaż ma maskę, jestem pewna, że wciąż wpatruje się we mnie. – Poczekaj, mam tu coś dla ciebie. – Znika na moment w holu, ale nim zdążę wymienić z Pam zdziwione spojrzenia, wraca, wychodzi przed dom, pochyla się i wsypuje do koszyka moje siostry słodycze.

Odruchowo wstrzymuję oddech, gdy wysoka postać przez moment jest bardzo blisko mnie. To na nic, i tak dociera do mnie jej zapach. Wyczuwam kadzidło, pieprz, skórę... jakiś mroczny, nieco piwniczny aromat, który jest jednocześnie pociągający i wyrafinowany. Nie wiem, jakie to perfumy, ale to jedne z tych, które sprawiają, że mam ochotę robić rzeczy, których nie powinnam robić.

Rain, wciąż wystraszona, spogląda na koszyk, a na jej twarzy powoli rozlewa się uśmiech. Dobrze wiem, z czego się tak cieszy. Właśnie dostała najbardziej wypasione słodycze, jakie można sobie wyobrazić, takie, których raczej nie daje się ot tak, obcym dzieciakom, bo sporo kosztują.

– Poza tym... – Chłopak prostuje się, szybko cofa i znów stoi w progu domu. – ... nie chcę psikusa od ciebie, Czerwony Kapturku, tylko od Dorotki z krainy Oz.

Zamieram. To jakiś żart, prawda? Przecież dał nam cukierki, a to oznacza, że już możemy sobie iść, zabawa skończona.

– To nie jest prawdziwa Dorotka z krainy Oz, to moja siostra. Ma na imię Florence i wczoraj było jej niedobrze, bo zjadła za dużo płatków z sokiem pomarańczowym. Mówiłam jej, że płatki je się tylko z mlekiem. Nikt normalny nie dolewa do płatków soku pom...

Secret CrushOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz