SŁOWEM WSTĘPU (można to pominąć, to tylko skrócona geneza tego os)
Hej, hej, witam w drugim (i raczej ostatnim) one-shocie napisanym na trzecią edycję konkursu „Obrazy słowem malowane”, który jest organizowany przez pisarskiWatt09. Obraz, który stanowił inspirację, to „Parasol” widoczny na górze ^^.
Może i będzie to mdła bajeczka. Może tak. Wolę mroczne tematy, ale chyba powoli zbliżające się święta i nostalgiczna jesień sprawiły, że stałam się sentymentalna. Obiecuję z tym zerwać i wrócić do „krwi i flaków”, ale na ten moment musicie mi wybaczyć. Albo wyjść, nie obrażę się (chyba :D)
Kilka lat temu jakaś organizacja czy tam fundacja organizowała akcję polegającą na napisaniu opowieści o radzeniu sobie z żałobą, żeby pomóc dzieciom po stracie. Coś tam nabazgrałam, chociaż to były czasy, kiedy nawet nie odróżniałam dywizu od półpauzy, i stwierdziłam, że właściwie użyta przeze mnie wówczas forma sprawdzi się i tutaj. Inspiracją była książka „Oskar i pani Róża”. Odbiorcami były dzieci, stąd taki przekaz, chociaż myślę, że każdy może tu znaleźć coś dla siebie (tak, głos w mojej głowie szepcze: „Wywal ten ckliwy shit do kosza”, rozumiem was).
Praca miała się pojawić dopiero za pięć dni, ponieważ wtedy wypada rocznica śmierci bliskiej mi osoby, i tak sobie leżała od października w przysłowiowej szufladzie, ale stwierdziłam, że dodam dziś.
Nie przedłużając, zapraszam do czytania, króciutkie playlisty do obu opowiadań zgłoszonych do tego konkursu zostaną za moment dodane do następnego rozdziału :D
P. S. Inni uczestnicy konkursu (a przynajmniej ci, których w mniejszym bądź większym stopniu znam) są oznaczeni w poprzednim rozdziale ;)
———★———
12.10. 2024r.Cześć, tato!
Minął już parę lat od Twojej śmierci. Bardzo mi Ciebie brakuje i cieszę się, że w końcu zdecydowałam się na napisanie tego listu.
Upłynęło tyle miesięcy, ale żałoba czasu nie liczy. Ból nie ustaje, my tylko uczymy się z nim żyć. I jest odrobinę łatwiej niż na początku.
Dawniej nie wierzyłam w to, że po śmierci istnieje życie, lecz człowiek nie może się po prostu rozpłynąć w powietrzu, prawda?
Zostawiłeś parasol, ten, który podarowałeś mi na szóste urodziny. Wtedy pomyślałam, że to dziwny i bezwartościowy prezent, chociaż nie powiedziałam tego głośno, by nie sprawić Ci przykrości. Uśmiechnęłam się tylko z wysiłkiem i podziękowałam, udając, że to najwspanialszy podarunek na świecie.
Dostrzegłeś moje niezadowolenie, chociaż starałam się je ukryć, i zapytałeś, co mi się w nim nie podoba. Zmarszczyłam nos jak rozwydrzone dziecko, którym w rzeczywistości byłam, i odparłam, że wszystko.
Usiadłeś obok i rozłożyłeś go. W jednej chwili gwiazdy, oddalone od nas o setki tysięcy kilometrów, znalazły się tuż nad naszymi głowami.
Kilka z nich zostało uwiecznionych w locie, w trakcie spadania na ziemię.
„Pomyśl życzenie”, poleciłeś. Zacisnęłam mocno powieki i poprosiłam, by zawsze było tak jak tamtego dnia.
Dziś siedzę pod naszym parasolem sama. Nie ma już Ciebie, nie ma tamtej mnie. Odeszła wraz z Tobą i zabrała ze sobą wszystkie marzenia.
Twoja Grace
CZYTASZ
Konkursy
General FictionPrace pisane przeze mnie na różne konkursy. UWAGA! Nie są to wszystkie prace konkursowe. Kilka znajduje się "luzem" na moim profilu, bo, nieskromnie mówiąc, zbyt mi się podobają okładki, jakie do nich wykonałam, by je ich pozbawiać.