Prolog

18 0 0
                                    


– Witajcie na dniach otwartych w naszym liceum! – odezwała się dyrektorka, która przypominała mi Zofię Frał z „Włatców Móch". – Cieszę się, że zainteresowaliście się naszą placówką i mamy nadzieję, że to właśnie ją ostatecznie wybierzecie. Nasi uczniowie z przyjemnością oprowadzą was i odpowiedzą na wszystkie pytania!

Kilkoro uczniów liceum rozsianych między kandydatami do szkoły uniosło różnokolorowe flagi, które mieli w rękach. Dyrektorka kazała nam pogrupować się i przyłączyć do przewodników. Wraz z moimi przyjaciółmi – Olą i Adrianem – trafiliśmy do grupy wysokiej blondynki, która uśmiechała się do nas przyjaźnie.

– Witajcie – zaszczebiotała. – Nazywam się Alicja i chodzę do drugiej klasy. Będę dziś waszą przewodniczką.

Szczerze mówiąc, wyglądała, jakby się czegoś naćpała. Była zdecydowanie zbyt radosna, co wzbudzało we mnie pewną dozę niepokoju. Przerażali mnie tacy ludzie. Nie pozostało mi jednak nic innego, jak grzecznie za nią podążyć.
Prócz naszej trójki w grupie znajdowały się jeszcze dwie dziewczyny, które wyglądały na nieco przerażone i przytłoczone nowym otoczeniem oraz chłopak, którego mgliście kojarzyłem z naszej podstawówki. Uczęszczał chyba do klasy sportowej i jeśli dobrze kojarzyłem, świetnie radził sobie na boisku do piłki nożnej.

Alicja zaczęła opowiadać o szkole i jej sławnych absolwentach, o których chyba nikt nigdy nie słyszał. Przynajmniej ja nikogo z nich nie kojarzyłem. Szybko straciłem więc zainteresowanie i po prostu udawałem, że słucham. Alicja wydawała się tego nie zauważać lub też jej to nie obchodziło.

Muszę przyznać, że sama szkoła naprawdę mi się spodobała. Miała olbrzymią bibliotekę z wydzieloną czytelnią, klasy wyglądały na zaopatrzone w najnowsze pomoce dydaktyczne, a nauczyciele wydawali się sympatyczni. Niektórzy nawet przygotowali dla nas specjalne pokazy. Szczególnie te przeprowadzone przez panią od chemii i pana od fizyki bardzo mi się spodobały. Oboje wydawali się niezwykle sympatycznymi pedagogami.

Szliśmy właśnie korytarzem, kiedy jedna z dziewczyn z naszej grupy zagadnęła naszą przewodniczkę:
– A to kto? – niemal wyszeptała, a jej policzki zabarwiły się na czerwono.

Na końcu korytarza stał chłopak w granatowym garniturze i rozmawiał z dyrektorką oraz nauczycielem matematyki, jeśli dobrze zapamiętałem. Wszyscy śmieli się z czegoś, co powiedział. Jego policzki lekko się zaróżowiły, a oczy błyszczały autentyczną radością. Nieco przydługa grzywka opadła mu policzek, więc machinalnie odgarnął ją do tyłu, mówiąc coś, co jeszcze bardziej rozbawiło towarzystwo. Był wysoki, dobrze zbudowany i musiał być co najmniej dwa lata starszy od nas.

– To Nataniel. – Przesłodzony głos Alicji przywrócił mnie do rzeczywistości. – Jest przewodniczącym szkoły. Możemy podejść się przywitać – zaproponowała, ale obie dziewczyny gwałtownie zaprotestowały, paląc buraka.

Alicja zaśmiała się ze zrozumieniem i ruszyła dalej, by pokazać nam salę gimnastyczną, gdzie miał się odbyć mecz koszykówki. Rzuciłem jeszcze jedno szybkie spojrzenie na Nataniela i poczułem jak coś ściska mnie w dołku na widok jego szerokiego uśmiechu. Przełknąłem ślinę i przerażony przyspieszyłem, by zrównać się z Adrianem, który właśnie wypytywał o coś naszą przewodniczkę. Starałem się zaangażować w rozmowę, jednak myślami cały czas wracałem do czarnowłosego przewodniczącego.

Moja miłość to grzechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz