Razdział I

21 0 0
                                    

DAWID

Stałem przed lustrem, przyglądając się swojemu odbiciu. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że wyglądam jak dziecko próbujące udawać dorosłego. Wszystko przez garnitur, który musiałem włożyć na uroczyste rozpoczęcie roku w nowym liceum. Przez lato nieoczekiwanie urosłem o kilka dobrych centymetrów, co uświadomiłem sobie, widząc, że spodnie od garniaka nie zakrywają mi już kostek, a rękawy marynarki kończą się znacznie powyżej nadgarstków. Nadal jednak miałem wzrost poniżej średniej. Moja rok młodsza siostra była wyższa ode mnie, co niesamowicie mnie frustrowało.

Mój wzrost dałoby się jeszcze przeżyć, jednak najbardziej dobijała mnie twarz, która nadal nie wyglądała, jak twarz nastolatka. Miałem okrągłą twarzyczkę dziecka, którą okalały złote loki. Wszyscy zawsze mówili, że wyglądam jak słodki aniołek, co było komplementem, gdy miałem pięć lat. W wieku piętnastu stanowiło obrazę. Ostatnio ciotka zaczęła mnie zagadywać, czemu taki śliczny chłopiec nie ma jeszcze dziewczyny. Właśnie dlatego. „Śliczna" mogła być dziewczyna, a nie facet.

– Długo jeszcze będziesz stał przed tym lustrem?

W drzwiach mojego pokoju pojawiła się Olka. Obrzuciła mnie krytycznym spojrzeniem, zatrzymując je dłużej na moich za krótkich spodniach i rękawach. Wyszczerzyła się radośnie.

– Urosłeś! – zawołała z przesadnym entuzjazmem.

Prychnąłem.

– Chciałbym mieć trądzik – wyznałem.

Olka wyszczerzyła na mnie oczy.

– Co? – tylko tyle udało jej się wykrztusić.

– Trądzik – powtórzyłem dobitnie, przyglądając się swojej idealnie gładkiej cerze. – Może wtedy wyglądałbym poważniej.

Ola zamrugała kilka razy, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Kiedy w końcu dotarło do niej, co powiedziałem i że mówiłem absolutnie poważnie, popukała mi się w czoło.

– Jesteś walnięty – oznajmiła. – Pospiesz się. Nie chcę, żeby twoja mama nas ochrzaniła.

Po tych słowach zniknęła za drzwiami. Westchnąłem z rezygnacją i ruszyłem za swoją najlepszą przyjaciółką. Olka mieszkała piętro niżej, więc znaliśmy się całe życie. Jeszcze zanim poszliśmy do szkoły biegaliśmy razem po podwórku, dlatego znaliśmy się jak łyse konie.
W salonie mama wiązała krawat mojemu bratu, który w tym roku miał iść do siódmej klasy. Jego garnitur dla odmiany leżał na nim idealnie, jakby został uszyty na zamówienie. Olek był wysoki jak na swój wiek, ale na szczęście jeszcze mnie nie przerósł. To byłby dla mnie prawdziwy cios.

– Nareszcie jesteś – zawołała mama, rzucając mi krótkie spojrzenie.

Po chwili dotarło do niej, że coś jest nie tak i przyjrzała mi się uważniej. Pod wpływem jej badawczego wzroku, zrobiłem się lekko nerwowy. Przeczuwałem, co za chwilę usłyszę.

– Masz za mały garnitur – powiedziała, kiedy ją olśniło. – Mówiłam, żebyś go przymierzył tydzień temu! Jak ty będziesz wyglądał?

Jej twarz momentalnie przybrała intensywnie różowy kolor. To była nasza cecha charakterystyczna – kiedy się denerwowaliśmy szybko czerwienieliśmy. Moja mama była piękna i to po niej odziedziczyłem urodę i niski wzrost. Mimo że miała już czterdzieści lat, jej cera była pozbawiona większych zmarszczek czy niedoskonałości. Jej włosy w kolorze pszenicy, których chyba nigdy nie farbowała, sięgały jej za łopatki i kręciły się tak jak moje. Wyglądała pięknie, nawet jeśli jej rysy wykrzywione były akurat złością.

Moja miłość to grzechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz