Chapter one: Dear Faith

154 18 2
                                    

  Stanęłam przed ogromnym gmachem budynku szkoły i jęknęłam w duchu, ponieważ będę musiała jakoś przetrwać osiem godzin. Szczególnie że dzisiaj jest piątek. Właśnie piątek i z tej okazji nasza despotyczna nauczycielka od matematyki, postanowiła zrobić nam ogromny sprawdzian z całego działu. Pani Rosenberg to siekiera jakich mało w naszej szkole, która szczyci się renomą.

Otrząsnęłam się ze swoich myśli i pewnym krokiem weszłam do środka. Na korytarzu roiło się od uczniów. Przepchnęłam się przez wielki tłum i prawie stratowana przez kapitana drużyny koszykówki, dotarłam do mojej szafki.

- Hej, Faith! – niemal podskoczyłam, gdy usłyszałam wesoły krzyk mojej najlepszej przyjaciółki – Valerie. Przyłożyłam sobie rękę do serca i zgromiłam ją wzrokiem.

- Val, kiedyś doprowadzisz mnie do zawału! – dziewczyna zaśmiała się i zarzuciła swoimi długimi, rudymi włosami, które układały się w naturalne fale. Zawsze jej zazdrościłam, że nie musi ślęczeć godzinami, aby je ułożyć, w przeciwieństwie do mnie. Moje włosy zawsze były niesforne i nie układały się tak, jak chciałam.

- Przesadzasz. Chciałam ci dodać trochę entuzjazmu przed sprawdzianem u Rosenberg. To będzie istna rzeź. Nic, a nic się nie uczyłam. Stwierdziłam, że pójdę na żywioł – ruda paplała jak najęta, a ja naprawdę nie miałam dzisiaj nastroju, by słuchać jej słowotoku. Otworzyłam szafkę w celu wyciągnięcia podręczników, gdy ze środka wyleciała biała koperta. Podniosłam ją i zobaczyłam, że widnieje na niej moje imię.

- Co tam masz? – Valerie zajrzała mi przez ramię.

- To chyba kolejne zaproszenie na jakąś imprezę – wzruszyłam ramionami i miałam wrzucić kopertę w głąb szafki, ale powstrzymała mnie Valerie.

- Czekaj! Otwórz, a wtedy się przekonamy – pisnęła podekscytowana. Westchnęłam i powoli otworzyłam kopertę. Ze środka, wyjęłam starannie złożoną, kremową kartkę. Rozłożyłam ją i od razu w oczy rzuciło mi się staranne pismo.


Droga Faith,

Muszę Ci wyznać, że obserwuję Cię już od dłuższego czasu. Może to być dla Ciebie trochę przerażające, ale mam dobre intencje. Pewnie zabrzmi to żałośnie, ale nigdy w swoim siedemnastoletnim życiu, nie widziałem piękniejszej istoty od Ciebie. Podziwiam twoją urodę z ukrycia, ponieważ jestem okropnym tchórzem. Nie potrafię w sobie zebrać odwagi, by podejść i powiedzieć zwykłe „cześć". Mam nadzieję, że kiedyś pokonam moją nieśmiałość i patrząc Ci prosto w oczy, powiem co do Ciebie czuję.

~Twój Cichy Wielbiciel.

xx


W pierwszej chwili myślałam, że to zwykły żart, któregoś ze szkolnych dowcipnisiów. Zaczęłam się rozglądać, ponieważ byłam pewna, że za chwilę, któryś z nich wyskoczy zza filaru i zacznie się śmiać. Jednak tak się nie stało.

- Ktoś sobie robi ze mnie żarty.

- Pokaż mi ten list – zniecierpliwiona Val, wyrwała mi z ręki skrawek papieru.

- Aww, Faith. Chyba musisz pogodzić się z tym, że masz adoratora. Wiesz, ile bym dała, żeby takiego mieć? – spojrzałam na nią z politowaniem. Niestety, nie podzielałam jej ekscytacji.

- Czasami taki cichy wielbiciel, nie wróży nic dobrego. Poza tym mam chłopaka i szczerze wątpię, żeby był z tego zadowolony.

- Och, przecież Aiden nie musi wszystkiego wiedzieć – wywróciłam oczami. - Nie ciekawi cię, kto jest autorem tego listu? – spytała, a ja zagryzłam wargę. Szczerze mówiąc, chciałabym poznać tę osobę, tylko bałam się, kto się nią okaże.

- Troszeczkę. Dobra, zrobimy tak. Spróbujemy wyśledzić kto to, ale jeśli nie uda nam się tego dokonać do balu na zakończenie szkoły, bądź sam się nie ujawni, damy sobie spokój. Zgoda?

- Zgoda. Faith, zobaczysz, że tego nie pożałujesz – Valerie uśmiechnęła się do mnie.

To się jeszcze okaże.  


Secret Admirer |L.P.Where stories live. Discover now