Chapter five: Liam's Secret

61 12 4
                                    

  Wróciłam do klasy, kompletnie ignorując podejrzliwe spojrzenie pani Irwin, która pisała temat na tablicy. Usiadłam na swoim standardowym miejscu przy oknie i wyjęłam książkę oraz zeszyt na ławkę. Następnie go otworzyłam i zaczęłam rysować jakieś bezsensowne rysunki na ostatniej kartce, ponieważ nie miałam nawet najmniejszej ochoty słuchać nauczycielki. Cały czas myślałam, jak mogłam nie zorientować się od samego początku, że to właśnie David jest moim wielbicielem. W sumie nigdy nie zauważyłam, żeby wykazywał jakiekolwiek zainteresowanie moją osobą. Może chłopak dawał mi jakieś sygnały, a ja je zwyczajnie zignorowałam? Może bał się Aidena? Ale te listy były jakby... nie w jego stylu? Nigdy bym nie pomyślała, że David może napisać coś takiego. Ugh, tyle myśli przechodziło przez moją głowę, że trudno mi było się skupić na najprostszej rzeczy. Rozejrzałam się po klasie i zauważyłam, że większość nie była zbytnio zainteresowana chemią. Niektórzy siedzieli ze słuchawkami w uszach, co niektórzy pisali sms-y pod ławką, a jeszcze inni najzwyczajniej w świecie ucinali sobie drzemkę, ukrywając się za plecakiem, aby nie zostać przyłapanym. Jedynie Liam Payne uważnie słuchał i notował wszystkie przykłady z tablicy. Przez dłuższą chwilę mu się przyglądałam. Payne widocznie wyczuł, że go ktoś obserwuje i zaczął się rozglądać. Odwrócił głowę w lewą stronę, a wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Patrzyłam w jego czekoladowe tęczówki jak zahipnotyzowana i o dziwo on patrzył w moje z ogromną zachłannością i nie spuszczał wzroku. Uśmiechnęłam się delikatnie, a wtedy chłopak podskoczył, jakby wybudził się z jakiegoś transu i szybko zwiesił głowę w dół na swój zeszyt. Westchnęłam zrezygnowana. Dlaczego on taki jest? Ten chłopak jest jedną, wielką zagadką, którą chcę rozwiązać i nie mogę się od tego powstrzymać. Strasznie mnie do niego ciągnie i to jest silniejsze ode mnie.

- Faith, halo. Ej, pobudka śpiąca królewno – ktoś pstrykał mi palcami przed oczami. Podniosłam głowę i zobaczyłam moją przyjaciółkę. - Dobrze się czujesz? Dzwonek zadzwonił już dwie minuty temu, a ty nadal nie ruszyłaś się z miejsca – rzeczywiście w sali zostałam już tylko ja i Valerie.

- Wszystko w porządku, po prostu trochę się zamyśliłam – posłałam jej nikły uśmiech i zgarnęłam rzeczy z ławki. Wpakowałam je do torby i wyszłyśmy na korytarz, który był niesamowicie zatłoczony i musiałam się przeciskać między ludźmi, aby dotrzeć do szafki. To cud, że nikt mnie nie staranował po drodze.

- Jesteś jakaś milcząca i nieobecna. Coś się stało? – Val szturchnęła mnie w ramię, aby zwrócić moją uwagę. Wypuściłam ze świstem powietrze i oparłam się o metalowe drzwiczki.

- Wiem, kto jest autorem tych wszystkich listów. Dowiedziałam się, gdy wróciłam się po książkę od chemii.

- Serio?! Raz dwa gadaj kto to! – rudowłosa nie posiadała się z ekscytacji. Patrzyła na mnie wyczekującym wzrokiem, który aż krzyczał „Cholera, Faith wykrztuś to z siebie, bo zaraz ciekawość mnie zeżre!"

- To David, kolega Liama – powiedziałam jakby nigdy nic i wzruszyłam ramionami. Byłam trochę... zawiedziona? To chyba przez to, że wyobrażenia o moim adoratorze tak jakby minęły się z prawdą. To prawda, spodziewałam się, że to ktoś zupełnie inny, ale nie on.

- Och – wyrwało się z ust Valerie. - Czyli jednak on. Nie cieszysz się, że w końcu poznałaś prawdę?

- Szczerze? Nie bardzo. Mam dziwne wrażenie, że te listy nie są w jego stylu i to do niego nie pasuje.

- Co zamierzasz teraz zrobić? Podejdziesz do niego i powiesz: „Hej, wiem, że to ty jesteś moim tajemniczym wielbicielem, ale kompletnie mnie nie interesujesz, więc nici z jakiejkolwiek znajomości?" – mówiła, przedrzeźniając mój głos. Kilka osób obejrzało się w naszą stronę, ponieważ mówiła dość głośno i brzmiała nieco zbyt piskliwie. Widziałam, jak chłopcy ze szkolnej drużyny koszykówki spoglądają na nią z rozbawieniem wymalowanym na twarzy.

- Możesz odrobinę ciszej? Prawie wszyscy się na nas gapią, brawo Val właśnie zrobiłaś z siebie kretynkę przed kapitanem drużyny koszykówki – dziewczyna rozejrzała się dookoła i jedynie wzruszyła ramionami, zupełnie się tym nie przejmując. Ja na jej miejscu już dawno miałabym wypieki na całej twarzy ze wstydu. No, ale to Valerie Cross, ona się nikogo i niczego nie wstydzi, co więcej ma gdzieś opinię innych na jej temat i to właśnie nas różni.

- Nic z tym nie zrobię, po prostu będę cierpliwie czekać, aż w końcu zbierze się na odwagę, by do mnie podejść i się przyznać – ciągnęłam dalej temat Davida.

- A może za tym wszystkim stoi jeszcze jakaś tajemnica? – panna Cross jak zwykle chce doszukiwać się czegoś, czego nie ma i nie będzie.

- Daj spokój – machnęłam ręką i zaczęłam grzebać w swojej szafce. Wyjęłam książkę i zeszyt od matematyki oraz list, który zostawił David i którego swoją drogą nie miałam ochoty czytać. Spakowałam wszystko do torebki i na zegarku zobaczyłam, że zostało jeszcze cztery minuty przerwy, więc postanowiłam skorzystać jeszcze z toalety i przy okazji związać włosy w wysoki kucyk, ponieważ zaczęły mi przeszkadzać. Po dzwonku udałam się na lekcję matematyki, która ciągnęła się w nieskończoność, a nauczyciel za karę, że nikt oprócz Liama nie odrobił pracy domowej, zaczął pytać całą klasę. Oczywiście posypała się cała masa jedynek, ale mi udało się jakoś wybrnąć na marną tróję. Lubiłam matematykę, ale po prostu się nie przygotowałam do lekcji.

  

~***~


  Po skończonych lekcjach wreszcie mogłam opuścić budynek szkoły. Zabrałam swoje rzeczy i szłam w kierunku bramy, kiedy usłyszałam dwa podniesione głosy. Zaciekawiona postanowiłam sprawdzić, skąd dobiegają. Doprowadziły mnie one aż za szkołę, gdzie zobaczyłam Aidena oraz Liama. Mogłam śmiało stwierdzić, że wdali się w bójkę ze sobą, ponieważ z wargi Liama ciekła krew, a Aiden miał na policzku sporej wielkości otarcie.

- Jeszcze mnie popamiętasz, Payne. Obiecuję, że pożałujesz, że się w ogóle urodziłeś! – krzyknął Brooks w stronę szatyna, a następnie otarł swoje ubranie z piachu i kurzu. Pchnął jeszcze Payne'a na ścianę budynku i pobiegł w nieznanym mi kierunku. Postanowiłam, że podejdę i upewnię się, że Liamem wszystko okej.

- Liam? – stanęłam za szatynem, który nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności i położyłam mu dłoń na ramieniu. Chłopak wzdrygnął się i gwałtownie odwrócił. Gdy mnie ujrzał, jego oczy przybrały rozmiary pięciozłotówek. Nawet kilkakrotnie otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale mu to nie wychodziło.

- Krwawisz – powiedziałam i wyciągnęłam chusteczki z mojej torby. Wyjęłam jedną z paczki i przyłożyłam chłopakowi do rany. On nadal stał jak skamieniały i po prostu patrzył na moje poczynania z niedowierzaniem. Zachowywał się, jakby doznał porządnego szoku. - Powiesz mi, co się stało?

- N-nic – wydukał.

- Liam, naprawdę możesz mi powi... – zaczęłam, ale mi przerwał.

- To nic takiego. Lepiej się w to nie mieszaj Faith, nie chcę, aby stała ci się krzywda – położył swoją dłoń na mojej, która trzymała chusteczkę i delikatnie zdjął ją ze swojej twarzy. Zdezorientowana uniosłam wysoko brwi. O co mu chodzi?

- Dziękuję – wymamrotał i puścił moją rękę, a następnie przyśpieszonym krokiem zaczął iść w stronę bramy. Zostawił mnie samą z natłokiem myśli. Mam wrażenie, że on coś ukrywa i nie spocznę, dopóki nie poznam jego sekretu.


Secret Admirer |L.P.Where stories live. Discover now