Harry, Ron, Hermiona i Ginny mogli aportować się przed Norą, jednak postanowili przejść się. Spacer nigdy nikomu nie zaszkodził. Idąc rozmawiali najpierw o wyborach, które przecież odbędą się jutro, potem o Quidditchu i o najbliższych meczach Harpi z Holyhead, jedynej żeńskiej drużyny Quidditcha, którą reprezentowała Ginny, która grała na pozycji ścigającego. Dochodząc już do Nory rozmawiali na temat, z którego mogli się swobodnie śmiać. Chodziło o to, że Harry'ego i Ginny tygodnik "Czarownica" ogłosił najgorętszą parą całego świata. Na dodatek "Żongler", którego wydawcą był Ksenofilius Lovegood, ojciec ich koleżanki Luny, gorączkowo popierał "Czarownicę". W końcu doszli do Nory. Zapukali i pani Weasley otworzyła im drzwi cała zapłakana. Zaprosiła ich do środka i powiedziała im coś okropnego.
-Artur został zaatakowany!
-Co?!?!?!?!?!-wykrzyczały równocześnie dwie pary.
-Nie mogę w to uwierzyć!-płakała Pani Weasley.
-Ciekawe, kto to zrobił?-myślał głośno Harry.
-A żebyśmy to wiedzieli-odpowiedziała Hermiona z przekąsem Hermiona.
-To musieli być śmierciożercy. Ale kto? Wszystkich osadziłem w Azkabanie! Zaraz, zaraz-Harry nagle coś sobie przypomniał-Pani Weasley, kiedy to się stało?
-Wczoraj wieczorem!
-Crabb i Goyle!
-Ci idioci?-zapytała zdziwiona Hermiona.
-Ich ojcowie! Nie ci kumple Malfoya!
-Aha.
-Dzisiaj Kingsley ich złapał. Ciekawie zapowiada się moja kadencja! Śmierciożercy na wolności, atakują pracownika Ministerstwa i mojego teścia!
-Doszło do ucieczki z Azkabanu?-Hermiona była przerażona.
-Nie. Oni byli na wolności, dałem im dwa dni wolnego, bo byli pod stałą kontrolą. Uniewinniłem ich, gdyż w czasach Voldemorta, nie służyli mu wcale. Nic nie robili. Robili tylko za tłum, żeby wszyscy myśleli, że prawie cały świat przyłączył się do Voldemorta. On ufał tylko garstce, a jak by to wyglądało, gdyby było tam 10 śmierciojadów? Potrzebni mu byli właśnie tacy, jak Crabb i Goyle.
-Nigdy bym na to nie wpadła-przyznała Hermiona.
-Ja też. Ale dokładnie, osobiście ich przesłuchałem. Znaczy się śierciożerców. Zbadałem całą ich historię.-Kiedy możemy go odwiedzić? Może dzisiaj?-spytała Ginny.
-Dobrze. Podam wam obiad, bo na pewno jesteście głodni. Potem pójdziemy-zdecydowała Pani Weasley.
Pani Weasley zawsze pysznie gotowała, ale dzisiaj przeszła samą siebie. Soczyste żeberka, zupa pomidarowa, ziemniaki i lody na deser. Gdy już się najedli, wyruszyli do Świętego Munga. Najpierw jednak Pani Weasley tym zapakowała kolację dla Pana Weasleya. Harry, Ron, Hermiona i Ginny postanowili, że spędzą razem wieczór we czwórkę u Harry'ego i Ginny. Doszli do Munga, zapytali recepcjonistkę o Artura Weasleya i poszli do niego. Harry chciał go wypytać o szczegóły zdarzenia, jednak chciał to zrobić na osobności, zabierze jednak Rona, jest przecież aurorem i synem pana Weasleya. Wiedział, że musi to zrobić spokojnie, gdyż pan Weasley na pewno był wstrząśnięty. Postanowił, że poprosi Hermionę, Ginny i panią Weasley, aby wyszły. Wreszcie dotarli do pokoju chorego. Okazało się, że nie był w złym stanie psychicznym, jak wszyscy się spodziewali, lecz w doskonałym. Aktualnie dowcipkował z młodą uzdrowicielką. Harry, Ron, Hermiona i Ginny śmiali się, lecz gdy pani Weasley spojrzała na nich, natychmiast umilkli. Pani Weasley weszła, a za nią podreptali oni tłumiąc w sobie śmiech. Molly głośno chrząknęła i Artur, jej mąż zwrócił ku niej wzrok.
-Molly! Ginny! Harry! Ron! Hermiona! Jak się cieszę! Byłem tu samotny.
-Właśnie widzieliśmy!-powiedział Harry.
Teraz śmiali się wszyscy oprócz Molly, Artura i uzdrowicielki.
-Powinien pan odpoczywać. Przyjdę do pana za godzinę podać kolejną dawkę Szkiele-Wzro. Do widzenia!-pożegnała się uzdrowicielka.
-Co ty wyprawiasz?!?!?!?-zgromiła męża pani Weasley.
-Nnooo..... rozmawiam-odrzekł zbity z tropu Artur.
-Dobrze, wystarczy. Jak się czujesz?
-Świetnie! Czuję się jak 100 0000 galeonów!
-Ale wygląda pan na 10 Galeonów-zaśmiał się Harry.-Ale najważniejsze jest, jak pan się czuje, a nie wygląda!
-Racja, Harry. Wszystko to, co powiedziałeś, jest prawdą-śmiał się pan Weasley.
-Ej, my też tu jesteśmy!-powiedział Ron.
-Wiemy!-odpowiedział Artur.
-Ron, chodź ze mną na chwilę-powiedział Harry.
-OK-odrzekł Ron.
Wyszli na korytarz i Harry powiedział do Rona:
-Musimy przesłuchać go.
-I chcesz to zrobić ze mną?
-Tak. W końcu jesteś aurorem i jego synem.
-Dobra. Ale robimy to przy nich?
-Nie. Musimy je wyprosić.
-Dobra. To chodźmy.
I weszli do sali. Poprosili kobiety o wyjście. Hermiona i Ginny protestowały, ale Molly je poprosiła.Więc wyszły i Harry zaczął rozmowę.
-Panie Weasley....
-Wiem o co chcecie zrobić. Przesłuchać mnie, prawda?-przerwał Harry'emu Pan Weasley.
-Tak. No więc, widział pan napastników?
-Nie. Ale to na pewno byli śmierciożercy. Mieli kaptury i mroczne znaki. I byli tędzy. A te znaki...to dziwne, ale one nie były takie zwykłe, tylko takie trochę..grube.
-Dobrze, że pan to powiedział, ale mamy już prawdopodobnie sprawców. Czy oni mówili cośdo siebie? To bardzo ważne,
-Tak. Mówili, że trzeba ode mnie jak najwięcej wyciągnąć. Chodziło o sprawy Zakonu Feniksa. Chodziło o ten Zakon, który istniał wtedy, kiedy pokonałeś Sam-Wiesz-Kogo. Nie powiedziałem nic.
-Nie chodzi o to, co powiedzieli, ale dobrze, że pan to powiedział. Chodzi o to, czy jeden z nich miał wysoki głosik, a drugi basowy?
-Tak. Dokładnie tak!
-Dziękujemy! I jeszcze jedno. Jakich zaklęć używali?
-Cruciatusy. 10 Cruciatusów. Zaklęcie noży dwa razy i Sectumsempra.
-Ajć-jęknęli Harry i Ron.
-Coś jeszcze? One na pewno się niepokoją.
-Nie, to wszystko. A, niech pan nie mówi im o niczym.
-Dobrze.Zawołajcie je.
Aurorzy zawołali je. Pani Weasley podała panu Weasleyowi kolację i kazała zjeść wszystko. Ron i Harry zaoferowali się, że jak pan Weasley nie będzie mogł zjeść wszystkiego, oni chętnie mu pomogą. Wszyscy zaczęli się śmiać. Harry spojrzał na zegarek i zobaczył, że jest już 22:36. Powiedział, że powinni się zbierać. Włożyli kurtki, pani Weasley była tak zmęczona, że nie chciało jej się iść, więc deportowała. Dwie pary poszły do domu Harry'ego i Ginny.
Noc była ciemna, jak sumienie faszysty. Czwórka dorosłych widziała już nie takie rzeczy i nie bała się. W końcu, jak osoby, które widziały bazyliszka, które walczyły ze śmierciożercami i z dementorami, miałyby bać się ciemnej nocy. Jednak w tych ciemnościach czaiło się niebezpieczeństwo....■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■
Mam nadzieję, że się podobało. Pisałem go trzy godziny. Pozdrawiam, Gryfoniak :D
CZYTASZ
Harry Potter i przyjaźń z dementorem
FanfictionHarry Potter, shef biura aurorów, minister magii. Wszystko układa się świetnie, jednak... Voldemort powraca. Nie horkruksów, jednak nie można go zabić. Jest na to jednak sposób.