Rozdiał 3

506 25 7
                                    

Obudzili się tydzień później w Szpitalu Świętego Munga. Byli w śpiączce. Zaatakował ich dementor. Jednak to nie był zwykły dementor, lecz taki jakby... udomowiony. Harry rozmyślał o ty przez dwa dni i doszedł do tego wniosku. Reszta nie zaprzątała sobie tym głowy. Jednak on był cały czas zamyślony.
Kiedy się obudzili, zobaczyli, że czuwają nad nimi Albus, James, Lily, Rose i Hugo. Wszystkie ich dzieci. Jednak Hermiona była wściekła.
-Powinniście być w szkole!
-Ładne powitanie, nie ma co- szepnął James.
-Ej! Powinniście naprawdę być w szkole. I nie wykrzywiaj się tak-zgromił syna Harry.
-Dyrektorka Chang zwolniła nas. Kazała nam jechać do was. Profesor Longbottom(który był opiekunem Gryffindoru, w którym byli wszyscy zebrani) poparł ją-pisnęła Lily.
-Ta Cho Chang nadal się w tobie... no wiesz?-zapytała Harry'ego Ginny.
-Skąd mam wiedzieć? Byliśmy parą w piątej klasie.
-Ale zaszło wtedy coś... więcej niż całowanie. Sam mi mówiłeś.
-Kochanie, nie teraz...
-Uau, Harry! Nic nie mówiłeś-powiedział zaskoczony Ron.
-Zamknij się-uciął Harry.-Po prostu kazała im czuwać nad nami-zwrócił się do Ginny.
-No dobrze, dobrze.
-Ej! Wczoraj był mecz Quidditcha! Gryfdindor vs. Slytherin!-wykrzyknął Harry. Obaj jego synowie reprezentowali Gryffindor. Albus był szukającym, a James ścigającym.
-Przełożony-poinformował James.
-Mam nadzieję, że będziemy mogli go obejrzeć!-wykrzyknęli rodzice.
-No raczej-rzekł Albus.
Przez tydzień pobytu ich w Świętym Mungu, w Ministerstwie panował chaos. Nowo mianowany minister leży w śpiączce, jego zastępca był kompletnie zaskoczony swoją rolą i nie potrafił trafić nawet do swojego gabinetu. Jego zastępcą był jego kolega z Hogwartu, Seamus Finningan, który pracował w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Wszyscy byli zaskoczeni, że to jego Potter wybrał na zastępcę, a nie Rona. Ale to było Nieważne. Wszyscy byli przerażeni atakiem dementora. I to na mugolskiej ulicy. Jednak nie był to dementor z Azkabanu. Odkąd Harry został szefem Biura Aurorów, każdy dementor miał czujniki ruchu(oczywiście zaczarowane) oraz numer ewidencyjny. A akurat tego dnia napadł ich dementor, który nie miał takiego numeru. To było podejrzane.
Cała czwórka przebywała jeszcze w szpitalu przez trzy dni na obserwacji. Potem zostali wypisani. Kiedy Harry i Ron zostali na chwilę sami, Ron zapytał Harry'ego:
-Stary gdzie to robiliście?
-W kiblu Jeczącej Marty.
-Hahahaha!
-Ron, a ty gdzie całowałeś się z Hermioną po raz pierwszy?
-W Komnacie Tajemnic.
-No właśnie. Więc nie czepiaj się mnie.
I obaj krztusząc się ze śmiechu wyszli ze szpitala. Harry, Ginny, Ron, Hermiona i ich dzieci poszli do posiadłości Potterów. Tam, wszyscy za pomocą proszka Fiuu teleportowali się do Hogwartu. Wylądowali w kominku w gabinecie Nevila Longbottoma, nauczyciela zielarstwa.
-Harry! Ron! Ginny! Hermiona! Cieszę się, że was widzę! I gratuluję ci Harry zostania Ministrem magii.
-Dziękuję. Przylecieliśmy z nimi, żeby obejrzeć mecz. Znajdziemy jakiś nocleg w Hogsmeade.
-To wspaniale! Mecz już jutro! A wy dzieciaki, mam dla was notatki z lekcji. Albus, James, a wy wynocha na trening! Musimy obronić tytuł!
-Dobra, idziemy-powiedział James i wyszedł tłumacząc Albusowi, że jak szukający nie złapie pierwszy znicza, to musi przebiec boisko na golasa.
-Cześć, Nevile! Będziemy się zbierać!
-Cześć! I do zobaczenia na meczu!
Obydwie pary znalazły dwa pokoje w ekskluzywnym hotelu Madame Rosmerty. W czasie tych dwóch dzi Harry, Ron i Ginny trenowali razem Gryfonów. Na koniec ostatniego treningu, ich kapitan, Rodrick Wood, syn Olivera Wooda, zawodnika Puddelmore United powiedział:
-Musimy to wygrać! Ślizgoni nie mają szans! Albus, nie słuchaj Jamesa! Nie będziesz musiał biegać na golasa!
13 września rozpoczął się mecz.
-A oto i drużyna Gryfonów! Wood, Grey, Grey, Heffley, Longbottom, iiiiiiiiiiiiiiii........... Potter! Oraz POTTER ! Pierwsza akcja Gryffindoru! Clara Heffley do Angeli Longbottom! Ona jest taka ładna, i mądra, i szybka, i
-Weasley!
-No dobrze pani profesor, staram się ubarwić relację!
Tłum ryknął śmiechem.
-Tak czy inacze Angela strzeliła gola.
Reszta relacji przebiegała tak:
-Potrer gol, Potter, znowu gol, Heffley gol, Longbottom gol, Potter gol, Potter gol, Potter gol, Heffley gol, Longbottom gol, Longbottom gol, i uwaga! Potter gol!
Aż wreszcie, przy stanie 350 do 0 Fred Weasley oznajmił.
-Potter złapał znicza! Gryffindor wygrywa 500 do zera! Ale ckwila, co to tam czarnego leci? Aaaaaaa, to dementor! Ratuj się kto może!
Harry i Ron spojrzeli w górę. Rzeczywiście, ku nim leciał dementor. Wyskoczyli z tłumu, kazali zachować spokój, wyciągnęli różdżki i powiedzieli:
-Auroro penetrio*!
Obaj zaczęli wirować, aż w końcu przsstali. Mieli na sobie stroje aurora z całym ekwipunkiem. Wycelowali różdżki i powiedzieli
-Expectum Patroner**!
Z ich różdżek wytrysnęło białe światło o lekko złotym zabarwieniu. To światło połączyło ich różdżki. Potem z białej lini wytworzyła się sieć. Gdy dementor się zbliżał, zarzucili magiczną sieć. Dementor nie zdążył uskoczyć. Został złapany w pułapkę. Aurorzy odcięli sieć od swoich różdżek i położyli złapanego dementora na ziemię. Wtedy przemówiła dyrektorka.
-Proszę wszystkich o uwagę! Uczniowie pod eskortą nauczycieli mają się ewakuować do wnętrza szkoły! Nauczycieli potem proszę o zjawienie się tutaj.
Ledwo wszyscy uczniowie znaleźli się w szkole, obok dementora pojawiła się zamaskowana postać.
-Avada kedavra!-ryknął śmierciożerca w stronę Harry'ego.
Auror jakby od niechcenia odbił zaklęcie. Potem jednak pojawiło się jeszcze pięciu Śmierciożerców. Jednak ze szkół wyszli też nauczyciele.
Rozpętała się walka. Śmiercożercy rzucali tylko mordercze zaklęcia, a oni obronne i oszałamiające. Harry i Ron zapomnieli o tym, że powinni ich łapać i walczyli z nimi. W rozgardiaszu nie zauważyli jeszcze jednego śmierciożercy, który unieaktywnił tarczę i uciekł z dementorem. Reszta poszła ich śladem.
-To wszystko nasza wina, nauczycieli. Myśleliśmy, że teraz nie trzeba obawiać się Śmierciożerców i nie chroniliśmy szkoły-szlochała Cho Chang, dyrektorka Hogwartu.
-Ona ma rację-poparł ją nauczyciel OPCM, Russel Cruise-powinniśmy cały czas chronić szkołę.
-Dobra! Nie zamartwiajcie się! Teraz będziemy rzucać zaklęcia ochronne. Hogwart dostanie najwyższą ochronę, na jaką stać Ministerstwo. A my pomożemy wam teraz w ochronie szkoły. Proszę odwołać wszystkie lekcje. Ochranianie może nam zająć cały dzień-powiedział Harry.
-Racja. Dziękuję wam bardzo. A teraz do roboty!-powiedziała Cho.
I przez kolejne osiem godzin rzucali zaklęcia.
-Teraz nikt z zewnątrz nie dostanie się nawet do Zakazanego Lasu. Jest jednak zaklęcie, które może pokonać wszystkie te zaklęcia. Zdradzę je wam, jednak nikomu go nie przekazujcie!-przestrzegł Harry.
Dwie pary opuściły Hogwart. Skierowali się do hotelu "U Rosmerty", w którym mieli spędzić jeszcze jedną noc. Harry i Ron jeszcze przez chwilę rozmawiali samotnie przed hotelem.
-To dziwne, no nie? -zapytał Ron.
-No wiem. I ten sen, który miałem. Pamiętasz?
-Tak. No, stary. Szykuj się na walkę z Voldemortem.
-Obyś nie miał racji. Jednak na razie, Voldemorta nie ma. Jednak musimy zabezpieczyć się przed jego powrotem.
-Ej, ty chyba nie myślisz, że on może...
Jednak nie dokończył, gdyż Hermiona i Ginny darły się na nich z góry.
-Idioci! Jest 2 w nocy! Chodźcie spać!
I Harry z Ronem pkwlekli się na górę. I ledwo co przytknęli policzki do poduszek, zasnęli.

■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■
Hej, mam nadzieję że rozdział się podobał! I mam niespodziankę! Jeśli będzie tu 6 gwiazdek i 5 koment, to jutro będzie kolejny rozdział. Jeśli nie, będzie pojutrze. Pozdrawiam, Gryfoniak!

Harry Potter i przyjaźń z dementoremOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz