Rozdział 9|Strzał

26 6 9
                                    

Cordelia

- Jak w szkole? - spytała mnie przy śniadaniu mama.

- Okej, w grudniu piszemy egzamin SAT - odpowiedziałam, bawiąc się łyżką w misce z płatkami śniadaniowymi.

- Nauczyłaś się?

- Cały czas się uczę, ale do tego testu zacznę powtarzać sobie materiał w grudniu.

- Obie wiemy, że nie jesteś najlepsza w uczeniu się. Myślałam, by zapisać cię na jakieś korepetycje.

- Nie, mamo, nie mam na to czasu. Z resztą jak na razie mam nawet dobre stopnie - odparłam.

W sumie było w tym trochę prawdy. "C" za test z matematyki to w moim przypadku naprawdę dobra ocena.

Wstałam z krzesła, wzięłam plecak i wyszłam z domu. W miarę pozbierałam się po wydarzeniach z Tomem, już cały czas nie płakałam i czułam się lepiej. Chłopak jednak mnie nie posłuchał. Wysłał do mnie kilkadziesiąt wiadomości. Na rzadną z nich nie odpowiedziałam.

W szkole, jak to w szkole, było nudno. Nic się nie działo i nic nie wskazywało na to, by coś się miało stać. Z Xanderem nie rozmawiałam w ogóle. Czy było mi z tego powodu przykro? Może troszeczkę. Wpadł mi do głowy pomysł, by wygadać się Callie i powiedzieć jej o wszystkich dziwnych rzeczach związanych z chłopakiem, ale jej nie było. Moja przyjaciółka nie przyszła dzisiaj do szkoły. Przez cały dzień siedziałam więc sama pod ścianą. W szkole przyjaźniłam się tylko z Callie, ewentualnie czasem zmieniłam dwa słowa z Sarah lub Mary. Nie potrzebowałam wielu przyjaciół, jedna od serca mi wystarczała, jednak gdy przychodziły takie dni jak ten, czułam się trochę samotna.

O godzinie dwunastej trzydzieści odbywała się przerwa na lunch. Trwała ona godzinę, a w jej czasie każdy szedł na stołówkę. Wzięłam tacę i poprosiłam o jedzenie. Poczęstowałam się frytkami, kawałkiem jakiegoś mięsa i dodatkowo dobrałam sałatkę z marchewki. Usiadłam w kącie pomieszczenia, przy stole, przy którym zawsze jadłam z Callie. Pomimo że to ja zazwyczaj dużo mówiłam, przy stoliku było bez niej cicho i tak...smutno. Grzebałam widelcem w sałatce i wybierałam z niej groszek, którego nie lubiłam. Ciekawe, dlaczego Callie nie przyszła dziś do szkoły.

Nagle w całym pomieszczeniu usłyszeć można było przeraźliwie donośny alarm. Większość uczniów podniosła się z miejsc, niektórzy zaczęli uciekać w panice. Pani kucharka coś krzyknęła, lecz nic nie zrozumiałam. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Obraz przede mną widziałam przez mgłę, tak samo też słyszałam krzyki innych osób. Mrugałam powiekami, licząc, że obraz stanie się wyraźniejszy. Nic to jednak nie dało. Upuściłam trzymany przeze mnie widelec, który z cichym hałasem uderzył o podłogę. Dźwięk ten jednak był niczym w porównaniu do rozgrywającej się tutaj sceny.

Otrzeźwieć udało mi się dopiero w momencie, gdy na stołówkę wszedł jakiś mężczyzna. Twarz miał zakrytą kominiarką, ubrany był na czarno. Na nogach miał wysokie buty. Rozglądał się, a w dłoni trzymał...broń.

- Alexander Bausch! - powiedział ze słyszalnym niemieckim akcentem.

Cho**ra.

Wstałam z miejsca i najdyskretniej jak potrafiłam, zaczęłam kierować się w stronę wyjścia z pomieszczenia, które znajdowało się niedaleko. W mojej szkole odbywała się strzelanina! Szukali Alexandra! Cho**rnego Alexandra!

The game became my lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz