Uprowadzeni 03

226 13 0
                                    

Myślałam, że zemdleję. To było coś niewiarygodnie przerażającego.

Podbiegłam z krzykiem do Katy. Uklęknęłam w kałuży krwi i zaczęłam krztusić się łzami. Wrzeszczałam jak opętana. Wołałam o pomoc, mimo że było już za późno. Darłam się, dopóki nie mogłam już wydawać z siebie głosu. Wtedy uświadomiłam sobie, że to koniec. Katy nie żyje, a ja nie mogę z tym nic zrobić.

Delikatnie położyłam jej głowę na kolanach. Z jej gardła sączyła się krew, którą przesiąkała moja piżama. Blond włosy stały się rude. Błękitne oczy, które jeszcze wczoraj tętniły życiem, dziś całkiem wygasły.

- Katy - szeptałam, a moje łzy spływały na jej martwe policzki - nie odchodź... Jesteś taka młoda, nie rób tego... Nie zostawiaj nas...

Nas...? Wtedy uświadomiłam sobie, że w domu nie ma nikogo żywego oprócz mnie. Rodzice zniknęli.

Odłożyłam powoli głowę Katy na podłogę i pobiegłam najszybciej jak potrafiłam do sypialni mamy i taty. Nie było ich. Nie było nikogo. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego. Moja siostra leży martwa w kuchni, a jeśli chodzi o rodziców, to nawet nie mam pewności, czy żyją...

Co tu się dzieje? Moja głowa pękała. Nic nie rozumiałam...

Stałam na środku sypialni rodziców i zastanawiałam się, co teraz. Jedyne co byłam w stanie teraz zrobić to zadzwonić na policję, ale czy to coś da? Jest szósta rano, a miejscowa policja jest po prostu bezczelna i pewnie stwierdzi, że zmyślam. Jednak nie mam wyboru. Tylko to mogę na razie zrobić. Poszłam do pokoju i zaczęłam gorączkowo szukać telefonu pod kołdrą. Wywróciłam całe łóżko do góry nogami, ale nie mogłam go znaleźć. Przecież dzwonił budzik, musi gdzieś tu być...

Moje poszukiwania na nic. Sprawdziłam każdy zakątek pokoju. Oparłam się o ścianę i zsunęłam na podłogę. Co teraz? Rodzice mają telefony zawsze przy sobie, nie ma opcji, żeby były gdzieś w domu...

...a może jednak jest?

Tata ma schowany stary telefon z kartą w piwnicy! Miał zostać wyrzucony, ale rodzice czekali na zbiórkę odpadów w szkole Katy. Moja ostatnia nadzieja... Zbiegłam najszybciej jak potrafiłam do piwnicy i otworzyłam drzwi do kotłowni. Zobaczyłam stos kartonów i spanikowałam. Było ich stanowczo za dużo, a ja musiałam znaleźć ten telefon jak najszybciej. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam przeszukiwać pierwszy karton. Potem drugi, trzeci... Wyciągnęłam czwarty i z samej góry ogromnego stosu spadł na podłogę najmniejszy z nich. Rozległ się trzask, a ja zobaczyłam na posadzce telefon. Ten, którego szukałam. Natychmiast go chwyciłam i włączyłam. Udało się. Teraz tylko muszę zadzwonić.

Wybrałam numer i już miałam zamiar wcisnąć zieloną słuchawkę, ale...

Telefon zadzwonił.

Numer mi się nie wyświetlił, a ja byłam przerażona i szczęśliwa jednocześnie. Ktoś dzwoni, być może ktoś, komu mogę o wszystkim powiedzieć. Odebrałam.

- Halo? - wyszeptałam do słuchawki.

- Posłuchaj - usłyszałam zniekształcony komputerowo głos - za dwadzieścia cztery godziny za kontenerem w parku, ma się znaleźć milion dolarów. Inaczej ty i twoi rodzice skończycie tak samo, jak twoja siostra.

UprowadzeniWhere stories live. Discover now