Jednak zatrzymali się na postój. Wszyscy ułożyli się między drzewami. Spali. Zmęczeni minionym dniem zasnęli, zanurzając się głębiej w swoje myśli, docierając nawet do tych najdalej ukrytych, o istnieniu których mogli nawet nie wiedzieć. Bo po to był sen, czyż nie? Gwiazdy obserwowały całe obozowisko z góry i wesoło mrugały do niczego nieświadomych istot, snując nici ich losu, a ich plany miały ujawnić się z czasem. Jedynymi ludźmi, którzy czuwali byli strażnicy porozstawiani między drzewami, ukryci, ale czujni. Pomijając ich jeszcze jedna osoba nie zagłębiła się w sny. Lodowate, błękitne oczy wpatrywały się bezmyślnie w ciemność, a ich właściciel był zagłębiony w własnych myślach, ale tylko tych, o których istnieniu wiedział i których był pewien.
Braver mimo zmęczenia nie mógł spać. Jakiś niepokój, zupełnie bezpodstawny, dawał o sobie znać, spędzając temu łotrowi sen z powiek. Myślał, bo cóż innego miał robić? Jego myśli krążyły wokół minionego dnia. W pewnym sensie cieszył się, że Wilfred nie kazał mu stać na warcie, chociaż może wtedy byłoby mu łatwiej zasnąć. Przez jego twarz przemknął cień uśmiechu. Zasnąć na złość szarookiemu mężczyźnie. Braver nie był w stanie pojąć dlaczego jest przez tamtego tak znienawidzony. Czy to rzeczywiście pieniądze były tego powodem? Majątek? Jak można być człowiekiem tak płytkim, by z powodu dobrobytu pragnąć czyjejś śmierci? Skrzywił się lekko, gdyż uświadomił sobie, że on też w pewnym sensie był takim egoistą. Ale on zabijał, by przeżyć. W każdym razie tak to sobie tłumaczył. Niestety zawsze coś mówiło mu, że to nic nie znaczy, że to nie jest żadne wytłumaczenie, że było inne wyjście.
Właśnie tak kończyły się zwykle rozmyślania Bravera. Dostawał wyrzutów sumienia i dawał sobie ze wszystkim spokój. Byle tylko nie wracać do przeszłości. Ale ona i tak dawała o sobie znać, wracała w snach, w koszmarach, męczyła bardziej niż jakakolwiek z popełnionych zbrodni. Można, by nawet stwierdzić, że bolała.
Błękitnooki przyzwyczaił się już do życia jako morderca. Żył w ten sposób od około piętnastu lat, odkąd był jeszcze kilkunastoletnim chłopcem. Jakiż był wtedy niedoświadczony.
W obozowisku rozległ się dźwięk kroków. Braver uznał, że to pewnie jeden z strażników. Chyba, że wszyscy posnęli.
Gwiazdy zdawały się migotać jeszcze jaśniej, jakby śmiały się z tego co zaraz miało się wydarzyć.
Mężczyzna nie poruszył się, udawał że śpi. Nasłuchiwał. Tajemnicza postać wyszła spomiędzy drzew. Błękitnooki skierował na nią wzrok. Westchnął bezgłośnie, gdy ujrzał kobiecą sylwetkę z uniesioną głową, wpatrującą się w niebo widoczne między liśćmi. Włosy kobiety spływały miękko na ramiona. W końcu oderwała wzrok od gwiazd, pań losu i rozglądnęła się. Braver nadal na nią patrzył. Nie poruszył się nawet wtedy, gdy złociste oczy skierowały się na niego. Skąd miał wiedzieć, że jego błękitne tęczówki są doskonale widoczne w ciemności, jakby świeciły własnym światłem? Dlatego też słowa, które usłyszał nieco go zaskoczyły.
- Ty także nie śpisz...
- Tak, pani - odpowiedział mimo iż to nie było pytanie.
Po dłuższej chwili zdał sobie sprawę z własnej głupoty i przeklnął się w duchu, jednocześnie obwiniając zmęczenie, które zaćmiło mu umysł. Zerwał się na równe nogi, bowiem doskonale wiedział, że jego zachowanie mogło wyrażać kompletny brak szacunku. Co prawda, wątpił w to, żeby Iris mogłaby być na niego zła, ale nie mógł wykluczyć, że ktoś właśnie to widzi. Na przykład Wilfred lub jeden z strażników. A to już mogło ponieść za sobą konsekwencje.
Królewską córkę tym razem rozbawiło jego zachowanie. Zagryzła wargi usiłując powstrzymać śmiech, który w tym momencie byłby wielce niestosowny, już pomijając fakt, że mógł kogoś obudzić. Patrzyła na mężczyznę stojącego przed nią i nijak, choć bardzo próbowała, nie mogła w tamtej chwili przypisać mu miana łotra, które zostało mu nadane lata temu i które długo nosił.
Braver uniósł wzrok, a ona szybko przywołała na twarz wyraz powagi, co było dla niej bardzo trudne. Błękitnooki jednak dostrzegł, że to tylko maska i uniósł brwi. Też często reagował w ten sposób i była to chyba jedyna rzecz, która łączyła go z królewską córką. On robił tak w chwilach złości.
- Coś cię bawi, pani? - spytał, choć doskonale wiedział, że nie powinien tego robić.
Jednak to rozbawienie w jej oczach sprawiło, że odezwała się resztka jego, w gruncie rzeczy delikatnej, męskiej dumy i poczuł się urażony.
- Nie, skądże - odparła z godnością królewny, ale w tejże chwili w jej umyśle zakiełkowała pewna myśl. Postanowiła sobie z niego zakpić.
Naprawdę ją to bawiło. Czyż to nie śmieszne, że człowiek, który powinien budzić co najmniej strach lub zainteresowanie w pewnej chwili tylko powodował uśmiech?
- Czy ty zawsze jesteś taki zabawny? - spytała nagle, wybuchając cichym śmiechem.
Zmieszał się nieco, tym razem nawet zapominając ukryć uczucia. Uniósł brwi jeszcze wyżej, a to było powodem kolejnej salwy śmiechu. Jeszcze nigdy nikt nie potraktował go w ten sposób. Co prawda kpiono z niego wielokrotnie, ale nikomu nie przyszło do głowy śmiać się z niego prosto w twarz i to jeszcze sam na sam. Przecież był łotrem! Mordercą! Budził strach i odrazę! Jednak ten śmiech wszystkiemu zaprzeczał. W chwili, w której Braver, jeśli byłby zdolny, powinien zacząć się zastanawiać, czy aby na pewno z Iris jest wszystko w porządku, zdołała powstrzymać rozbawienie.
Mężczyzna najwyraźniej odzyskał mowę i zdolność jasnego myślenia, bo rzekł:- Och, tak... Naturalnie jestem zabawny. Śmiertelnie zabawny.
Królewna uśmiechnęła się na te słowa, ale już nie była w stanie się śmiać. Oparła się o pień drzewa i odgarnęła z twarzy niesforne kosmyki. Zapadło milczenie. Braver ukradkiem rozglądnął się, chcąc się upewnić, że nikt ich nie widzi. Gdyby, dajmy na to, Wilfred teraz ich zobaczył mógłby ubzdurać sobie Bóg wie co, a nawet jeśli nie naopowiadałby niestworzonych rzeczy królowi Ronaldowi i łotr musiałby pożegnać się z swoim marnym żywotem, które, bądź co bądź cenił.
- Naprawdę zrobiłeś te wszystkie straszne rzeczy, o których mówi lud? - zapytała nagle Iris.
Błękitnooki uznał, że nie jest to idealny temat, na rozmowę w środku nocy.
- Nie wiem co o mnie mówią - odparł - ale prawdą jest, że zrobiłem sporo strasznych rzeczy, pani.
Kobieta wyprostowała się szybko.
- A więc jesteś tego świadomy! I tak po prostu się do tego przyznajesz? Wydawało mi się, że wszyscy ci łajdacy nie odróżniają albo nie do końca odróżniają dobro od zła.
- Nie wiem w jaki sposób myślą inni, pani - rzekł, lecz zaraz uświadomił sobie, że sam jest jednym z ,,tych łajdaków" i chyba po raz pierwszy zaczął żałować swoich czynów.
Odwrócił wzrok. Został jednym z wielu. Po prostu kolejnym narzędziem w rękach zła, ale dopiero zaczynał to rozumieć.
- Dręczą cię twoje czyny?
Cztery słowa. Cztery proste, krótkie słowa, a sprawiły, że Braver pobladł gwałtownie. Były niczym odpowiedź, były jednym z tych rozwiązań, które szuka się długi czas, nie wiedząc, że ma się je tuż pod nosem. Cztery słowa, które mógł z czystym sumieniem nazwać prawdą. Zwykłą prawdą, po prostu. Ktoś zdawał się go rozumieć, to było niepojęte.
- Tak - powiedział tylko, a po chwili, bo jego, niekiedy przeklęta duma nie pozwalała inaczej, dodał: - Można tak powiedzieć.
Iris tylko skinęła głową. Chwilę stała w bezruchu, po czym postanowiła zakończyć rozmowę.
- Dobranoc - rzekła i nie czekając na odpowiedź odeszła, zostawiając go samego z myślami. Z prawdą, która zaczęła do niego docierać, przebiwszy się wreszcie przez to co wszyscy widzieli, mając go za łotra. Zaczynał tak po prostu rozmyślać nad swoim życiem, co nie było codziennością. Czyżby to właśnie królewska córka, osoba najmniej do tego odpowiednia to spowodowała?
Ułożył się z powrotem pod drzewem i zamknął oczy. Nadal słyszał ostanie słowo królewny. ,,Dobranoc". Niby coś zupełnie zwyczajnego, ale miało ukrytą moc, życzenie. A Braver nie słyszał tego słowa odkąd skończył dwanaście lat.
Gwiazdy nadal obserwowały obozowisko i nadal snuły nici nędznego, ludzkiego losu. Tkały tkaninę życia i mrugały zadowolone, bo najwyraźniej ich praca właśnie zaczęła dawać efekty.
CZYTASZ
Obrońca
PertualanganBraver nie ma łatwego życia. Znany jest jako płatny zabójca i złodziej. Żyje tylko dzięki swojemu sprytowi i łasce króla. Gdy pojawia się szansa na przywrócenie dobrego imienia chętnie z niej korzysta. Jego zadanie jest pozornie proste: ma pomóc esk...