2. Wśród swoich?

30 0 0
                                    

[Mat]

Zaprowadziłem ją do największej chaty w centrum wioski.

-Ojcze, chcę ci kogoś przedstawić... To jest Melanie. Uratowałem ją, jej statek rozbił się podczas tego sztormu, który nawiedził wybrzeże tydzień temu. - ścisnąłem mocniej dłoń Melanie dając znak, żeby się ukłoniła.

-Dz-dzień dobry - powiedziała drżącym, zapewne ze stresu, głosem. Mój, dobrze zbudowany, ojciec, wielki jak dąb, zapewne zrobił na niej niemałe wrażenie.

-Witaj młoda damo, jestem Richard, syn John'a Gromowładnego, pra- pra- pra- pra- (te wszystkie "pra-" przyprawiało mnie o uczucie zaskoczenia, bo przecież mój ojciec nieraz nie pamięta co robił wczoraj, ale "pra-" pamięta wszystkie.) prawnuka założyciela tej wioski (jego imienia też już nie pamiętał...).

-Ojcze, przychodzimy tu, by... - spojrzałem na Melanie z lekkim uśmiechem - by prosić Cię o to byś przyjął Melanie do naszej wioski jako jedną z nas. Zapewne potrafi wiele rzeczy, więc nie będzie potrzebowała pobierać żadnych nauk u nikogo.

[Mel]

Spojrzał na mnie gniewnie, potem na Matthew'a. Czułam, że ściska moją dłoń jeszcze mocniej niż wcześniej.

- A już myślałem, że mój syn dojrzał do małżeństwa.- uśmiechnął się, a ja starałam się nie zanieść śmiechem na widok czerwieni zalewającej twarz chłopaka. - Sądzę, że nie będzie z tym większego kłopotu. Ale, Matt, i tak będzie musiał cię wprowadzić, młoda damo.- przełknęłam ślinę i uśmiechnęłam się niemrawo

~

Gdy wyszliśmy, zaczęłam śmiać się jak opętana. Matthew dalej wyglądał jak burak, i nerwowo kopał kamienie szemrząc coś pod nosem. Klepnęłam go w ramię i spojrzałam w oczy.

- Nie przejmuj się, ojcowie tacy są... Mój zawsze...- przerwałam i spojrzałam smutno na ziemię. Kolejna łza spłynęła po moim policzku.

[Mat]

Przytuliłem ją. Wiedziałem, że to dla niej wielka tragedia, przecież straciła całą rodzinę w jednym momencie. Wtuliła się, co mnie bardzo zaskoczyło, bo spodziewałem się, że oberwę w twarz, albo, że chociaż ucieknie.

Staliśmy tak w milczeniu dłuższą chwilę, pozwoliłem jej się wypłakać.

-No to w co masz mnie "wprowadzić"? W życie małżeńskie? - parsknęła śmiechem.

-Nie... Jest... Znaczy, skrywamy pewną... - przez rozmyślanie nad słowami ojca nie potrafiłem wydusić słowa, więc złapałem ją za rękę - Chodź za mną.

[Mel]

Zaciągnął mnie pod jakiś lasek. Widziałam wiele par oczu wyglądających na mnie.
- Że smoki...?- spojrzałam na niego, skinął głową. - Ale ja już wie...- urwałam, bo zauważyłam ogromne stworzenie wyłaniające się spośród drzew, łamiąc swoim brzuszyskiem conajmniej dwa grube konary. - Ale skurczybyk ogromny...- zadarłam głowę by zobaczyć jego mordkę. Smok spojrzał na mnie podejrzliwie i zaczął obwąchiwać. Cóż, wyziewy z jego paszczy były równie niemiłe, co sam jego wygląd. Widać, że do najmłodszych nie należał.

[Mat]

-Młody. To najstarszy smok, pamięta jeszcze założyciela wioski... - powiedziałem widząc że Melanie bardzo się nim zainteresowała.

-Czyyyyli... Ile ma lat? - zapytała, pewnie spodziewając się jakiejś jakże ciekawej opowieści.

-A bo ja wiem. -odparłem wzruszając ramionami.

Chwyciłem jej rękę i zaprowadziłem do wielkiej jaskini wydrążonej wieki temu w górze zwanej Strażnikiem Północy. Zauważyłem, że widok wnętrza jaskini zachwycił Melanie.

-Łał! Jak tu ślicznie! Te kryształy... To świeże powietrze... A co za kamienie? -powiedziała wyciągając rękę po jeden z nich

-Zostaw! - krzyknąłem - To są ich jaja. Są bardzo delikatne...

-Oj, przepraszam... Nie chciałam...

W tym momencie dopiero zrozumiałem, że trochę przesadziłem ze swoją reakcją, głupio mi było, ale przecież nie będę się od razu na nią rzucał z przeprosinami.

-A kto, lub co, opiekuje się tymi jajami?

-Nikt, jak smoczyca złoży tu jaja zostawia je i zapomina o nich.

-To okrutne! Jak matka może zapomnieć o dzieciach?!

-To jest ich natura, ani my, ani one nic z tym nie mogą zrobić.

-A jak te młode smoczki się wyklują to co wtedy?

-Wtedy my je zanosimy do żłobka gdzie od małego są oswajane z człowiekiem i uczone różnych prac.

-Zaprowadzisz mnie tam? Ploooseem - to ostatnie słowo powiedziała w taki sposób, że parsknąłem niekontrolowanym śmiechem. To brzmiało jak głos zwariowanej wiewiórki wołającej partnerkę, by uczcić okres godowy...

-Nie, nie dziś. Jesteś jeszcze zmęczona po tej katastrofie, musisz dojść do siebie, bo uwierz, tam z tymi małymi trzeba mieć niezłą kondycję. - uśmiechnąłem się i poklepałem po plecach żeby zmusić Melanie do opuszczenia jaskini. - Dajmy jajeczkom posiedzieć w spokoju.

Zaprowadziłem Melanie do jej chaty, gdy do niej dotarliśmy, zapadał zmrok, więc powiedziałem "Dobranoc." i nie czekając nawet na odpowiedź poszedłem do swojej chaty. Długo nie mogłem zasnąć rozmyślając nad tym co ona musi teraz przeżywać. Nie wyobrażam sobie stracić wszystkich bliskich w jednym momencie...

Dragons of NorthericOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz