XVIII

2.7K 251 7
                                    

Stałam chwilę na uboczu niczym kamień i wpatrywałam się gdzieś w przestrzeń. Dobrze zrobiłam, powołując tę jakże zacną "drużynę" do życia?

Czy w ogóle dam rade to udźwignąć? Jakim cholernym cudem w walce mamy dostać Echo, skoro powbijamy sobie noże w plecy? Lub poślemy zbłąkaną strzałę? Oj, ciężkie to będzie.

Nagle zachciało mi się komenderować. Może zawsze tak miało być?

- Avella?

Drgnęłam, zaskoczona. Przez chwilę nie mogłam znaleźć mojego rozmówcy. Dopiero po dłuższej chwili wyszedł z krzaków

- Ukrywasz się? - mruknęłam, lekko rozbawiona.

Deros wywrócił oczami i pociągnął mnie za rękę. Weszliśmy w las, a ja odetchnęłam głęboko wilgotnym powietrzem.

Stanęliśmy niewiele dalej, przy kilku powalonych pniach. Nie chciałam siadać, więc tylko podeszłam jeszcze kilka kroków.

Znów poczułam materiał, jak zaczął przylegać do ran. Wyciągnęłam nóż, którego dorobiłam się przed chwilą, i podałam go Derosowi, oczywiście rączką w jego stronę.

- Mam cię zadźgać?

Zdławiłam śmiech i stanęłam plecami do niego.

- Wytnij po prostu trochę materiału tam, gdzie styka się z ranami.

Przez chwilę pracował w ciszy, dość delikatny. Potem syknął.

- Wiesz, jak to wygląda?

- Nie. I nie chcę. - odparłam szczerze. - Wystarczy mi, że boli.

- Jak ty chrypisz. - wręcz widziałam, jak pokręcił głową. - Oszczędzaj się trochę.

Westchnęłam przeciągle w odpowiedzi.

Stałam tak jeszcze dobrych pięć minut, z głową lekko pochyloną. Na tyle, by nie naciągać skóry.

- Gotowe.

Odebrałam nóż i schowawszy go do pochwy przy pasie, stanęłam twarzą do mego rozmówcy.

Jasne włosy miał troszkę skołtunione, ale oczy nadrabiały - świeciły. Tylko nie mogłam dociec, czemu twarz wykrzywia mu grymas... niezadowolenia.

- Słucham - westchnęłam. Chyba czas się szykować na reprymendę...

- Czy to nie ryzykowne? Łączyć nazwijmy to, trzy obozy w jeden? Przecież...

- Gotowi się pozabijać w nocy czy od pleców, wiem. Ale innej szansy nie widzę.

- Szansy na co?

- Popatrz. Zanim przedrzemy się przez Stolicę, połowa pewnie padnie. A nim dojdziemy do Echo... Nie wiem, czy staniemy przed nim w siódemkę, a co dopiero...

Jego oczy rozszerzyły się.

- Mięso armatnie?

Skrzywiłam się.

- Nie nazwałabym tego tak. Po prostu przysłużą się w wielkiej bitwie o Stolicę, mordując strażników i przy okazji sami polegną, na wieki okrywając się sławą.

Deros aż zakaszlał, chcąc ukryć zaskoczenie.

- Jestem w... szoku - przyznał po chwili.

- Cóż mam na to powiedzieć? - schyliłam się, wzięłam kamyk i cisnęłam nim w małe drzewko jakieś 30m od nas. Trafiłam niemal idealnie. - Czuję, jakbym się wreszcie obudziła z głębokiego snu. Jakbym... zaczęła żyć.

Nie Igraj Z OgniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz