I

6.2K 466 24
                                    

Minęły dwa miesiące. A ja nadal nie mogłam się podnieść. Snułam się jak cień: bez celu i życia. Mało co jadłam, mało co piłam zżerana przez wyrzuty sumienia. Bo to wszystko moja wina...

Nie dość, że męczyła mnie teraźniejszość, to jeszcze powacała przeszłość. Sprzed sześciu lat. Zanin to podpisałam wyrok na moich bliskich.

Mimo że słońce oświetlało mi twarz, wcale go nie czułam. Był koniec czerwca, ale dla mnie wciąż była kwietniowa noc. Dalej nie mogła się skończyć.

Może najprościej byłoby skoczyć z pobliskiego mostu? Albo powiesić się na tym drzewie? Czyż to nie rozwiązałoby wszystkiego?

Podeszłam do kamiennego murku i spojrzałam w zieloną, bystrą toń. Nigdy nie bałam się wody, wręcz uwielbiałam pływać. Dlaczego to ona nie mogłaby być moim wiecznym odpoczynkiem?

Zbierałam się w sobie, by skoczyć. Przecież to tak niewiele. Tylko trzy kroki.

- Pieprzony tchórz z ciebie - jęknęłam i uiadłam, plecami opierając się o kamień.

Nie odważe się. Nie mogę...

Schowałam twarz w dłoniach. Jestem beznadziejna.

Wstałam i ponownie ruszyłam przed siebie w nieznanym kierunku. Błąkałam się po całym kraju. Przeszłam już tyle kilometrów... Mimo to nie mogłam znaleźć ukojenia.

Wciąż dręczyło mnie pytanie dlaczego? Zostałam nazwana zdrajcą, jak każdy Mag. Jaki był tego powód? Przecież my, Magowie, wlczyliśmy cztery lata temu ramię w ramię z Królewską Gwardią, byleby nasz obecny władca zasiadł na tronie. A teraz nazwał nas zdrajcami. Ale dlaczego?!

Może gdybym nie została Magiem? Może król byłby inny? Nie da się ukryć, że w tamtej wojnie domowej najwięcej wywalczyłam ja, Płomienny Mag. Mimo tylko osiemnastu lat.

Nie chcę tego. Nie chcę tego tytułu. Chcę zapomnieć. Przestać czuć ogień w moich żyłach. Przestać czuć Moc.

Odetnę się od tego. Znajdę sobie nową tożsamość. Zobaczę, gdzie mnie los poniesie i kogo postawi na mojej drodze. Bo co mam do stracenia? Nic.

Przestanę żyć tym życiem. Zapomnę. I znajdę ukojenie.

Miesiąc później

- Hej, młoda, jak ty tam... Vea?

- Słucham?

Podeszłam do herszta mojej nowej rodziny. Był to wielki mężczyzna, umięśniony z ostrymi rysami twarzy i brodą. Na lewym oku przepaska, ale prawe prześwietlało cię niemal na wylot. W dodatku niebieskie.

- Mamy okazję. Idziesz z nami?

Okazja oznaczała dokładnie tyle co "robota", a więc: kradzież, pobicie, szantaż, wyłudzenie, czy ciche sprzątnięcie kogoś. A to wszstko pomagało mi przestać myśleć.

- Oczywiście. Co tym razem?

Ruszyłam za nim. W drodze przypięłam do lewego uda kilka noży i narzuciłam na siebie czarną pelerynę. Strój każdego z nas, członków "Mrocznego Bractwa", najsłynniejszej na naszych ziemiach organizacji złodziei i bandytów.

- To co zwykle. Mmy odebrać dług, możba raz czy dwa udeżyć, to i tamto "podwędzić"...

Uśmiechnęłam się pod nosem. Cały on.

Dołączyliśmy do dwóch pozostalych braci. Jeden to Deros, moja prawie że bratnia dusza, a drugi Rae.

Rae obrzucił mnie wręcz wrogim spojrzeniem. Posłałam mu promienny uśmiech. Tak, niezbyt mnie tolerował, a zwłaszcza po tym, jak obiłam tą jego śliczną buźkę, by móc dostać się do Bractwa.

Nie Igraj Z OgniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz