|| 2 || wtedy pojawił się on

493 64 9
                                    

Była zimna, styczniowa noc. Ciemne niebo rozświetlały jedynie nieliczne gwiazdy. Nieustannie padający śnieg zdążył już utworzyć gruby, biały dywan na ulicach Londynu. Cały świat, ogarnięty ciszą, pogrążył się w słodkim śnie. Jedynie nasz Harry wciąż siedział oparty o zagłówek swojego łóżka, wpatrując się w okno swojej sypialni. Przebierał nerwowo palcami, kręcił się, przykrywał i odkrywał, a nawet śpiewał sobie cichutko pod nosem. Robił wszystko, żeby nie zasnąć.

- Dlaczego Harry nie chciał spać? - zapytał Benjamin, przytulając się mocniej do mojego ramienia.

Harry nie lubił spać. Bał się zamknąć oczy, bo wtedy czuł się jeszcze bardziej samotny. Nie miał zbyt wielu przyjaciół, nie był także jednym z tych popularnych dzieciaków z toną chociażby fałszywych znajomych. Wstydził się do tego przyznać, ale czuł się odtrącony, niechciany, niewidzialny. Nawet, gdy wychodził na podwórko, żeby pobawić się z innymi dziećmi, czuł się zapomniany. Jego rodzice ciągle byli w pracy, nie poświęcali mu swojego czasu i nigdy nie dostrzegali jak bardzo źle czuł się ich jedyny synek.

- Biedny Harry! - jęknął Benjamin, na twarzy Natalie pojawił się smutny uśmiech. Byłem pewien, że doskonale znała to uczucie, którego doświadczał także bohater naszej opowieści. - Ja bym go mocno przytulił! Dlaczego oni tak go nie lubili?

Dzieci nie lubiły Harry'ego, bo był inny niż oni wszyscy. Nie był szary i jednolity. Nie był zrobiony ze stali, jak cała reszta. Miał serce ze szkła, które bardzo łatwo można było zarysować. Często pękało. Ludzie nie wiedzieli, że łatwiej coś zniszczyć, niż potem odbudować. Harry był wrażliwy, miał uczucia, których nie bał się okazywać. Oni go po prostu nie rozumieli. Zazdrościli mu, że mimo ich nienawiści każdego dnia wstawał z łóżka. Był cichy, nieśmiały, nikomu nie mówił o tym, co mu robili. Gdy naprawdę nie potrafił już znieść dźwięku ich śmiechu, płakał cichutko po kątach. Dlatego ludzie go nienawidzili. Bo, pomimo jego kruchości, wciąż nie potrafili go złamać.

Harry bardzo pragnął mieć chociaż jednego prawdziwego przyjaciela. Takiego przyjaciela na dobre i na złe, bo przyjaciele nigdy nie odchodzą, zawsze są u twojego boku, gdy ich potrzebujesz. Harry potrzebował kogoś, kto by sprawiał, że już nigdy nie czułby się samotny.

Nagle za jego oknem pojawił się czyjś cień. Zaskoczony Harry pomyślał, że musiało mu się coś przewidzieć, bo okno jego pokoju znajdowało się na drugim piętrze. Żaden człowiek nie potrafiłby do niego dosięgnąć. Cień zniknął, jednak kilka sekund później znowu się pojawił. Harry zamrugał szybko i przetarł zaspane oczy. Brak snu zaczynał płatać mu figle.

- Jakiego koloru miał oczy? - zapytała nieśmiało Natalie.

Zielone. Jednak nie był to taki zwykły odcień zieleni. Gdy się cieszył, jego tęczówki przybierały barwę wiosennej łąki o poranku, kiedy zaś smucił, wyglądały jak las podczas burzy. Nikt nie potrafił przejść obok nich obojętnie, a jednak ludzi nie zastanawiało, dlaczego za maską zewnętrznego piękna, kryła się, błagająca o chwilę uwagi, zrozpaczona dusza. Gdy widzieli jego łzy, odwracali się bez słów.

- Głupi ludzie - mruknął Benjamin. - Co z tym cieniem za oknem? Kto to był?

Cień znowu się pojawił. Tym razem Harry podszedł do okna i przetarł dłonią zaparowaną szybę. Jednak jedyne co ujrzał to padający śnieg. Rozczarował się trochę, ale gdy już miał wracać do łóżka, usłyszał ciche pukanie. Odwrócił się szybko i ujrzał chłopca w śmiesznej zielonej czapce naciągniętej na uszy, stojącego na jego parapecie.

Przestraszył się, ale po chwili otworzył okno. Przybysz zaczął unosić się w powietrzu i wpadł do sypialni Harry'ego razem z podmuchem zimnego wiatru. Wylądował na dywanie. Szybko się podniósł, otrzepał z resztek białego puchu i zmierzył wzrokiem zielonookiego chłopca.

Take Me To Neverland || larry/ziam/ziall ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz