P I Ę Ć

401 80 34
                                    

Z Michaelem spędziłam całe dzisiejsze południe, leżąc na miękkiej trawie pod dębem i wpatrując się w niebo. Wskazywaliśmy palcami na obłoki i przypisywaliśmy do ich kształtów zwierzęta, przedmioty i twarze, ale nie wróciliśmy do tamtego tematu. Tak było znacznie przyjemniej. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułam taki błogostan i beztroskę, a przecież miałam sześć lat. Każdy mój dzień powinien być przygodą, wyzwaniem i zabawą. A jeśli na to nie mogłam liczyć, to chciałam spędzać tu każde popołudnie z dala od reszty dzieciaków, pana Smitha i ścian tego budynku. Obok mógł być tylko mój przyjaciel Michael, a obok nas wysoki dąb.

- Koniec tego dobrego! Marsz do swoich pokoi, zaraz zaczynacie sprzątać! - krzyknęła pani Garreth, która, jak się okazało, odprowadzała nowych po sierocińcu, pracowała w kuchni i przy okazji pomiatała dziećmi. Prawa ręka Smitha. Niechętnie podnieśliśmy się z trawy. Dzieci ruszyły w stronę drzwi frontowych do środka budynku. Zakazane było biegać, zarówno po dziedzińcu, jak i w środku placówki, ponieważ "nikt nie będzie biegał z głupimi bachorami do higienistki z byle zadrapaniem na kolanie, bo jest niezdarą i potyka się o własne nogi" - tak powiedział Smith, nasz wspaniały wychowawca i dyrektor placówki.

Każdy ustawiał się w pary przy swoich łóżkach, kiedy do pokoi wchodził wychowawca i przydzielał poszczególne prace na każdy dzień. Teraz pracy było więcej. W środku lata też są wakacje, tyle, ze kiedy mieliśmy wolne od nauki, w zamian za to musieliśmy zająć się pracą. Wszedł Smith i popatrzył kolejno na pary z chłodnym wyrazem twarzy.
- Nathalie i Bonnie - toaleta, Ian i Katie - pralnia (...) Michael i Vivienne - podłoga w całym holu na piętrze.
Wymienił jeszcze obowiązki dla pozostałych grup, po czym dodał - Macie na to czas do kolacji. Niewywiązanie się z obowiązku oznacza lekcewagę moich poleceń, co oczywiście podlega karze - wykrzywił usta w szyderczym uśmiechu i wyszedł.

Oparci na kolanach szorowaliśmy zawzięcie podłogę. Minęły dwie godziny, została nam jeszcze jedna, a za nami dopiero jedna trzecia holu.
- On to zrobił specjalnie.
- Niby czemu? Każdy dostał coś trudnego - nie wierzyłam, że stawiłam się za tym tyranem.
- Ale my mamy najwięcej do roboty. On nas nienawidzi, Viv. Wie, że jesteśmy inni od reszty. Chce nas złamać, żebyśmy byli jak reszta.
- Ale my się nie damy, co?
- Pewnie - uśmiechnął się wesoło.

Zamieściliśmy się z czasem. To znaczy, pomineliśmy małe przedsionki przed każdym pokojem, ale wzdłuż holu, stare, brązowe deski niemalże lśniły. Niemalże, bo pewnie by lśniły, gdyby nie to, że są tak stare i nie mają prawa błyszczeć. Przybiliśmy sobie piątkę i zeszliśmy zadowoleni na stołówkę, pomimo odcisków na kolanach i startej skóry na dłoniach.
Na kolację było jabłko, pasta jajeczna przetworzona z resztek jajecznicy ze śniadania, grzanki, również z rana, co można było poznać po tym, że są zimne, twarde i gumowate zarazem. Do popicia mleko. Miałam nadzieję, że chociaż ono jest świeże. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jestem głodna. Do tego stopnia, że zaczęłam czuć ściski w żołądku. Z ostatniego posiłku zrezygnowałam, nie chcąc słuchać bzdur tej blondynki w warkoczach. Upiłam łyk mleka kiedy odstawiłam kubek, zauważyłam że pływa w nim kawałek grzanki. Moje były nienaruszone, więc i mleko musiało być zlewane po śniadaniu. Zacisnęłam zęby. Skoro takie dania mają mi serwować codziennie, to znaczy, że muszę przywyknąć. Zjadłam pół porcji, a resztę oddałam w okienku.

Dochodziła godzina dwudziesta. Siedziałam z Michaelem na moim łóżku i graliśmy w łapki.
- Wszyscy do łóżek! - krzyk dobiegał zza drzwi i powtarzał się co chwilę, uciekając. To pani Garreth podchodziła do każdych drzwi po kolei. Michael zaskoczył z mojego łóżka.
- Jeszcze tu jesteś? Mowiłem Ci, że nie możesz tu spać.
Wychyliłam głowę na dol, żeby zobaczyć, co się tam dzieje.
- A ty kim jesteś, żeby mi mówić, co mogę, a czego nie?
- Tam jest twoje łóżko, głupia!! - wskazał palcem na materac w rogu po lewej.
Nathalie zaśmiała się cwaniacko i podeszła do chłopca, którego przewyższała o półtorej głowy.
- To ty jesteś głupi. I to, i tamto łóżko od teraz jest moje, zrozumiano? Jestem najstarsza w tym pokoju i mogę więcej, niż ty - zmierzyła go wzrokiem - i dla twojej informacji, jestem tu osiem lat, więc nie mów mi, co jest moje, a co nie. Zrozumiałeś? - złapała go za koszulkę i przyciągnęła do siebie, patrząc z góry w jego oczy. Był przestraszony.
Reszta dzieci patrzyła na całe wydarzenie, jakby byli w kinie. Szeptali sobie coś na ucho i śmiali się, zakrywajac buzię dłońmi.
- Zostaw go! - nie mogłam dłużej pohamowac swojej złości i zaskoczyłam z łóżka prosto na jej plecy. Zaczęłam drapać ja po twarzy i ciągnąć za włosy. Nathalie od razu puściła Michaela, zaczęła kręcić się po całym pokoju, ale nie mogła zrzucić mnie ze swoich pleców. Cała frustrację wylewałam właśnie teraz. Oberwało się jej nie tylko za materac, ale za wszystko, co przeżyłam tutaj w ciągu tego krótkiego czasu. Dzieci zaczęły piszczeć z podekscytowania. Michael szybko podbiegł do mnie i odciągnął mnie od dziewczyny, ale ja jeszcze nie skończyłam. Podbiegłam do niej ponownie i na oślep zaczęłam bić ją z mocno zaciśniętymi powiekami. Nat zaczęła piszczeć. Nagle drzwi pokoju z hukiem otworzyły się i wszedł pan Smith. Odskoczyłam od niej jakby parzyła. Michael na widok mężczyzny szybko uciekł za łóżko; pewnie bał się, że znowu pójdzie do izolatki. Nathalie padła na podłogę i zaczęła głośno szlochać. W ręce miałam pukiel jej włosów. Spojrzałam na nią i zauważyłam, że z zadrapania przy łuku brwiowym sączy się stróżka krwi. Teraz dopiero uświadomiłam sobie, co zrobiłam, a co gorsza, co mnie czeka.
Pan Smith złapał mnie za przegub i bez słowa zaciągnął do drzwi pokoju. Wiedziałam, gdzie mnie prowadzi i wiedziałam tez, że będę w tym miejscu dłużej niż Michael. Łzy mimowolnie ciekły mi po policzkach. Bałam się tego, co mnie czeka, lecz w mojej głowie pojawiła kolejna myśl - Michael. Dziś będzie mógł spokojnie spać, zajmując moje łóżko.

A Z Y L.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz