Dla przypomnienia: Michael za karę spędził noc u Pana Smitha, a pod jego nieobecność, najstarsza dziewczyna w pokoju - dwunastoletnia Nathalie przywłaszczyła sobie łóżko chłopca. Rano, kiedy wrócił, był posiniaczony i przestraszony. Nathalie nie dała za wygraną i postanowiła, że jej dotychczasowy materac i łóżko Michaela należą teraz do niej. Viv, nie mogąc znieść tego, że jej nowy przyjaciel nie ma gdzie spać, rzuciła się na Nathalie, która oberwała nie tylko za chłopca, ale i przelała na nią całą swoją frustrację. Mocno pobiła dwunastolatkę, która piszczała i krzyczała, co usłyszał Smith. Wpadł do pokoju i wściekły zabrał Viv do siebie.
Ze spuszczoną głową, szłam ze Smithem do jego gabinetu. Ciągnął mnie mocno za przegub, a ja nawet nie opierałam mu się. Uświadomiłam sobie, że niepotrzebnie rzucałam się na Nathalie, że może Michael załagodziłby sprawę. Może tak naprawdę za dużo biorę do siebie? Miałam mętlik w głowie.
Smith otworzył wielkie, drewniane drzwi i od razu zamknął za mną. Ośmieliłam się podnieść wzrok i rozejrzałam po gabinecie wychowawcy. Duże pomieszczenie, wszystko wykonane z ciemnego drewna, wysokie regały i ich półki, uginające się pod stertami idealnie ułożonych książek. Rzeźb je ione nogi biurka i dwa krzesła po obu jego stronach. Smith wyciągnął z szuflady cygaro i usiadł za biurkiem, a ja naprzeciw niego.
- Wiedziałem, że nie będę musiał długo na ciebie czekać. Twoje pochodzenie i gęba zobowiązują do takich poczynań, co? - spuściłam głowę, a on zaśmiał się i wypuścił kłąb dymu prosto w moją stronę. - Nawet nie jest mi szkoda dzieciaków z patologicznych rodzin. Oni już w genach mają zakodowane bycie nikim, przerobiłem już wiele takich przypadków. Myślisz, że jesteś inna? Że ktoś weźmie do domu takiego bachora, który nie ma nic do zaoferowania? Matka pewnie nawet sprzątać cię nie nauczyła, to i żadnego pożytku z ciebie - nie patrzyłam na niego, ale wiedziałam, że uśmiecha się szyderczo.
- Za dużo masz w sobie odwagi jak na taką sierotę, której nikt nie lubi. No, może poza drugą sierotą tym małym Michaelem. Ale takie bachory jak ty są najgorsze, wiesz? Zero zasad, myślą, że mogą robić tutaj co chcą, a takich właśnie jak ty trzeba karać najsurowiej. Wiesz dlaczego? - pochylił się nade mną - Bo trzeba was przywołać do porządku. Nie macie w życiu żadnych perspektyw, dlatego stłumie ten twój dziecięcy gniew.
Mocno zaciskałam małe piąstki na kolanach, a po policzkach spływały mi łzy. Bałam się podnieść głowę, żeby spojrzeć na niego. Nie chciałam ja niego patrzeć, uśmiech Smitha w tej chwili byłby jeszcze gorszy od wypowiedzianych przez niego słów.Bałam się tego, co jeszcze powie, bo przecież chce wymierzyć mi surową karę, chyba nie przez to, że pobiłam Nathalie, ale za to, z jakiego domu pochodzę. Drżałam z przerażenia, ale w końcu odważyłam się spojrzeć na niego mokrymi od łez oczami i powiedziałam - To i tak lepiej, niż być twoim dzieckiem! - nie czekając ani chwili poderwałam się z krzesła i ruszyłam do drzwi, mając nadzieję, że jakimś cudem za nimi będzie mój przyjaciel. Wychowawca ruszył za mną i nie trudząc się, szybko złapał mnie za nadgarstek i warknął głośno - jeszcze ci mało, głupia? - wymierzył mi siarczysty policzek, a potem kilkakrotnie uderzył mnie w ramię, brzuch i kiedy próbowałam się skulić, poczułam jeszcze dwa uderzenia w plecy.
- Wstawaj! - złapał mnie pod pachami i postawił na równe nogi. Pociągnął za rękę do drugich drzwi, a za nimi znajdował się długi, ciemny korytarz, o zupełnie innym wystroju, niż w gabinecie. Słychać było tylko nasze kroki i dźwięk co chwila lekko przygaszającej się lampy. Szłam przez ten korytarz i miałam tylko nadzieje, że będę mogła go obejrzeć już jutro, kiedy Smith będzie mnie wyciągał z izolatki. W końcu zatrzymaliśmy się przed metalowymi drzwiami. Smith popchnął mnie do środka, zamknął drzwi na klucz i słychać juz było tylko oddalające się kroki. W rogu stała lampa naftowa, która rozświetlała pomieszczenie do półmroku. Obok, również na podłodze, materac i koc, ten sam, gryzacy całe ciało koc, który miał każdy dzieciak w pokoju. Szybko poczłapałam, by cała się nim okryć i mimowolnie zaczęłam płakać. Zaczęłam myśleć o mamie i pożałowałam wszystkich tych myśli, w których mama znikała, a ja miałam swojego misia i telewizor tylko dla siebie i na całą wieczność. Teraz miałabym chociaż pluszaka, a mama czasem też przychodziła i całowała mnie w czoło na dobranoc. Zdałam sobie sprawę, że nie mogę narzekać na pewne rzeczy, bo nie wiem, co przytrafi się później i może wtedy powiem, że to kiedyś było o niebo lepsze. Tej zasady postanowiłam trzymać się już całe życie. Po kilkugodzinnych wspomnieniach o mamie, zasnęłam. Lampa naftowa dawno już zgasła, a ja, po raz pierwszy nie bałam się ciemności, bo wiedziałam, że za drzwiami czyha większe zło niż mrok.Drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem żelaznej klamki. Powoli otworzyłam oczy i ujrzałam długie nogi w czarnych na kant spodniach.
Podniosłam niepewnie wzrok. To był Smith. Wykrzywił usta w tym jego wstrętnym, odpychającym od siebie ludzi uśmiechem i wskazał palcem, bym wstała. Obolała podniosłam się na nogi, które drżały na sam widok tego zwyrodnialca.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem. Wczoraj dałaś niezły popis i widzę, że nic jeszcze nie zrozumiałaś. Spędzisz tu jeszcze trochę czasu, ale wszystko zależy ode mnie, kiedy cię wypuszczę. Teraz za mną do gabinetu.Moje nadzieje o przejściu przez ten korytarz tylko częściowo się spełniły. Pragnęłam iść tędy z powrotem do pokoju i do Michaela, a okazało się jeszcze gorzej. Wolałabym spędzić jeszcze tydzień w izolatce, ale nie widzieć gęby Smitha, a myśl o jego ciężkich pięściach przerażała mnie jeszcze bardziej.
Weszliśmy do gabinetu. Kazał mi usiąść przy biurku, naprzeciwko siebie. Usiadłam i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to zdjęcie chłopca w zbitej ramce. Pomyślałam, że to jego syn, chociaż w ogóle nie był do niego podobny. Miał zielone oczy i wydatne usta, Smith natomiast niebieskie oczy i wąskie wargi z kącikami wywiniętymi do dołu. Od razu zauważył, że przyglądam się fotografii.
- Ciekawska jesteś. To mój syn, który już nim nie jest. Wiesz dlaczego, tak bardzo nienawidzę bachorów z sierocińca? Bo mają spaczone geny. Wszyscy jesteście tacy sami. Wywodzicie się z patologii i patologię przenosicie na dalsze pokolenia. - popatrzył na mnie z wyższością i odpalił cygaro - Kiedyś byłem głupi i myślałem, że bycie dla was dobrym coś pomoże. Pracuję tu odkąd pamiętam i moim największym błędem była adopcja jednego bachora twojego pokroju. Moja żona była bezpłodna i myśleliśmy, że to będzie dla nas najlepsze rozwiązanie. - siedziałam z wzrokiem wbitym w podłogę. Słuchałam go uważnie, a on opowiadał. Lecz nie mówił tego do mnie. Palił swoje cygaro i opowiadał swoją historię chłodno i bez emocji. Mówił jakby do siebie, jakby pierwszy raz od wielu lat, a jedynymi słuchaczami jego opowieści były ściany tego gabinetu. - Daliśmy mu tyle opieki, miał wszystko czego chciał... - mocno się zaciągnął i milczał przez długą chwilę - A ten mały skurwysyn odwdzięczył się, zabijając moją żonę. - głos mu zazdrżał - teraz nie mam żony ani syna. Zostały mi te bachory, do których musze codziennie wracać, patrzeć na ich gęby i znać ich zakończenie. Dlatego was wszystkich nienawidzę. - Wstał i otworzył mi drzwi gabinetu. - Wynoś się stąd. Ale pamiętaj, że jeszcze się z tobą policzę.Pomimo tego, że nakazał mi wrócić do pokoju, a jeszcze przed chwilą marzyłam, by stąd wyjść, teraz nie mogłam się ruszyć. Przestraszona, mała istota, ktora zewsząd doświadcza najgorszych scenariuszy.
- Wypierdalaj stąd!
Szybko poderwałam się na nogi i zaczęłam biec ile sił do mojego pokoju.Przepraszam najmocniej za długi czas nieobecności! Postaram się wszystko nadrobić i mam nadzieje, ze została choć garstka moich czytelników.
Przy okazji z przypływem weny, postanowiłam zacząć kolejne opowiadanie pt. "Worldwide - Miłość w Podróży." zapraszam!

CZYTASZ
A Z Y L.
De TodoPrzykładem na to, że życie nie rozpieszcza jest młoda Vivienne Madden, dla której jedyną nadzieją na zaznanie szczęścia jest Michael. Ich losy łączą się w sierocincu, do którego trafiła, niegdyś jeszcze, jako dziewczynka. Czy kolejne sytuacje sprawi...