1.

414 48 9
                                    

Odwróciłam głowę w bok w momencie, w którym nabój wystrzelił z lufy wprost w skroń dziewczyny. Jej ciało osunęło się na zakurzoną podłogę z głuchym dźwiękiem uderzenia czaszką o posadzkę. Skrzywiłam się z niesmakiem i jeszcze szturchnęłam zwłoki, by upewnić się, że nie żyje. Zrobiłaś z jej mózgu pasztet, geniuszu. Klęknęłam przy niej i włożyłam w jej dłoń pistolet, po czym uśmiechnęłam się krzywo na widok swojego dzieła. Podniosłam się do pionu i otrzepałam spodnie, kichając, gdy kurz dostał się do moich nozdrzy.

- Wybacz mi, Marcia - mruknęłam na odchodne i czym prędzej wydostałam się z sypiącego się budynku.

Będąc już w bezpiecznej odległości od hangaru zdjęłam rękawiczki i wrzuciłam je do torby, przy okazji sięgając po telefon. Przesunęłam palcami po wyświetlaczu i szybko odwróciłam wzrok, na widok mojej tapety. Dwie uśmiechnięte, zadowolone z życia dziewczyny, jedna to morderca, druga - jej ofiara. Szybko usunęłam plik oraz wszystkie inne przypominające o tym, że ja i Marcia Miller byłyśmy przyjaciółkami. Rzecz jasna - według niej.

Weszłam w wiadomości i szybko wystukałam odpowiednią treść.

do: lamar
załatwione.

Lamar był moim zleceniodawcą. "Czarny z wyboru" tak o nim mówiono i właściwie tylko te słowa idealnie opisywały jego całego. Cóż, był to uchodźca z Ugandy, krory znalazł świetny sposób na biznes. Nawet nie wyobrażacie sobie ilu ludzi zleca komuś płatne zabójstwa. Lam najpierw sam rozkręcił interes, szukał ludzi, którym ktoś wlazł za skórę i, cóż, w mniej lub bardziej pacyfistyczny sposób kończył ich żywot. Później rozszerzył swoją działalność i znalałwszy ludzi, którym potrzebne były pieniądze, stworzył armię. Tym właśnie byliśmy - jego armią bezdusznych potworów w ludzkich skórach, która nie boi się mieć krwi na rękach.

Jak znalazł mnie? Cóż, do swego czasu byłam bezdomna i z czysto ludzkich potrzeb takich jak jedzenie okradałam sklepy z artykułów spożywczych. Nic wielkiego, schować pod swetrem zbożowy batonik czy wrzucić do torby butelkę wody. Lamar mnie obserwował. Za każdym razem, gdy przechodziłam obok niego wlepiał we mnie te swoje wyłupiaste oczy w kolorze kawy, sprawiając tym, że drżałam na całym ciele. Zbierał informacje na mój temat - jak się nazywam, ile mam lat, gdzie mieszkam. A gdy miał już wszystko, ruszył do ataku. Cóż, naszego pierwszego starcia nie wspominam zbyt dobrze - przycisnął mnie do ściany, a ja w odwecie kopnęłam go w krocze i zwiałam. Życie na własną rękę ma to do siebie, że raczej się ludziom nie ufa. Zwłaszcza czarnoskórym gangsterom.

Pierwszą osobą, którą zabiłam była siedemnastoletnia Regine, której ojciec wpakował się w jakieś szemrane interesy z mafią. Niczemu winna, młoda Reg miała być zapłatą za grzechy tatusia i cóż, skończyła swój żywot dwa miesiące po poznaniu mnie. Po wszystkim, gdy już leżała nieruchoma na ziemi, ja rzygałam jak kot. Poczucie winy było nie do zniesienia, ale z czasem minęło. Ktoś umiera, ktoś się rodzi, tak to sobie zawsze tłumaczyłam.

Potem były następne zlecenia, jedne dłuższe, inne krótsze, no i tak minęły dwa lata w tym zawodzie. Siedemnaście ciał.

Rozejrzałam się po otoczeniu i wskoczyłam na siedzenie czarnego mustanga, zatrzaskując za sobą drzwi. Spojrzałam w przednie lusterko i skrzywiłam się do swojego odbicia. Mając taki sposób życia trudno jest lubić siebie. Z moich oczu biło okrucieństwo, doskonale o tym wiedziałam. Przeczesałam palcami włosy i odpaliłam auto, w tym samym momencie do moich uszu doszedł dźwięk przychodzącej wiadomości.

od: lamar
wyślę tam ludzi. wpadnij do podziemi, mam dla ciebie jeszcze jedną sprawę.

Z moich ust uciekł jęk zawodu i z całej siły uderzyłam rękami w kierownicę, przy okazji kląc głośno. Cóż, czyli mogłam się pożegnać z urlopem na Karaibach. Wycofałam z niestrzeżonego parkingu wprost na pustą szosę. Dopiero, gdy moc silnika wbiła mnie w fotel znów poczułam, co to tak naprawdę znaczy być sobą.

chaos theory 》bieberOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz