Rozdział IV

358 29 1
                                    

Wiatr targał różowymi włosami, a zielone oczy wpatrywały się uważnie w moje oblicze. Dziewczyna miała grobową minę. Widać było, iż próbowała powstrzymać płacz. Natarczywie przygryzała nabrzmiałe wargi.

— Możemy porozmawiać? — zapytała cicho, przecierając oczy rękawem od dużej, szarej bluzy.

— Jasne — odparłem beznamiętnie, zarzucając kaptur na głowę.

Moje buty zetknęły się z brudnym chodnikiem. Szliśmy w ciszy w stronę boiska. Nie potrzebowaliśmy w tej chwili słów. Towarzyszyły nam jedynie odgłosy przejeżdżających samochodów.

Po dziesięciu minutach dotarliśmy do wyznaczonego miejsca. Boisko było puste. Usiedliśmy na stole od ping-ponga. Zerknąłem na dziewczynę obok. Nie wyglądała zbyt dobrze.

— Sakura — mruknąłem — co się stało? — zadałem pytanie spokojnym głosem.

W dzieciństwie również przychodziła do mnie ze swoimi problemami, jednak z czasem to minęło, a nasze stosunki pogorszyły się.

Dziewczyna jak to miewała w zwyczaju, zmarszczyła swoje brwi, a jej usta zwężyły się jeszcze bardziej.

— Sasuke — wydukała, zerkając na mnie niepewnie.

— No? — zapytałem, odwracając twarz w jej kierunku.

Posłałem dziewczynie ciepły uśmiech. Dziwne prawda? Ja, ten, który zawsze jej dogryzał, tak po prostu jestem miły. A niech się dziewczyna cieszy! Więcej takiej okazji nie będzie miała. Sakura zacisnęła mocno dłonie na swoich spodniach. Widać było, że biła się z własnymi myślami.

— Sasuke — zaczęła, biorąc głęboki wdech — moja babcia trafiła do szpitala.

Takie buty — przemknęło mi przez myśl.

— Ostatnio nie czuła się najlepiej. Boje się, że ją stracę — powiedziała cicho, a wypowiadając ostatnie zdanie, głos się jej załamał.

„Na szczęście pracujesz całe życie, a na nieszczęście sekundę." Rahim — Sekunda

Z tego co pamiętałem, Sakura zawsze była przywiązana do swojej babci. Jak byliśmy młodsi, chodziliśmy do niej często na kluski. No, staruszka jak staruszka, ładowała nam ogromne porcje jedzenia, a my już najedzeni, wpychaliśmy w siebie ostatkami sił wielkie dawki pożywienia. Kobiety nie szło przegadać... Ach, to dzieciństwo!

Po policzkach dziewczyny spływały słone krople.

— Sakura, dlaczego cię nie ma przy niej w szpitalu? — zapytałem cicho, zerkając na zapłakaną twarz koleżanki.

— Mama nie pozwoliła mi jechać. Nie chciała, abym widziała babcię w złym stanie — odparła, wycierając policzki rękawem od bluzy.

Całkiem rozumiałem zachowanie jej rodzicielki. Sakura, jak na swój silny charakter, była zbyt uczuciowa i zapewne widok chorej babci dobiłby ją.

— Płacz — powiedziałem pewnie, przyciągając dziewczynę do siebie. Objąłem ją mocno, nie czując sprzeciwu z jej strony. Po chwili poczułem delikatne dłonie Sakury na swoich plecach. Do moich uszu dotarło ciche łkanie. Przez kilka minut trwaliśmy w takiej pozycji. W końcu odsunęła się ode mnie, przecierając załzawione oczy.

— Nie martw się, Sakura. Jak chcesz to pogadam z Itachim, może jutro cię podwiezie do tego szpitala — powiedziałem łagodnym tonem, przeczesując swoje czarne włosy.

— Dziękuję, Sasuke — wyszeptała, posyłając mi uśmiech. Musiałem przyznać, że wyglądała wtedy o wiele ładniej. Mogłaby częściej to robić.

Szare BlokowiskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz