Rozdział XI

452 28 9
                                    

Obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Przeciągnąłem się oraz zatopiłem twarz w pościeli, pachniała tytoniem... Nabrałem cholerną ochotę, aby zapalić. Niestety upierdliwy dzwonek nie dawał spokoju. Pozbierałem się z łóżka, po czym udałem się do drzwi i otworzyłem je. Pieprzony kac oczywiście już przypominał o sobie, dlatego złapałem się za głowę. Spojrzałem przed siebie, gdzie zobaczyłem zadowoloną Marikę.

— Cześć, Sasuke — zamruczała delikatnie. — Niezłe masz ciałko.

Spiorunowałem dziewczynę wzrokiem.

— Czego chcesz? — zapytałem, w ogóle nie przejmując się jej poprzednimi słowami.

— Przyszłam do Itachiego — powiedziała z uśmiechem. — Wpuścisz mnie?

— Właź — warknąłem, następnie odsunąłem się.

— Aleś ty miły — parsknęła i zdjęła ciemnobrązowe sandały.

Parsknąłem zadziornie pod nosem. Ona jeszcze nie wiedziała. Przeczesałem włosy ręką.

— Z czego się tak śmiejesz? — zapytała, łypiąc na mnie okiem spod brązowej grzywki.

— Z niczego. Idę dalej spać. Itachi jest u siebie w pokoju.

Wróciłem do siebie, po czym wyszedłem na balkon. Wyciągnąłem fajkę z paczki mojego brata, która leżała na stoliku. Byłem pewien, że za chwilę zacznie się przedstawienie. Zapalając papierosa, usłyszałem krzyk Mariki:

— Co to, kurwa, ma być?!!

Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Dobrze tak tej wrednej diablicy. Z Uchihami nie warto zadzierać, oj nie.

— Marika, spokojnie. — Usłyszałem głos Itachiego, który próbował zapanować nad sytuacją.

— Jak spokojnie, no jak?! Przychodzę do ciebie, a tu co? Śpisz z jakąś szmatą!

— Ona nie jest szmatą — warknął mój brat, Marika ewidentnie działała mu na nerwy.

Łohoho, przegięła. Itachi nie cierpiał, a wręcz nienawidził, kiedy obrażano Sasame.

— Wyjdź stąd kobieto. Nie mogę na ciebie patrzeć — syknął zły. — Wyjdź póki jestem spokojny.

— Ale... — Wilkos zaczęła nieśmiało.

— Żadnego „ale" — warknął. — Wynoś się.

— Nigdzie nie idę! — krzyknęła Marika.

— Wyjdź. Rozumiesz czy przeliterować? — Itachi widocznie nie patyczkował się z nią.

— Daj spokój — powiedziała Sasame. — Nie tak ostro, co?

— Ech... Po prostu wyjdź. Z nami koniec — odparł spokojnie mój brat.

Po chwili usłyszałem głośny trzask drzwi. Uśmiechnąłem się pod nosem. No i kto wygrał? No, kto? Uchiha jeden, Marika zero! Tak trzymajmy moi państwo.

Zgasiłem fajkę i poczłapałem do łazienki, w przedpokoju mijając się z zaspaną Sasame, która miała na sobie koszulkę Itachiego. Musiałem przyznać, że wyglądała w niej całkiem uroczo. Widząc ją w takim stanie, uniosłem kąciki ust, następnie poszedłem wykonać kilka porannych czynności. Po chwili stałem przed lustrem oraz wpatrywałem się w swoje odbicie. Nie wyglądałem najlepiej, skutki wczorajszego melanżu były nad wyraz widoczne. W głowie mi szumiało tak, że o ja pierdolę. Przemyłem twarz wodą i wyszedłem z pomieszczenia, kierując się do kuchni.

Po raz kolejny kolor ścian raził po oczach, jednak byłem wytrwały. Zażyłem aspirynę, później szybko zmyłem się do pokoju. Wyciągnąłem z szafy kilka ubrań, które powąchałem. Nie śmierdziały, to znaczy, że się nadawały do noszenia.

Szare BlokowiskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz