Sądzę, że to już czas najwyższy. Siedząc za wiekowym biurkiem, jakby niezdarnie wyciągam kościste palce ku szufladzie i z cichym skrzypnięciem otwieram, by wydobyć z niej parę rzeczy. Kilkanaście pożółkłych w skutek przemijającego czasu kartek, kałamarz na wpół wypełniony czarnym atramentem i pęk śnieżnobiałych piór związanych poniszczoną wstążką z aksamitu. Ileż to już lat minęło od owej historii? Sto, dwieście?.. A może i trzysta? Nie jestem już nawet tego pewna - oto co z człowiekiem potrafi zrobić owe miejsce, w którym się znajduję - ale z pewnością wystarczająco dużo, by wreszcie znalazła swe ujście na papierze. W końcu nie ma tu nikogo poza mną; kogoś kto wygodnie przysiadł by u mego boku, wyprostował się i z ciekawym spojrzeniem oczekiwał aż z moich ust popłyną słowa tworzące opowieści o których wszyscy już dawno zapomnieli. Jestem tu tylko ja, w małym pokoju bez okien, gdzie jedynym źródłem światła jest turkusowy płomień świecy pozostawiony przez mojego poprzednika. Wosk zdaje się nigdy nie topić, a ogień nigdy nie gasnąć. Tak mi się wydawało przez pewien czas... Nie jestem w stanie określić jak wiele jego minęło, ale gdy w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że traci on na jasności zrozumiałam, że mój koniec jest bliski. Po mnie podobno nie przyjdzie tu już nikt. Nikt nie zasiądzie przed tym samym biurkiem co ja i dziesiątki innych przede mną, o ile nie setki. Bo ja jestem ostatnia do zapalenia resztkami swej mocy owej świecy nim odejdę, a ona z kolei będzie się palić i palić, aż wreszcie wygaśnie na zawsze i świata nadejdzie koniec. Jedyne co mogę teraz zrobić to spisać ich dzieje licząc na to, że ktoś kiedyś odkryje to miejsce oraz moje zapiski nim ognik się wykończy i zrozumie. Zrozumie, dlaczego warto walczyć o niego do ostatniej kropli krwi - nie ważne jak bardzo okaże się on być szmatławy i przeżarty do cna. Pojmie, że wyższe cele wymagają ogromnych poświęceń i wykaże się odwagą równą Im, gotów postawić na szali nawet swoje życie. Przy użyciu nieznacznej siły odkręcam wieczko szklanego naczynka na czarny jak krucze pióra atrament.. Tak, to kolor jej włosów. Wciąż doskonale go pamiętam, jakby to było wczoraj. Niesforne, krucze loki powiewające na niespokojnym wietrze nocy, niczym nieokiełznane wylewały się spod matowego kaptura-- Zaraz zaraz, o czym to ja... Ah, tak! Zapisać. Prosiła by tego nie robić, pragnęła zapomnieć tak jak i chcieli tego pozostali. Ona nie pojmowała wagi popełnionych czynów, ich wartości i pokoju wywalczonego splamionymi krwią dłońmi - winnych czy też nie. Moja przyjaciółka Śmierć ochoczo zabierała wszystkich bez wyjątku. Nie obawiam się o to, że nie starczy mi tuszu. Nie kończy się on nigdy jak wszystko inne w tym miejscu. Oczywiście, poza mną i jedynym źródłem światła. Odchodzi jeden, zapala ogień i przychodzi kolejny i trwa do momentu, gdy on zgaśnie. Wtedy on oddaje ostatnią cząstkę swojego życia, by świeca mogła dalej płonąć dla kolejnego i tak w kółko i w kółko. Ale to nie czas na omawianie żmudnego losu następców. Czas jest cenny, bardzo cenny. Jeśli czas można byłoby wykupić, kosztowałby więcej niż wszystko inne. Ludzie mają w zwyczaju go nie doceniać, nie zwracają uwagi na to jak ten przenika nieuchwytnie między palcami. Dopiero, gdy spostrzegają iż pozostało go tak niewiele zaczynają panikować i rozumieć w czym tkwił błąd. O wiele za późno. Dlatego zamaczam pióro w płynie i zaczynam pisać.
YOU ARE READING
Cena wolności.
FantasyCena wolności zawsze ma swój ciężar. Droga ku wyzwoleniu świata splamiona jest szkarłatem i licznymi zwłokami, bez względu na wiek, płeć czy pochodzenie. Mieszaniec czy czysty, demon czy elf - wszyscy stają do makabrycznego tańca ze śmiercią na równ...