Rozdział II.

50 3 2
                                    


 — I po co Ci to było, durniu

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

 — I po co Ci to było, durniu.

Blondyn nie zaszczycił jej pojedynczym zerknięciem. Zamiast tego wytarł rękawem krew sączącą się z nozdrzy i splunął mieszaninę śliny z posoką na ziemię. Pieprzona karczma. Na schludnym, niegdyś śnieżnobiałym materiale koszuli natychmiast pojawiła plama soczystej czerwieni, lecz nie zdawał się tym szczególnie przejmować. Bardziej zajmował się własnym nosem, który po niefortunnie bliskim starciu z cudzą pięścią wyglądał na potrzebujący konkretnej pomocy. "Bez nastawiania się nie obędzie", brzmiał osąd czarnowłosej, ale czego się nie robi dla przyjaciół? Szczególnie tych wyjątkowo niskich, turkusoowokich, dodatkowo schlanych do tego stopnia, że zupełnie nie zdają sobie sprawy z czyhającego na nie niebezpieczeństwa. Gdzie ta dziewczyna zgubiła swój strach czy też nawet mózg, by zachować resztki rozsądku? Lekkomyślność kruczej tego dnia sięgnęła zenitu – co prawda nie po raz pierwszy od kiedy ją zna jednak miał nadzieję, że to ten ostatni. Pieprzona ryzykantka.

Pieprzony dzień, jakby brakowało mu dziś jeszcze rozrywki.

 — Gdybym ich nie ugłaskała zbiliby Cię na kwaśne jabłko. Siedmiu na jednego to jak z motyką na słońce, zwłaszcza będąc takim chuchrą jak ty. mruknęła z dezaprobatą, sunąc wzrokiem po faktycznie niezbyt krzepkiej budowie ciała młodziaka. Poradziłabym sobie sama.

Zosia Samosia się znalazła, świetna pora.

Dłoń jasnowłosego zacisnęła się mocniej na ramieniu dziewczyny tym samym sprawiając, że jej nieznaczny ciężar ciała całkiem znalazł się w jego panowaniu. Nogi uginały się pod nią do tego stopnia, że każdy w miarę prosto wykonany krok mógłby zostać uznany za co najmniej kolejny życiowy sukces zabójczyni - przynajmniej tego dnia. Mieli przed sobą do przekuśtykania jeszcze najbliższe cztery przecznice nim ujrzeliby upragniony właz do Podziemi. Obita szczęka blondyna pulsowała jednostajnym bólem, a oczom czarnowłosej mimo stanu głębokiego upojenia nie umknęły jego nieme syknięcia i krzywienie się przy co następnym minimalnym poruszeniu. Może i jakieś ziarnko prawdy tkwiło w słowach Mirai, nieznaczne, ale jakieś było. Gdyby nie dołączyła się do niego w miotaniu pięściami na oślep może i faktycznie nie opuściłby karczmy z wyłącznie utraconymi kilkoma zębami, złamanym nosem i podbitą szczęką. Co jej przyszło do głowy, by robić takie głupoty? Ojciec począł już stawiać Bractwo do góry nogami przez nagłe niezdyscyplinowanie jednej z najlepszych uczennic podczas, gdy ona w tym czasie przesiaduje sobie w jednej z najbardziej nieprzyjemnych karczem i umila sobie czas alkoholem i pijańską muzyką. Jak zwykle - Hasan Raaja, głowa osławionego na całym kontynencie Bractwa Zabójców bardziej się przejmuje nieobecnością przybłędy niż własnego dziecka. Z biegiem czasu już przestało to kogokolwiek dziwić, że jeden z najbardziej wpływowych ludzi Liamskiego Podziemia uznaje obcego mieszańca za swego Dziedzica, a nie Daerima Raaję, krew z jego krwi. Mimo własnej woli przez oblicze Daarima przemknął ponury grymas. Ciecz o metalicznym posmaku nieustannie spływała stróżkami do opuchniętych ust, a otępiający ból przyprawiał o nieznośne zawroty głowy. Musiał przysiąść i złapać oddech skoro planował przywlec tą spitą uczennicę pod oblicze Mentore, a nie ona go. 

Cena wolności.Where stories live. Discover now