Dług 1

43 1 3
                                    

Nazywam się Kazama Suzuran, mam 17 lat, w tym roku idę do drugiej klasy w Akademii Totsuka w Tokio. Dorastałam w luksusie, więc jestem trochę rozpieszczona, ale to nic bo przecież zawsze będziemy mieć pieniądze.

A przynajmniej tak mi się wydawało.

Spółka Kazama, była jedną z największych firm w całej Japonii. Firm, którym dobrze się powodziło.

Do czasu.

Kilka złych decyzji i moi rodzice popadli w długi.

I tak właśnie skończył się dobrobyt.

Rodzice jednak wpadli na pewien plan. Plan, który miał ocalić ich firmę przed zbankrutowaniem.

Postanowili wydać za mąż, moją starszą siostrę, Saki, za pewnego bogatego gościa.

Saki, ma 23 lata, jest dość ładna, jest włosy sięgają do ramion i są czarne, oczy natomiast są brązowe. Nosi rozmiar D. To już o czymś świadczy.
A poza tym... jest jeszcze jeden ważny powód, dla którego uważam, że to dobrze, że ją z nim zaręczyli.
Saki jest głupia.
Sprzedadzą jej jakąś historyjkę o księciu z bajki, ona uwierzy i z radością wyjdzie za mąż.
Fufufu... a ja będę się dalej cieszyć moim bogatym życiem.

Tak rozmyślałam, siedząc przed lustrem w garderobie, szykując się do przyjęcia zaręczynowego mojej onee-san i tego jej nowego narzeczonego.

-Fufu... już wkrótce nee-san zostanie mężatką - wymamrotałam sama do siebie, biorąc do ręki czerwoną szminkę. - A ja... będę dalej wieść swoje spokojne życie, a na koniec zostanę królową!
Jednym zwinnym ruchem, entuzjastycznie narysowałam na szklanej powierzchni, koronę na swojej głowie.
Moją twarz rozświetlił szeroki uśmiech.

Tak... nic się nie zmieni... zapomnimy o całej tej sprawie z długami... nee-san będzie mieć dobrego i bogatego męża... rodzice będą mieć swoją ukochaną firmę... ja będę mieć swoje bogate życie... tak...

Westchnęłam głęboko i oparłam się na krześle.
Zostały 3 godziny.
Co ja mam robić przez 3 godziny?

Już miałam wstać i wyjść na balkon, kiedy nagle drzwi z hukiem się otworzyły i do środka wbiegło 5 pokojówek, mama i tata.
Spojrzałam na nich pytająco.
Ewidentnie coś się stało, widać to było po ich twarzach.

-Suzuran...! - zaczęła mama, ale kontynuował tata:
-Stało się coś okropnego.
-Tak tatusiu? Co takiego? - spytałam, patrząc znowu w lustro.
W sumie to nie bardzo byłam ciekawa tego problemu.
-Saki... ona... uciekła z innym mężczyzną...
-CO?!

Jak oparzona, wstałam, niemal wywracając krzesło.
Dobrze wiedziałam co to znaczyło.
Nie ma narzeczonej, nie ma ślubu. Nie ma ślubu, nie ma pieniędzy. Nie ma pieniędzy, nie ma wygodnego życia.

-I co teraz?!
-Cóż... pomyśleliśmy z mamą... i zapytaliśmy głowę rodziny de Blois o zdanie... i oni... zgodzili się... żebyś to ty wyszła za mąż za ich spadkobiercę...

W tamtej chwili kompletnie mnie zamurowało.
Miałam nadzieję, że to tylko jakiś ich głupi żart.
Ja? Zastepczą żoną? Ja jestem księżniczką. Wyjdę za mąż za księcia, ale na pewno nie jako zastępca i na pewno będę mojego księcia kochać.
Nawet nie ma takiej opcji, że zgodzę się na ich plan.

Pomimo mojego wewnętrznego sprzeciwu, 3 godziny później byłam gotowa.
Moje włosy zostały lekko spięte, tak żeby zasłonić kolorowe pasemka na grzywce.
Kazano mi założyć zwiewną sukienkę w kolorze pudrowego różu i czółenka w podobnym kolorze.
W zasadzie to wyglądałam jak księżniczka.
I dobrze.
W końcu ktoś docenił moją urodę.

Kiedy zegar wybił godzinę 13.00, drzwi otworzyły się po raz kolejny.
Czarno włosy lokaj o europejskiej urodzie zaprowadził mnie na miejsce przyjęcia.

Moje nogi i ręce się trzęsły.

Lokaj, zwany chyba Bernard (nie jestem pewna, nie bardzo zrozumiałam, przedstawił się jako 'Berunādo' więc chyba o to chodziło...) otworzył przede mną ogromne, drewniane drzwi, a słoneczny blask, desperacko próbujący wypełnić korytarz, oświetlił mi twarz.

Zrobiłam krok w stronę dużego, jasnego salonu i rozejrzałam się.

Dużo ludzi.
Wszyscy elegancko ubrani, pijąc wino lub szampana.
Wielu z nich było z Europy.

Czułam na sobie ich ciekawskie spojrzenia, słyszałam jak szepczą o mnie i nee-san.
Cała rodzina pana młodego.
To było oczywiste, że będą wkurzeni.
Ich spadkobiercę ma poślubić jakaś nastolatka tylko dlatego, że ta umówiona narzeczona poszła w cholerę z kochankiem i nikt nie wie gdzie jest.
Super.

-Suzuran? Cieszę się, że Cię widzę! - usłyszałam ciepły, męski głos, pełen troski.
Natychmiast się obejrzałam w jego stronę.
Zamurowało mnie.
Wysoki, przystojny mężczyzna o błękitnych oczach i falowanych włosach w kolorze piasku, opadających na jego rzeźbione ramiona.
Wyglądał trochę jak taka rzeźba ze starożytnej Grecji.
Albo jak europejski obraz przedstawiający jakiegoś księcia.
Niesamowite.

Nie wiedziałam nawet co powiedzieć.
On tylko się uśmiechnął i lekko ukłonił.

-Nazywam się Albert de Blois, mam nadzieję, że będziemy razem szczęśliwi.

Ciepły uśmiech na jego pięknej, bladej twarzy, dodał mi otuchy.
Może nie będzie aż tak źle?
Może to jest właśnie ten książę, który uczyni mnie księżniczką?
Wygląda trochę na takiego co da sobą manipulować bez problemu.
Nie mam na myśli nic złego, ale skoro muszę już być jego żoną, to chociaż chcę mieć z tego jakiś zysk...

-A... Aru... uhm... - zaczęłam jęczeć, próbując wypowiedzieć jego imię. Było to trudne więc spojrzałam na niego, lekko zakłopotana, tak jakbym prosiła o powtórzenie.
-Albert de Blois
-Aru... Arube... ruto... Aruberuto...?
-Doskonale! Masz naprawdę uroczy głos, jak mały kanarek.

Moje policzki lekko się zaczerwieniły, co on skomentował tylko delikatnym chichotem.

Po chwili objął mnie w pasie i zaprowadził do naszych rodziców aby dokonać już ostatecznych 'transakcji'.

Jednego byłam pewna... będzie dobrze.

Akuma Ouji to Meido Hime 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz