Lily i James, historia jak na pergaminie pisana. Rozdział 5

3.5K 223 114
                                    

Część! w ten poniedziałkowy wieczór. Wena postanowiła nawiedzić i oto kolejny rozdział. Może nie jest jakiś zastraszająco długi, ale mam nadzieję, że się spodoba. Bardzo dziękuję za komentarze (jak na razie same pozytywne :D). Rozdzialik dedykuję mojej fochniętej na mnie Martusi. Enjoy!

- Mam dość. - Lily opadła na fotel koło Remusa. Było wcześnie rano, więc w Pokoju Wspólnym nie przesiadywało zbyt wielu uczniów. Wyjątkiem był Lupin, który jeszcze przed chwilą pochłonięty był jakimś wypracowaniem.

- Czego? - zapytał, nie odrywając wzroku od pergaminu.

- Alici i Dorcas. Jeżeli jeszcze któraś wypomni mi, że nie mam chłopaka, to naprawdę zacznę nocować tutaj, na kanapie. - Evans założyła nogę na nogę i obciągnęła niżej spódniczkę.

- Myślałem, że ty i James to już tak oficjalnie. A, i w razie czego możesz spać u nas w dormitorium. Wątpię, żeby ktoś miał coś przeciwko. - jednak Ruda nie dosłyszała już chyba drugiej części wypowiedzi.

- Skąd wiesz o mnie i Jamesie? - zapytała zdenerwowana. Niemożliwe, żeby Potter był taką paplą. Chociaż z drugiej strony pewnie dla niego nie wydarzyło się nic szczególnego.

- Nie wiedziałem. Syriusz ma różne teorie spiskowe, włączając również tą ze schowkiem na miotły. - Lily przewróciła oczami. Legendarny schowek na miotły na czwartym piętrze, był miejscem, w którym rozpoczęła się znakomita większość związków ludzi z siódmego roku. Od paru lat krążyła po szkole plotka, że żeby owe związki przetrwały, należy je tam skonsumować. - A teraz jeszcze ty mi wszystko potwierdziłaś. Wybacz, ale jeżeli próbowaliście być dyskretni, to wam nie wyszło.

- Nie jesteśmy parą. - powiedział cicho dziewczyna, nagle czując się nieswojo.

- No cóż, chyba nigdy nie widziałem Rogacza tak szczęśliwego, więc ciekaw jestem jak będzie wyglądał w dniu waszego ślubu. - Remus zaczął wertować książkę, wzburzając w powietrze kurz z pomiędzy kartek.

- Ha, ha, ha. - zaśmiała się ironicznie. - Ja mówię poważnie. Przecież oboje znamy Jamesa. On nie jest chłopakiem, który bawi się w związki. Woli zdobywać. A ja nie chcę być zdobytą i porzuconą. - Lily podwija nogi pod siebie i przeczesuje włosy palcami, byleby nie spojrzeć na Lupina. W końcu to jego przyjaciel.

- Przecież wiesz, że jesteś dla Jamesa kimś więcej, niż tylko kimś do zdobycia. I to już od kilku lat. Możesz mi wierzyć, dla wszystkich tych innych dziewczyn, które podrywał, nie robił nawet połowy tego co dla ciebie przez ostatnie dwa miesiące. Daj mu szansę. Jeżeli zawiedzie, osobiście go zabiję, chyba że Syriusz zrobi to pierwszy.

•••

Większość uczniów zmierzała w stronę boiska do Quidditcha, na którym za piętnaście minut miał rozpocząć się mecz Gryffindor kontra Hufflepuff. Lily nigdy nie przepadała za tego typu rozrywką, ale była na każdych rozgrywkach swojego domu, dopingując drużynę. Usiadła na trybunach, niedaleko Petera i Remusa, w chwili, gdy młodziutka nauczycielka, Rolanda Hooch, ogłosiła przeciągłym gwizdnięciem rozpoczęcie gry. W powietrze wzbiło się czternastu graczy w szatach łopoczących na wietrze.

- Chcesz kawałek? - Lupin posunął jej tabliczkę czekolady odwiniętą z folii.

- Dziękuję, Remusie. - pokręciła głową, starając się śledzić ruch na boisku. Jednak po dziesięciu minutach zupełnie znudziło jej się obserwowanie uczniów na miotłach, więc zaczęła namiętnie kontemplować swoje buty, następnie szalik w barwach Gryffindoru, aż doszła do badania rozdwojonych końcówek na końcach rudych włosach. Słyszała tylko pochrapywanie kostek czekolady w ustach Lunatyka.

- Proszę państwa, Potter właśnie złapał Znicz. Cóż za klasa, no spójrzcie tylko na niego. - z letargu obudził ją dopiero głos komentatora. - Inni zawodnicy już lecą mu pogratulować, jednak on oddala się w stronę trybun. Co ma zamiar zrobić najlepszy, jak dotychczas, szukający Gryfonów?

- James! - krzyknął do niego Syriusz. Jednak ten nie słuchał i zbliżając się już do miejsca, w którym siedziała Lily, zaczął podnosić się do pozycji pionowej i już po chwili stał na miotle, zatrzymując ją idealnie przy drewnianej bandzie.

- Evans! - zawołał. Teraz przyglądała mu się cała szkoła. Lily podeszła do zasłoniętej gobelinem barierki i wychyliła się przez nią. - To dla ciebie. - uśmiechnął się James, podając jej złotego Znicza. W tym momencie Remus włożył sobie pół czekolady do ust.

- Dzięki. - szepnęła zarumieniona, co niesamowicie rozczuliło Rogacza, który nie przejmując się otaczającymi ich ludźmi, pocałował ją namiętnie. A przecież ona jest tylko dziewczyną, więc nie mogła oprzeć się tak cudownemu pocałunkowi, jaki jej zaserwował.

Syriusz, z szokiem wymalowanym na pociągłej twarzy, wyhamował w ostatnim momencie by nie wlecieć na parę. Jednak nie tylko on był zaskoczony. Co nie oznacza od razu, że się tego nie spodziewał, mimo że to się teoretycznie wyklucza.

Oderwali się od siebie i James posłał jej uśmiech numer 34, 'że co, ja nie dam rady?' i odleciał do swojej drużyny przy akompaniamencie prawie całej szkoły.

- Niczego nie robisz na pół gwizdka? - mruknął Black, gdy wchodzili już do szatni. - Chcę zostać chrzestnym waszego pierwszego dziecka. Drugiego w sumie też. I każdego następnego. I daj swojemu pierworodnemu imię po mnie. Nawet jeśli to będzie dziewczynka, Syriuszka brzmi nieźle.

- Stary, posrało cię. - stwierdził Potter, zrzucając z siebie szatę. - Jakie dzieci?

- No te, które sobie zrobisz z Lily. - wyjaśnił mu Łapa z miną typu 'jak ty nic nie wiesz'. - Swoją drogą, nie wypożyczyłbyś mi jej? Też chcę mieć swojego urwisa. - gdyby wzrok mógł zabijać Syriusz leżałby już pod ziemią, a Jamesa każdy sąd by uniewinnił.

- Wiesz, Remus zostanie ojcem chrzestnym. - Rogacz posłał mu ostatnie mordercze spojrzenie, po czym wymaszerował z szatnie z miotłą na ramieniu. - Lily, Lily, poczekaj! - dało się usłyszeć zanim zamknęły się za nim drzwi. O nie, myślał Syriusz, ja się nie dam. Nie pozwolę by po tylu latach ktoś stanął między mną i Jamesem. Chociażby nie wiem co się działo. Żaden Remus nie zostanie chrzestnym, brakuje już tylko, żeby dziecko dostało po nim imię.

- I jak ci się podobał mecz? - zagadnął Potter, gdy wraz z Lily szli przez szkolne błonia.

- Był... interesujący. - pokiwała głową z uznaniem. Przecież nie musiał wiedzieć, że wcale nie śledziła akcji na boisku.

- Wiesz, Lily, tak się ostatnio zastanawiałem... - zaczął, zdejmując okulary i zaczynając czyścić je o rąbek szalika, co czynił zawsze, gdy był zdenerwowany.

- Hej, gratulacje! Dałeś czadu! - dobiegł go głos jakiegoś piąto roczniaka, a po nim jeszcze kilka innych.

- Myślałem nad tym i dochodzę do wniosku... - zaczął znowu, gdy udaje im się wydostać z tłumu.

- James! Ej, James! - podbiegł do niego chłopak z Ravenclavu. - Mogę autograf?

- Jasne. - wziął od niego notatnik. - Doszedłem do wniosku...

- To ty jesteś dziewczyną Pottera? - jakaś dziewczyna podbiegła do Lily, zupełnie ignorując chłopaka. - Szczęściara z ciebie.

- Że może zgodziłabyś się... - otoczyło ich mnóstwo Gryfonów i każdy chciał podać rękę kapitanowi, który został również najlepszym szukającym. - No cholera jasna!

- James, zobaczymy się w Pokoju Wspólnym. Nie chcę zabierać czasu fanom. - Evans mrugnęła do niego i zaczęła kierować się w stronę zamku. To są chyba jakieś jaja, pomyślał.

Hope.

Lily i James, historia jak na pergaminie pisana.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz