Lily i James, historia jak na pergaminie pisana. Rozdział 7

3.6K 213 64
                                    

No zgadnijcie, kto wraca do was z rozdziałem. A no ja. Więc bardzo zależy mi na komentarzach i Waszej opinii, bo jestem trochę wybita z Lily&James. Co więcej? Enjoy.

- Gdzie, do cholery, jest James?! - około godziny drugiej po południu co najmniej pół Hogwartu usłyszało Lily Evans. Dorcas, która usłyszała to od Terrego, któremu powiedziała Sara, która dowiedziała się od Alici, która podobno wiedziała od Marci, zapytała Lily o to, czy to prawda, że ona i Potter są razem i spędzili razem noc.

Ruda piekliła się niesamowicie i Remus wcale się temu nie dziwił, nawet gdy dziewczyna była o krok od przyłożenia mu w twarz.

- James to idiota, ale wolałbym nie obrywać za niego. - stwierdził, puszczając w końcu jej rękę.

- Wybacz, ale mam ochotę go zamordować. - wyznała Evans.

- Nie rób mi tego, Lily. Gdzie ja znajdę drugiego takiego kumpla? - Syriusz schodził ze schodów i posłał jej jeden z tych specjalistycznych uśmiechów.

- Gdzie się chowa ten tchórz? - warknęła dziewczyna.

- O, ładnie to ujęłaś. - Black objął ją ramieniem. - James jest, delikatnie mówiąc, przerażony wizją spotkania cię.

- Bo dobrze wie, że zasłużył na porządny opierdziel. - skwitowała Ruda.

- Nie mówię, że nie. - zgodził się z nią chłopak. - Jednak w ten sposób to wy zdrowego związku nie zbudujecie.

- Jakiego związku, Łapo? - Lily wyglądała na lekko zszokowaną. - Jesteśmy dobrymi znajomymi.

- Acha, ciekawe tylko, czy Rogacz o tym wie. - uniósł oczy do nieba. - Znajdziesz go sama wiesz gdzie przy sama wiesz czym. - palnął, poczym pociągnął Remusa za sobą i obaj zniknęli z jej pola widzenia.

Dwa lata temu napisała każdemu z nich na czole, że mają oficjalny zakaz wspominania przy niej o tym konkretnym schowku na miotły, w którym działy się te dziwne rzeczy. Dlatego też Syriusz bardzo często używał kodu.

A Rogacz sprytnie to sobie wymyślił. Wiadomo przecież, że ona nigdy tam nie wejdzie. Jednak niektóre sytuacje wymagają nadzwyczajnych rozwiązań i Lily udała się na piętro. Z każdym krokiem była bliżej tych ochrzczonych niejednokrotnie drzwi i jej nogi stawały się coraz bardziej galaretowate.

W końcu stanęła metr od wejścia i zastygła. Jeżeli tam wejdzie złamie swoją zasadę o niewchodzeniu tam za żadne skarby. Ale z drugiej strony James zasłużył na porządne upomnienie, a ona nie byłaby Lily Evans, gdyby mu to odpuściła.

Z zatrzymanym w płucach powietrzem, dusza na ramieniu i przeświadczeniu o tym, że to zły pomysł, nacisnęła klamkę. Drzwi nie były o dziwo zabezpieczone i otworzyły się bez skrzypnięcia. W środku było ciemno jak w dupie u murzyna, ale dzięki światłu z korytarzu dziewczyna dostrzegła siedzącego w kącie chłopaka.

Weszła do środka i absolutnie nie zdziwiło jej, że w składziku na miotły nie ma nawet połowy miotły.

- Idź sobie kimkolwiek jesteś. - burknął Potter, przysłaniając oczy przed blaskiem zewnątrz.

- Nie ma mowy. - odezwała się Lily zamykając za sobą drzwi. - mamy do pogadania. - James uniósł głowę i spojrzał na nią z niedowierzaniem. To było jedyne miejsce w tej ogromnej szkole, w którym mógł być przez nią nieznaleziony.

- Czy moje przepraszam coś zmieni? - zapytał zrezygnowany, wstając i otrzepując szatę z kurzu.

- No cóż... - zaczęła Lily jednak już po chwili nie była w stanie wykrztusić nawet słowa, bo Rogacz podszedł bardzo blisko i spojrzał na nią tymi swoimi oczami, które świeciły teraz jakby własnym światłem. - James, co robisz? - zapytała szeptem, znów nie mając odwagi odezwać się głośniej.

- Nie mów, że nie wiesz, gdzie jesteśmy. - odszepnął, zakładając jej kosmyk włosów za ucho.

- Ja nie jestem jakąś pierwszą lepszą... - jednak nie dane jej było dokończyć, bo Potter pocałował ją bardzo namiętnie.

- Nie jesteś. - zgodził się z nią, gdy tylko się od siebie oderwali. - Jesteś najlepszą. I tą, z którą spędzę resztę życia. - nie spodziewała się takiego wyznania. Zapomniała już, że miała na niego nakrzyczeć. Okazało się, że są rzeczy ważniejsze.

Tym razem to ona go pocałowała. I stwierdziła nawet, że potrafi oddychać przez nos tylko po to, by nie przerywać pocałunku.

Czy chciał dołączyć do grona uświęconych w tym składziku? Kiedyś na pewno. Ale jeszcze nie teraz. Ich pierwszy raz będzie idealny, nie na zimnej, zakurzonej podłodze. Czy chciał, by to wydarzył się teraz? Zdecydowanie. Ale nie miał zamiaru niszczyć chwili. Było tak idealnie.

- Chciałeś mnie i coś zapytać. - wydyszała w końcu Lily. - Po meczu.

- Tak, pamiętam. - kiwnął głową. - Nie jestem tylko pewien czy to odpowiedni moment.

- Moja odpowiedź i tak będzie przecząca, więc nie krępuj się. - pocieszyła go jak cholera.

- Czy miałabyś może ochotę spędzić ze mną Święta? - spuścił wzrok. Lily zatkało.

- James, ja... - stwierdzenie, że nie wiedziała, co powiedzieć byłoby tu zdecydowanym niedomówieniem.

- Rozumiem. - przerwał jej. - Moi rodzice to zaproponowali, bo chcieliby po prostu poznać osobę, która bez pozwolenia ukradła mi serce, ale ja nie nalegam.

- Czy ty mnie możesz wysłuchać do końca! - Lily trzepnęła go w ramię. - Chciałam powiedzieć, że jestem zaszczycona.

- Chciałaś chyba powiedzieć wniebowzięta. - podsunął, na co ona przewrócił tylko oczami.

- I z chęcią przyjmę zaproszenie. Musisz tylko wiedzieć, że jestem beznadziejna w robieniu prezentów. - przestrzegła go.

Potter uśmiechnął się uroczo i objął ją w tali. Patrząc na nią znad okularów złożył krótki pocałunek na jej czole, następnie nosie, obu policzkach, a potem na każdym centymetrze jej twarzy. Evans co jakiś czas wzdychała rozbawiona.

W końcu zniecierpliwiona chwyciła chłopaka za brodę i przycisnęła jego usta do swoich, na co on ochoczo przystał.

- Nie masz wrażenia, że coś tam chrobocze? - dobiegł ich przytłumiony głos zza drzwi. Oboje odskoczyli od siebie szybko.

- Nawet jeśli ktoś tam jest, to na pewno nie chciałby, żebyś tam wchodziła. - usłyszeli drugi głos.

- A jeśli ktoś zamknął się tam przypadkiem? - ktoś nie dawał za wygraną.

- Wiesz, o którym składziku mówisz? - ten osobnik był wyraźnie rozbawiony.

- Tak. - dąsała się dziewczyna. - Ale zdarzają się przypadki...

- Dobrze, proszę bardzo. - usłyszeli kroki i już po chwili klamka poruszyła się. Teraz już nie wyplączą się z plotek i domysłów na swój temat. - Zobacz sobie... - zamarli, a za progiem pojawiły się trzy postaci, które były chyba najgorszym w tym przypadku zestawem.

- Lily?! James?! - krzyknęła Dorcas. - A co wy tu robicie?

- Nie widzisz, że łowią ryby? - na twarz Alici wpłynął arogancki uśmieszek.

- Nie tłumacz się, Evans. - odezwał się Frank.

- Och, uwierz mi, nie miała zamiaru. - warknął James, który okazał się nagle bardzo szczęśliwy, że to właśnie Longbottom ich nakrył. Bo punktacja wyglądała teraz następująco
Ta Dupa Z Uszami: 0
Potter: 345678920309876425389.
Ding, ding, ding. I mamy zwycięzcę.

Hope.

Lily i James, historia jak na pergaminie pisana.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz