IV

65 5 0
                                    

- Cześć! - usłyszałam czyjś głos przechadzając się po korytarzu szkolnym. Szybko się rozejrzałam, bo nie kojarzyłam jeszcze pojedynczych osób po głosie.

To był Tyler, ten który do mnie dzwonił. Ten "nowy" Tyler.

- Hej - spuściłam wzrok. Nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy.

- Co jest? - zapytał zdziwiony - Czy bardzo wyraźnie dajesz mi kosza?

Cicho się roześmiałam i spojrzałam na niego. Uśmiechał się i patrzył na mnie, a czubek jego nosa był lekko czerwony. Ech, na co ja uczyłam się tej durnej mowy ciała? Odebrałam sobie niespodziankę, podobam mu się.

Chwila...

Podobam się popularnemu gościowi?

Co?

- Chciałem cię zapytać, czy pójdziesz ze mną na imprezę u Kendall. - przerwał niezręczną ciszę - Jak nie, to spoko. Jakoś przetrwam.

- Jasne, że pójdę - odpowiedziałam trochę zbyt entuzjastycznie. Chłopak szeroko się uśmiechnął i zamknął mnie w szczelnym uścisku.

Tak szczelnym, że nie mogłam oddychać.

- Podwiozę cię - zaproponował

- Nie musisz, mieszkam zaledwie dwa domy od Kendall.

- Naprawdę? - zaśmiał się

- Nie, celowo cię okłamuję - rzuciłam ironicznie, na co chłopak znów się wyszczerzył.

Miał taki piękny uśmiech...

Ale nie mogę myśleć o nim w t e n s p o s ó b.

Przecież nadal mam Tylera, tego drugiego Tylera z Londynu.


Dzisiejsze lekcje ciągnęły się w nieskończoność, a ja byłam nimi wykończona. Na każdej lekcji robiłam zadania domowe, żeby jak najszybciej napaść na sklepy, ale gwar i szum nie pozwalały mi się skupić.

Dodaj do listy zakupów: zatyczki do uszu.

***

Wreszcie koniec, wreszcie!

Wybiegłam ze szkoły dzierżąc w ręce telefon. Od razu zadzwoniłam do mamy i poprosiłam ją, żeby po mnie przyjechała. Tato ciągle pracował, przez co rzadko bywał w domu... No ale dało się wytrzymać.

I po co ja udaję, że nie słyszę jak moja własna mama co noc płacze w poduszkę?


- Cara! - usłyszałam czyjeś wołanie, ale rozpoznałam. To Kendall.

- Cześć Keniś - uśmiechnęłam się i objęłam moją koleżankę.

- Słyszałam że idziesz z Tylerem! - wręcz promieniowała radością

- Tak jakoś wyszło... - zaśmiałam się

- Będziecie się wspaniale dogadywać, mówię ci. - dodała ściskając moją rękę - A jak ze strojem? Masz już coś?

- Zaraz jadę na zakupy, w celu, no wiesz... Kupienia czegoś. - wyjaśniłam

- Mogę jechać z tobą? - zabłysnęła oczkami

- Chyba tak... Ale będę z mamą.

- To nie problem, damy radę. - wielce radosna Ken uścisnęła mnie w celu wyciśnięcia ze mnie flaków żywcem.

- Zaraz mnie udusisz - wyszeptałam

- Och, przepraszam kochana. Mam nadzieję, że nie zgniotłam ci niczego. Bo chyba nie jesteś w ciąży?

Sweet CakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz