Cały tydzień minął mi jak z bicza strzelił, jednakże był bardzo intensywny. Najtrudniejszą rzeczą było ukrywanie się przed Dylanem, który przyczepił się do mnie, niczym rzep do psiego ogona. Pomimo swojej nachalności jest w nim coś rozczulającego. Może to te czekoladowe tęczówki, z których niemalże wypływa troska i ból? A może to ten nieśmiały uśmiech, który pojawia się na jego twarzy, gdy przez przypadek nasze palce się dotykają. Nie jestem pewna, ale każda z tych drobnostek jest niesamowicie urocza. Allison i Scott są nieoficjalnie razem. Dlaczego nieoficjalnie? Ponieważ nie chcą tego potwierdzić, ale moja niezawodna kobieca intuicja wie swoje. Ta dwójka spędza teraz ze sobą każdą chwile, w wyniku, czego jest mi trudniej ukrywać się przed Dylanem. Ten chłopak ma jeden podstawowy problem: nie rozumie słowa "nie".
"NIE idź za mną"
"NIE wtrącaj się"
"NIE chcę twojej pomocy"
Powtarzałam na okrągło, niestety on za każdym razem ignorował moje słowa. Uparty osioł.
Stalker. Stalker nie zrezygnował z nękania mnie. Wręcz przeciwnie, przysyła mi coraz więcej wiadomości, a teraz zaczął wysyłać zdjęcia, oczywiście nie swoje. Na przykład otrzymałam sfotografowany bukiet róż, który później znalazłam pod domem. Pytałam sąsiadów, czy kogoś nie widzieli, ale nie otrzymałam satysfakcjonującej mnie odpowiedzi. Myślę, że ze wszystkich zdjęć, jakie mi przysłał, to najdziwniejsza jest bielizna, którą rzekomo kiedyś dla niego założę.
-Bandzior, zatrzymaj się! - krzyczałam na mojego psa, który dostał nagłego przyśpieszenia. Zazwyczaj jest dość leniwym psem, ale dzisiejszego dnia jest dziwnie pobudzony. Biegłam za nim, w dłoni mocno zaciskając koniec smyczy. Kilka raz zawołałam go z nadzieją, że jednak zwolni, ale jak to mówią: "nadzieja matką głupich" Na całe szczęście w parku było mało osób, więc nie wyjdę na idiotkę przy dużej widowni. Przez moją tragicznie słabą kondycje puściłam smycz, a Bandzior pobiegł przed siebie. Zmęczona przystanęłam, schyliłam się i opierając dłonie przed kolanami, głośno oddychałam. Nie byłam w stanie pobiec za nim.
-Witam, panienko Anderson. - przestraszona, pisnęłam i momentalnie się wyprostowałam. Moje serce zatrzymało się na sekundę, ale po zobaczeniu osoby, która się ze mną przywitała, ponownie zaczęło bić.
-Dobry wieczór, panie Morris. - starałam się unormować mój przyspieszony oddech. - Biega Pan. - zdziwiłam się ilustrując jego strój.
-Muszę dbać o moją kondycję.
-Ja jej nie mam, więc nie mam, o co dbać. - zaśmiałam się. Obejrzałam się dookoła i w ciemności ujrzałam męską sylwetkę prowadzącą mojego psa, którego poznałam po szczekaniu.
-Lydia! - po głosie domyśliłam się, kim jest ów osobnik.
-Długo pan biega? - zapytałam mojego nauczyciela.
-Odkąd pamiętam. Gdy byłem młodszy brałem udział w różnych turniejach. - odruchowo spojrzałam na jego nogi, które były idealnie wrzeźbione i umięśnione.
-Lydia, patrz, kogo przyprowadziłem. - po chwili przy moim boku znalazł się dumny Dylan i wystawiający język Bandzior. - A pan Morris, dobry wieczór. - przywitał się, lekko zmieszany, lewą ręką drapiąc się w tył głowy.
-Będę już leciał. Nie zapomnijcie o projekcie. Do jutra, dzieciaki. - pożegnał się nauczyciel, a my równocześnie odkrzyknęliśmy "do widzenia"
-Dziękuję Ci bardzo. - w ramach podziękowania uśmiechnęłam się delikatnie. Cichy głosik w mojej głowie, mówił, abym złożyła na jego policzku pocałunek, ale szybko odepchnęłam tę głupią myśl. - Bandzior, ty zły psie! Nie ładnie tak pańci uciekać, nie, nie nie! - z groźną miną groziłam mu palcem. Sekundę później do moich uszy trafił cichy śmiech. Uniosłam wzrok na chłopaka stojącego przede mną, który usiłował przybrać poważną minę, jednak mu to kompletnie nie wychodziło. - Z czego się śmiejesz, he? - założyłam ręce na piersi.
-Yyyy....z sytuacji? - bardziej zapytał niż stwierdził. Widząc radosne iskierki tańczące w jego oczach, również się roześmiałam.
-Możesz odprowadzić mnie do domu? - nieprzemyślane słowa wyszły z moich ust, za co spoliczkowałam się w myślach. Co za głupia propozycja, Lydio Anderson? Jego twarz jeszcze bardziej rozpromieniała.
-Jasne, chodźmy! - rzekł ochoczo. Gdyby optymizm był chorobą zakaźną, Dylan byłby głównym zarażającym. Całą drogę do domu opowiadał mi o grach i filmach, które w ostatnim czasie oglądał. W pewnej chwili zmienił temat i prowadził monolog o gwiazdach, od czas do czasu zadawałam pytania, ponieważ dzięki jego zaangażowaniu i w sposobie, w jakim przekazywał mi te wszystkie informacje, łaknęłam ich jeszcze więcej.
-Lydio, patrz! - zatrzymaliśmy się. Chłopak uniósł rękę i palcem wskazującym pokazał mi coś na nocnym niebie. - Zmarszczyłam brwi, chcąc się dokładnie przyjrzeć, lecz nic nie mogłam dostrzec. Dylan w powietrzu zrobił dziwny znak, który miał mi zobrazować jakiś gwiazdozbiór. - To "Warkocz Bereniki" Gwiazdozbiór ten zastał wyznaczony przez duńskiego astronoma Tycho Brache, jednak w starożytnej Grecji, Eratostenes pisał o nim, jako o "Włosach Ariadny". Legenda opowiada o egipskim królu Ptolemeuszu i jego żonie Berenice. Ptolemeusz wyruszył na wojnę z Asyryjczykami. Berenika, w trosce o męża, ślubowała Wenus złożyć w ofierze swoje piękne włosy, jeśli tylko Ptolemeusz wróci cały i zdrowy. Prośba Bereniki zastała wysłuchana i ofiara zastała spełniona. Jednak już nazajutrz włosy zniknęły ze świątyni. Ptolemeusz wpadł w gniew i chciał srogo ukarać strażników. Zapobiegł temu nadworny matematyk i astronom Ptolemeusza, Konon, który wyjaśnił całą sprawę. Oto ostatniej nocy dostrzegł on na niebie nowe, piękne gwiazdy. Gwiazdy te to niechybnie włosy królowej, które w cudowny sposób dostały się na niebo. Para królewska przyjęła to wyjaśnienie i sprawa ucichła.* - nie wiedziałam, co powiedzieć w tym momencie. Byłam w szoku, że jego wiedza jest taka rozległa.
-Jesteś bardzo mądry, wiesz? - kątem oka spojrzałam na niego i zauważyłam, że zawstydzony opuścił głowę.
-Nie prawda, ale dziękuję. - ten chłopak coraz bardziej mnie zaskakuje. To niedobrze, ponieważ gdy coś mnie intryguje, chcę to poznać.
-No to jesteśmy. - powiedziałam uchylając furtkę, by wpuścić do ogrodu Bandziora. - Dziękuję za miły spacer. - i nagle moje usta znalazły się na jego policzku. Nie czekając na jakąkolwiek reakcje z jego strony w szybkim tempie znalazłam się za ogrodzeniem, a zaraz po tym byłam już w domu, obserwując go przez małe okienko znajdujące się w korytarzu. Chłopak stał z lekko rozchylonymi wargami, przyciskając dłoń do miejsca, w którym niedawno znajdowały się moje usta. Już wcześniej wspominałam, że jest uroczy, ale teraz jeszcze bardziej utwierdziłam się w tym przekonaniu. Z uśmiechem wymalowanym na twarzy i kręcącą w niedowierzaniu głową udałam się do mojego pokoju. Jak to możliwe, że chłopak, którego za wszelką cenę starałam się unikać, potrafi sprawić, że moje serce chce tańczyć? To niebezpieczne, a ja nie lubię niebezpiecznych sytuacji.
***
* nie znam, się na gwiazdach, ale porostu ten mit bardzo mi się spodobał :D
Hej, cześć i czołem! Jak wam wrzesień mija?
Co do rozdziału mam do niego mieszane uczucia...
Jeśli ktoś to przeczyta to proszę o gwiazdkę i komentarz.
Dziękuję <3
Buziaki ;*
CZYTASZ
I'll run,run to you
Fiksi PenggemarOna jest dziewczyną. On jest chłopakiem. To takie oczywiste... Ona jest królową. On jest idiotą. Ona go nie zauważa. On ją kocha. Ona ma problem. On chce jej pomóż.