Rozdział VI - Przypadek

198 20 10
                                    

Drżę.

Moje mięśnie wymykają się spod kontroli, drgając mimowolnie, oddech staje się szybki i urywany. Szczękam zębami ze strachu, siedząc zwinięta w kłębek podczas podróży zakratowanym powozem, który trzęsie się, podskakując na brukowanej drodze; co chwilę słychać też chlaśnięcie bicza i rżenie koni. Cała dygoczę jak malutki, drobniutki listek podczas wichury, który przecież nie robi krzywdy światu, a i tak mu się obrywa. Unoszę związane ręce w kierunku twarzy, by popatrzeć na ich niekontrolowane, drobne ruchy, ale coś zasłania mi widok. To łzy wypełniają mi oczy, drżą na rzęsach podczas trzepotania powiekami, ale nie chcą spłynąć po policzkach. Niemal zasypiam, zmęczona ostatnimi wydarzeniami, ukołysana monotonnym ruchem wozu. Nie jest mi zimno, choć pewnie wyglądam, jakbym właśnie zamarzała. Pewnie prezentowałabym się równie fantastycznie, siedząc w środku zimy na ulicy. Wrażenie to potęguje fakt, że oprócz mnie i mojego ojca jest tu z nami jeszcze trzech bałwanów-strażników-przydupasów Robena.

Nie odwracam wzroku, gdy zasłonięta hełmem twarz jednego z nich zwraca się w moją stronę. Przez chwilę nachodzi mnie tak silny gniew, że aż przestaję drżeć. Każdy pseudo stróż porządku w tym mieście uważa się za kogoś, komu wolno wszystko, co jedynie podsyca nienawiść, jaką wszyscy do nich żywią. Czy oni sądzą, że posada zezwala im na wszystko? Też mogę sobie nałożyć zbroję i paradować w niej po okolicy, ale zaszczyt... Strażnik powinien dbać o takich jak ja - bezbronnych i niewinnie oskarżonych, zamiast łasić się do Białego-Kła. Jego obowiązkiem jest zapewnianie bezpieczeństwa, występowanie przeciw łamaniu prawa, reprezentowanie sobą przykładnego postępowania przykładnego obywatela...

...a krasnoludki żyją w chatce nad rzeczką. Drobna dziecinka opowiada banalną historyjkę o idealnym świecie, w którym wszystko jest takie, jak z zasady być powinno. Tylko że świat nie jest tak prosty, nigdy nie był; ludzie za bardzo go skomplikowali. I ja dołożyłam do tego swoją cegiełkę, którą podarował mi Wróg Publiczny. Niewinność przeminęła wraz z wyciągnięciem ręki po cenną ozdóbkę. Szkoda tylko, że idąca dotychczas w parze bezbronność nie umknęła razem z nią.

Ojciec siedzi obok mnie w milczeniu, bezmyślnie wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Nie zerka na mnie nawet przez chwilę, chociaż co jakiś czas posyłam mu zmartwione spojrzenie. Jego chuda sylwetka i zmęczona twarz napawają mnie jeszcze bardziej ponurym nastrojem. Widzę, że ma do mnie mnóstwo pytań, ja chcę mu zadać chyba jeszcze więcej, ale żadne z nas nie jest gotowe rozpocząć rozmowy... prywatnej rozmowy, gdy jesteśmy obserwowani i podsłuchiwani przez Ćmy.

Nie martwię się tym, że mogą nas wrzucić do więzienia. Tam przynajmniej będą musieli nas czymś karmić, prawda? Ojciec chyba myśli o tym samym, bo w końcu chwyta moją dłoń i uśmiecha się słabo. Przełykam ślinę, gdy uświadamiam sobie, że Roben ma teraz taką władzę nad strażą, że taka wersja stoi jednak pod ogromnym znakiem zapytania. Stryczek może okazać się w jego mniemaniu lepszą opcją, bardziej przekonującą niż więzienna cela.

- Przepraszam - szepczę, jakby to cokolwiek mogło zmienić.

Tata otwiera usta, żeby odpowiedzieć, ale zamiast tego zamiera w bezruchu, a jego oczy rozszerzają się ze zdumienia, kiedy coś z głośnym łupnięciem spada na dach niewielkiego powozu, którym się poruszamy. Nasz środek transportu przez kilka chwil podskakuje dziwnie na kamieniach, a potem wszystko pozornie wraca do normy.

Nie jest jednak w normie.

Atmosfera gęstnieje jeszcze bardziej, wprowadzając wszystkich w stan dziwnego napięcia związanego z oczekiwaniem. Strażnicy, zerwawszy się uprzednio z miejsc, teraz patrzą to na siebie, to na nas, a choć nie widzę twarzy żadnego z nich, ich ruchy zdradzają niepewność i niezdecydowanie. Z wielką przyjemnością obserwuję ich panikę, która zdaje się być kompletnie nie na miejscu, zważywszy na ich gabaryty, uzbrojenie i pozycję, którą sobą reprezentują.

Wróg publiczny numer jedenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz