Rozdział II - Wsparcie

334 33 15
                                    

Gęsto spadające z nieba krople deszczu przysłaniają mi nieco pole widzenia, jednak mam dziwne wrażenie, że mój cel nie poprawiłby się znacząco, nawet gdyby cały świat na chwilę znieruchomiał.

Chwytam pierwszy lepszy napotkany kamień i ciskam nim z całej siły w zamknięte okiennice na tyłach domu. Taka pobudka raczej nie ucieszy moich sąsiadów, ale mam nadzieję, że nie urwią mi za to głowy. Przeczucie podpowiada mi, że nie zdziwiliby się nawet wtedy, gdybym wpadła do nich o drugiej w nocy z garnkiem na głowie. Przez te wszystkie lata zdążyli się już przyzwyczaić do moich wspaniałych pomysłów.

Po chwili słyszę jakieś chrubotanie na piętrze i czyjaś zaspana głowa wygląda na zewnątrz.

– Sari, to ty? Normalni ludzie, wpadając w odwiedziny, po prostu pukają do drzwi, zamiast kamienować domy.

To Kian – syn moich sąsiadów. Nie wiem, czy naszą relację można nazwać przyjaźnią, ale na pewno jest to coś więcej niż zwyczajna znajomość. Chcę z nim porozmawiać, a nie mogę z tym czekać. Nie zamierzałam budzić jednak całego domu, zwłaszcza że ta sprawa nie jest przeznaczona dla niepożądanych uszu. Stwierdziłam więc, że pukanie do drzwi nie różni się znacząco od pukania w drewniane okiennice, a pobudka jednej osoby zamiast kilku oszczędzi mi dodatkowych tłumaczeń.

– Wchodzenie przez drzwi to zdecydowanie przereklamowany sposób... Możesz przytaszczyć na zewnątrz swój leniwy tyłek, czy dalej będziemy odgrywać tu scenę balkonową? – pytam.

Dobiegają mnie tylko jakieś ciche pomruki w stylu "pospać nie da, w środku nocy człowieka budzi", po czym okiennice zamykają się. Mam ochotę mu odkrzyknąć, że przecież słońce już od jakiejś godziny świeciłoby na niebie, tylko że gęsta zasłona z chmur sprawia, że jego blask jest przytłumiony. Nie czekam nawet dwóch minut, gdy Kian pojawia się znów w zasięgu mojego pola widzenia.

– I na co komu pianie koguta na pobudkę, skoro wystarczy mieć za sąsiadkę ciebie? – odzywa się na powitanie i przytula mnie, chociaż ubranie mam całe mokre od deszczu. Zawsze twierdziłam, że nie jestem z cukru, a parasolka na zatłoczonym targowisku to nie najlepszy pomysł. Mogłabym nią tylko dostać po głowie. Uśmiecham się, ale zaraz poważnieję, gdy przypominam sobie, po co tu jestem.

– Chcę porozmawiać... to bardzo ważne.

Na widok mojej miny Kian spogląda na mnie z troską.

– Stało się coś poważnego? – pyta, ale nie daje mi szansy na to, bym mogła odpowiedzieć. – Chodź, w piwnicy nikt nie będzie nas podsłuchiwał.

Piwnica została wykopana pod ziemią przez mojego ojca i rodziców Kiana. Z zewnątrz widać ją jedynie jako wybrzuszenie terenu, a wejścia strzegą drewniane drzwi. Zawsze uwielbiałam to miejsce. Niby nic szczególnego, a jednak kojarzy mi się z lepszymi czasami, kiedy półki były jeszcze wypełnione chociaż w połowie, a ja nie musiałam się przejmować tym, czy jutro będę mieć, co zjeść. Aktualna pustka napawa mnie ponurym nastrojem.

Kian rozgląda się przez chwilę za jakąś świecą, a ja za miejscem, w którym mogłabym przycupnąć.

Wróg publiczny numer jedenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz