Krew, krew, krew! Po omacku wbiegłam do łazienki, stanęłam przed lustrem, odkręciłam kurek z zimną wodą i próbowałam obmyć ranę. Ledwo trzymałam się na nogach, ból przeszył całe moje ciało. Ciężko oddychałam przez usta, widok przed oczami zaczynał się rozmazywać. Bałam się, że spadnę na posadzkę i wykrwawię się na śmierć. Obmyłam oczy i spojrzałam na swoje lustrzane odbicie. Jeśli kiedyś uważałam się za okropną bestię, to teraz jestem chyba jakimś zmutowanym zombie. Cały dekolt w krwi, podbite oczy, zaplątane, skurzone włosy, obdarty policzek i można tak wymieniać bez końca. Wyciągnęłam bandaż z szafki i owinęłam skórę tuż nad obojczykiem. Tracąc równowagę usiadłam na muszli klozetowej sycząc z bólu.
- Co ci jest? - zapytał Emil ziewając, kiedy dobijałam się do jego drzwi.
To jedyny pomysł, który wpadł mi do głowy, no i oczywiście podkreślam, że z rozdartą skórą trudno trzeźwo myśleć. Kiedy spojrzał na przemoczony od krwi bandaż jego oczy rozszerzyły się niepokojąco. Wpuścił mnie do środka, kazał usiąść w fotelu, a sam pobiegł obudzić swoją mamę. Kiedyś pracowała jako pielęgniarka i raczej nie przeraża jej krew, tak jak jej syna. Mama Emila w ogóle go nie przypomina. Jest szczupłą blondynką, o lekko rumianej cerze, szarych oczach i wąskich malinowych ustach. Od czasu śmierci swojego męża kompletnie się załamała. Zamknęła się w sobie i godzinami przegląda stare zdjęcia płacząc ukradkiem. Dziś miała lekko potargane włosy i poczerwieniałe oczy, tak jakby dopiero przestała płakać. W dłoniach trzymała apteczkę. Spojrzała na mnie nieobecnym wzrokiem i zapytała jak bardzo mnie boli. To pytanie wydawało się dziwne. Czy nie widziała jak zwijam się z bólu? Nie chciałam jej obrażać, więc tylko pokiwałam głową. Ściągnęła stary bandaż, a ja mimowolnie zasyczałam. Wacikiem obmyła ranę i założyła nowy opatrunek. W ogóle nie poczułam ulgi. Cały czas czułam przenikliwy ból. A jeśli ten wilk miał wściekliznę? Nie zdziwiłabym się, w końcu leciała mu piana z pyska. Kiedy sobie to przytomne robi mi się nie dobrze.
- Prześpij się. Jesteś strasznie zmęczona. A tak właściwie, to co się stało? - dopytywał Emil, kiedy jego mama wyszła z pokoju.
Byliśmy całkiem sami. Trzymał mnie za rękę, a ja czułam między nami dziwny dyskomfort. Teraz nie wyobrażam sobie, żeby tak po prostu go przytulić i zasnąć w jego objęciach. Nie rozumiem dlaczego tak nagle zaczęło mi to przeszkadzać. Przecież jak byłam dzieciakiem robiliśmy wszystko razem. To, że przyszłam tu do niego z pomocą to był instynkt. Kiedy ojciec robił awanturę zawsze do niego uciekałam, czy chciałam szukać pocieszenia i dzisiaj? Westchnęłam ciężko, tak, ze Emil to usłyszał i pogładził mnie po twarzy. Na sobie czułam jego ciemne oczy i szeroki uśmiech - tak dobrze mi znany, a jednak obcy. Nie dam rady zasnąć, bo ból jest zbyt silny, ale, żeby wymigać się z wyjaśnień zamykam oczy i udaję, że śpię. Rękę mam mokrą od potu, ale Emil nie przestaje jej trzymać. Jestem sztywna, chyba po raz pierwszy w jego towarzystwie. To nie znaczy, że nagle przestałam go lubić, nie ja go kocham, jak własnego brata, ale... Sama nie wiem dlaczego boję się bliskości, która jest pomiędzy nami. Chodzi nawet o to głupie trzymanie się za ręce. I wtedy nagle czuje coś ciepłego na policzku. Nie otwieram oczu, wmawiam sobie, że to ciepły podmuch wiatru, ale chyba tak na prawdę pocałował mnie Emil. Nie kontrolując się na moich ustach pojawił się lekki uśmiech.
Chyba udało mi się zasnąć, co graniczyło z cudem. Kiedy otwieram oczy widzę wtulonego do mnie Emila. Czuję, że policzki mi czerwienieją. To dziwne uczucie, kiedy nie wiele pamiętasz z poprzedniego dnia i nagle budzisz się z przytulonym do siebie chłopakiem. Krwotok chyba częściowo ustał, a cudotwórcza maść, którą zostałam posmarowana sprawiła, że rana pokryła się strupem. Ciągle strasznie mnie bolała, ale jak zapewniła mama Emila, za kilka tygodni będzie po wszystkim. Muszę uważać, żeby nie wdało się w nią zakażenie, no i jest taka szansa, że zaraziłam się wścieklizną. No, ale nie powinnam myśleć tylko o sobie. Powoli wstałam z fotela, rozprostowałam plecy i chciałam wyjść z mieszkania, ale przecież Emil mógłby się zamartwiać, bo przecież to w jego naturze. Wyciągnęłam z szuflady kawałek kartki i długopis. Krzywo zapisałam :