Rozdził siódmy

25 1 0
                                    


"Wilkołak - w wielu mitologiach i legendach człowiek, który potrafił się przekształcić w wilka. Był wtedy groźny dla innych ludzi i zwierząt, gdyż atakował je w morderczym szale. Wierzono, że wilkołakiem można stać się za sprawą rzuconego uroku lub po ukąszeniu przez innego wilkołaka. Przeistoczenie w wilka było również możliwe dzięki natarciu się specjalną maścią." Idiotyzm, pomyślałam zamykając gruby słownik, jedyną pamiątkę po mamię, który dostałam w dzień ósmych urodzin. Przetarłam oczy i odruchowo opuszkami palców przejechałam po swojej bliźnie. Pamiątka do końca życia, po tym kretynie - prychnęłam. Od chwili kiedy poznałam swoją "drugą naturę" chłopak-wilk stał się tematem tabu. Starałam się o nim nie myśleć, chciałam zapomnieć o jego idealnie zaczesanych, platynowych włosach, o jego bladej, iskrzącej się w słońcu skórze i o jego przepięknych błękitnych oczach. Jak widać trochę mi to nie wychodziło. Może byłoby łatwiej gdyby ta szkaradna blizna na obojczyku ciągle by nie przypominała o jej twórcy. Najgorsza hipoteza była taka, że chyba w tej bestii jestem zakochana. W sumie nie byłam do końca przekonana. Bo czy ja wiem jakie to jest uczucie? Czy w ogóle taki ktoś jak ja mam zaznać czegoś takiego jak miłość? Szczerze wątpię. Teraz jednak bardziej martwiłam się jak to będzie. Gdybym raz w miesiącu miała się wymykać z domu i na kilka godzin zamieniać w wilka, to nie miałabym nic przeciwko. Jednak bycie wilkołakiem jest dla mnie wielką niewiadomą. Jedzenie surowego mięsa, które sama miałabym upolować jakoś bym przeżyła, ale fakt, że miałabym być drapieżnikiem, który kieruję się tylko i wyłącznie instynktem, to, że miałam atakować ludzi po to, żeby powiększyć watahę, to wszystko sprawiało, że czułam do siebie obrzydzenie. A co jeśli miałam zaatakować Igora, jeśli miałam przegryźć gardło Emilowi... Mimowolnie się wzdrygnęłam. Z zamyśleń wydarł mnie nagły dźwięk uderzającego kamyczka o szybę. Wstałam, powoli przesuwając stopy. Zmrużyłam oczy, a tuż przede mną stał... Oliwier! Kto inny byłby tak bezczelny. Ciężko westchnęłam. Co miałam zrobić? Zaprosić go do środka? "Hej Oliwier, jak cieszę się, że cię widzę, tak bardzo mi cię brakowało. No i dzięki, że wywróciłeś moje życie do góry nogami. Jakie to wspaniałe uczucie być krwiożerczą, słodką bestią". To było by żałosne. Ale w sumie nie mogłam na niego nawrzeszczeć, bo niby za co? Otworzyłam okno, wychylając się na dół.
- Cześć Blanka. Jak się cieszę, że w końcu cię widzę... Wiesz, chciałem cię przeprosić i w ogóle... Wiem, nie chcesz mnie widzieć na oczy, ale pozwól mi to wyjaśnić. Powtarzałem ci już kilka razy, że się nie kontrolowałem, bo nie aplikowałem sobie serum od kilku tygodni...
Wyglądał tak żałośnie gdy się tłumaczył. Dobra okłamuję się przed samą sobą, nie wyglądał żałośnie tylko przekonywająco? Czy to odpowiednie określenie dla kogoś kto wygląda zjawisko? Zagryzłam dolną wargę, nie dlatego, że mnie zdenerwował, ale dlatego, że się nie poznaję. Jak mogłam tak myśleć? Przecież ja zwariuje na jego punkcie!!
- Poczekaj na chwilę - zaświergotałam jak idiotka, a on chyba połknął haczyk, bo obdarował mnie łobuzerskim uśmiechem. Odwróciłam się natychmiast tak, żeby nie zauważył, że poczerwieniałam. Walcząc sama z sobą, a dokładniej z "Blanką Zauroczoną" i z "Blanką Rozsądną", z radościom przyznałam, że ta druga odniosła sukces. Odszukałam wzrokiem plastikowe wiaderko Igora, którym bawił się w piaskownicy i nalałam do niego wodę. Z szatańskim uśmiechem na twarzy po kilkunastu sekundach wróciłam do okna. Stał tam... Obciążył ciężar ciała na lewą nogę i z założonymi rękami spoglądał w górę. Uśmiechnęłam się najszerzej jak potrafiłam i wylałam zawartość wiaderka centralnie na jego głowę. Woda spłynęła w błyskawicznym tępię całkowicie go ochlapując. Parsknęłam śmiechem. To było dziwne uczucie widzieć go przemoczonego do suchej nitki. Oliwier otarł twarz i odgarnął włosy z czoła. Zdziwiło mnie to, że on też się uśmiecha. Wyciskając niebieską, flanelową koszulę śmiał się jak nawiedzony. W końcu zatrzasnęłam okno i wkurzyłam się sama na siebie. Spodziewałam się odwrotnej reakcji. Chciałam go zdenerwować, nie rozbawić! Kiedy zamykałam okno usłyszałam jego głos :
- Dzięki, lepsze to niż nic. Jak dla mnie możesz robić to codziennie, nawet nie wiesz jaka jesteś piękna kiedy się uśmiechasz.
Żałosne teksty na podryw. Takie same jak ta cała nasza "romantyczna" historia. Opowieść niczym z Hollywood. Jako smarkacze poznajemy się w "przeuroczych" okolicznościach. Czy jest coś piękniejszego od dostania lania od ukochanej dziewczyny? Ta jego blizna na plecach... I pomyśleć, że pozostawiłam ślad na jego ciele, tak samo jak on. Później "przypadkowe" spotkanie, dziwne zauroczenie, a wszystko po to, żeby wbić kły w moje pokiereszowane ciało. Same przypadki i same romantyczne zdarzenia, to takie uroczę, że zaraz się porzygam. Na końcu naszej słodziutkiej historii zaopiekujemy się parą różowiutkich jednorożców, och one są takie uroczę...
- Blanka ktoś do ciebie przyszedł - powiedział Igor, a ja natychmiast odwróciłam się do niego przodem.
Przede mną stał uśmiechnięty od ucha do ucha Emil. Jego oczy bystro błyskały, a włosy miał jakoś inaczej zaczesane. Czerwone rękawy bluzy miał podwinięte, a ręce odrobinę pobrudzone smarem. Rzuciłam mu się od razu na szyję. Objął mnie w tali i mocno do siebie przytulił.
- Ale się za tobą stęskniłem - wypalił w końcu, kiedy go puściłam - Widzę, że ty też... Wow, chyba powinienem cię co jakiś czas unikać. Dla takiego powitania tyle bym dał...
Spojrzałam na niego spode łba, ale parsknęłam śmiechem. Mój Emil, jedyna osoba, która mnie nigdy nie zraniła. Pomijając Igorka, który jest moim prywatnym ideałem, uosobieniem aniołka przez przypadek błąkającego po ziemi.
- Muszę ci coś pokazać! - szczerzył do mnie zęby - Nie uwierzysz co stoi pod blokiem, a konkretnie po lewej stronie od zjeżdżalni na placu zabaw!!
- Co stoi koło zjeżdżalni? Opel Astra Cabrio?
- Blanka, nie żartuj. Sama wiesz, że wychodzi dopiero w dziewięćdziesiątym czwartym. - wywróciłam oczami.
Uśmiechnął się, pomimo, że moja ironia go nie rozśmieszyła i pociągnął za sobą. Poddałam mu się całkowicie i pomknęłam za nim. Biegliśmy przez klatkę schodową i z radością stwierdziłam, że w pobliżu nie było Kwiatkowskiej. Na zewnątrz wiatr delikatnie muskał moje policzki, co było w sumie bardzo przyjemne. Przypadkowa osoba stwierdziłaby, że jest późna jesień. Niebo pokryte warstwą srebrzystych chmur, na drzewach trudno było postrzec jakiekolwiek ślady liści, a trawa zmieniła swoją barwę na lekko brązowawą. Jednak ktoś z tego osiedla, który rzadko kiedy spogląda w kalendarz właśnie zastanawiałby się czy jest lato czy zima. U nas zawsze wszystko wygląda tak samo. Królują tu szarości, czasem czerń. Jeśli się ma wielkie szczęście można dostrzec błękit, albo czerwień miejskich graffiti. Nic dziwnego, że nasze miasteczko zostało określone mianem "Miasta meneli", w końcu około siedemdziesięciu procent mieszkańców to ludzie uzależnieni od alkoholu. Można pomyśleć : "Miejsce, o którym zapomniał Bóg". Ja tak nie myślę, mam nadzieję, że to wszystko się jakoś ułoży. W końcu życie nie jest bajką. Nie ma mowy o Happy Endach i o innych bzdetach. Moje życie jest jak dramat, który powoli zamienia się w horror!
- I jak? - zapytał z entuzjazmem Emil tym samym wyrywając mnie z rozmyśleń.
Wskazywał na czerwony połyskujący w słońcu motor. Harley to, to nie był, ale wyglądał całkiem przyzwoicie. Czarna tapicerka siedzenia, była lekko przedarta, ale za to koła w nienaruszonym stanie. Kierownica wypolerowana, a lakier minimalnie obdrapany.
- Wow.. - wyrwało mi się. Skąd wziął na takie cacko pieniądze? Przecież też ledwo wiązał koniec z końcem. A o podwyżce w pracy jego matki nie było mowy, bo przecież prawie ją zwolnili.
- Niezły, nie? Daje takiego kopa... A wiesz, jak się rozpędzisz to można osiągnąć nawet ...
- Ukradłeś? - przerwałam, bacznie mu się przyglądając.
Spoważniał. Usta zacisnął w cienką linie i spojrzał na mnie spode łba. Czyżby się oburzył? No może moje oskarżenia były bezpodstawne, ale skąd go ma? Przecież bym na niego nie nawrzeszczała...
- Dostałem od babci. Wiesz chyba w końcu wybaczyła mamie... O ile tak to można nazwać, bo nie miała o co być na nią zła. To trudne mieć w rodzinie rasistów... No, ale przyjechała do nas wczoraj i proszę co mi dała w ramach rekompensaty. Oczywiście dalej za mną nie przepada i nie potrafi patrzeć mi prosto w oczy. Gdyby mnie trochę bardziej lubiła kupiłaby mi nówkę, a nie stary motor wujka. Ma forsy jak lodu.. Ale chyba się intencję liczą, no nie? I robi postępy, w końcu przez trzy godziny nie wspominała o kolorze skóry taty i nie nazwała mnie Czarnuchem.
Poczułam ucisk w żołądku. Jak mogłam oskarżać go o takie rzeczy? Przecież Emil muchy by nie skrzywdził, a co dopiero ukradł motor. Wykrzywiłam usta w uśmiech. Zasunęłam bluzę, bo robiło się już coraz zimniej i założyłam czarną , przypominającą skarpetę - czapkę na głowę.
- To co, masz zamiar mnie przewieść? - zapytałam, a on udając dżentelmena wskazał miejsce na siedzeniu i pomógł mi wejść.
Chłodne powietrze działało na mnie jak narkotyk. Nie mogłam się nim nasycić i wciąż prosiłam o więcej. Jechaliśmy szybko, wiatr targał mi włosy, a śmiech Emila odbijał się echem. Na moment zapomniałam o wszystkim. Cieszyłam się wolnością kurczowo trzymając się pleców przyjaciela. Rozglądałam się dookoła dostrzegając zdziwione twarzy przechodniów. Zachowywaliśmy się jak idioci, ja piszczałam, nie ze strachu, lecz z radości, a Emil śmiał się w najlepsze.
- Muszę spełnić twoje marzenie - wypalił w końcu, kiedy trochę się uspokoił.
- Kolejne zachcianki... Ty zaczynasz mnie rozpieszczać - uśmiechnęłam się szczerze - A tak w ogóle to co tym razem? Ktoś sponsorował ci wycieczkę na Hawaje, wygrałeś kilka milionów w zdrapkach, czy chcesz mnie jeszcze bardziej zaskoczyć?
- Myślałem, że masz mniejsze wymagania. Gdzie mieszka Laura? - tym pytaniem zbił mnie z tropu. Po co mu adres Laury? Tej wrednej, idiotycznej, aroganckiej, pyskatej, egoistycznej Laury? Nie odwracał się, wciąż patrzył na drogę, ale chyba poczuł, że palce na jego brzuchu lekko mi zadrżały, bo jedną dłonią przytrzymał je.
- Lwowska osiem- powiedziałam lakonicznie, po czym dodał gazu. Nie pytałam już o nic więcej, wiedziałam, że zaraz będziemy na miejscu i tam wszystkiego się dowiem. Na jego czole pojawiły się maluteńkie, ledwie widoczne kropelki potu? Czym się tak męczy? Wygląda jakby się denerwował. Ja natomiast próbowałam się całkiem rozluźnić. To dziwne, że w kilka dni nagle wszystko pomiędzy nami wracało do normy. Jeszcze tak niedawno czułam się przy nim skrępowana, a teraz mogłam się swobodnie śmiać. Zatrzymał się. Sprawnym ruchem zszedł z swojego rumaka, a ja błyskawicznie zaraz po nim. Otarł pot z czoła obdarzając mnie przenikliwym uśmiechem. Włożył rękę w kieszeń i po chwili wyciągnął czerwony spray.
- Jej dom jest taki pozbawiony kolorów... Wygasły, wyblakły, trudno to ująć w słowa. Myślisz, że odrobina koloru zmieniłaby też atmosferę domowników?
Parsknęłam śmiechem. Patrząc na idealny dom pomalowany na beżowy kolor, o oknach z ciemnymi zasłonami oczami wyobraźni widziałam go zniszczonego sprayem. To byłoby niezłe. Laura otwierająca drzwi zdziwiona wpada w histeryczny płacz widząc obraźliwy napis. Muszę przyznać Emil to miał pomysły! Widząc mój entuzjazm podał mi puszkę z sprayem i pozwolił, żebym zaprezentowała swoją inwencję twórczą. Dom był pusty. Matka wyjechała na delegację, a Laura szlajała się ze swoim nowym chłopakiem. Ostatni związek nie trwał długo, zerwała ze swoim osiłkiem po incydencie ze mną w roli głównej. Uznała, że nie chce być z kimś kto nie potrafi jej obronić. Według niej pokrył się hańba przegrywając ze mną walkę. Potrząsnęłam puszką, a na ścianach pojawiały się pierwsze litery. Policzki poczerwieniały mi z zachwytu. Oto moja zemsta, panno Lauro. I pomyśleć, że Oliwer był jej przyszywanym bratem.
- No, no, no... Całkiem nieźle ci to wychodzi - zaśmiał się nagle Emil przy moim uchu, mimowolnie zaskoczona wzdrygnęłam się. Mój napis oczywiście nie przypominał artystycznego graffiti, bardziej był podobny do chuligańskich głupot wypisanych na przystankach. Nie da się ukryć zawierał kilka wulgaryzmów, ale głównym moim celem było przekazanie jak to szybko Laura pozbywa się znudzonych chłopaków, więc jak bez wulgaryzmów miałam to określić?
- Zwiewajmy stąd, bo jeszcze nas ktoś przyłapie - wypaliłam w końcu, przyglądając się swojemu dziełu.
Po pięciu minutach jazdy Emil niespodziewanie się zatrzymał. Zdziwiona nagłą zmianą rozejrzałam się wokoło. Byliśmy nad rzeką. Pamiętałam to miejsce, jako dzieci zawsze tu bawiliśmy się w piratów i łowiliśmy kijanki. Kiedyś utopiłam tu królika, którego ukradłam Wiktorii spod siódemki. Wtedy ryczała jak oszalała, a ja udawałam, że pies Wrońskich rozerwał go na strzępy. Rzeka wywoła u mnie wspomnienia, to prawda, ale po co Emil mnie tu przywiózł? Drzewa były tu tak samo pozbawione koloru jak wszędzie, a kijanki przeobraziły się już w żaby. Brudny piasek, który przemywała woda wydawał się odrobinę iskrzyć w słońcu. Czułam jak Emil spina mięśnie, próbował się skupić zaciskając dłonie. Wziął dwa głębokie wdechy i chwycił mnie za dłonie. Spojrzałam na niego krzywo, ale on był tak poważny, że czułam jak kolana się pode mną uginają.
- Pamiętasz to miejsce? - zapytał odrobinkę się uśmiechając, ale w ogóle nie rozluźniając. Potwierdzająco skinęłam głową. Bardzo dokładnie obmyślał każde słowo, tak jakby nie chciał strzelić gafy. Ale niby dlaczego zaczął się o to martwić? Przy mnie nigdy nie powiedział niczego głupiego, nigdy nie nazwałam go idiotą, lub wariatem. Prędzej ja nadawałam się na takie określenie.
- Blanka, bo ja... - jąkał, zaczynając mnie powoli irytować. Mówił jak ktoś, kto chcę pożyczyć kasę, bo przegrał wszystko w kasynie, ale sam wiedział, że ja groszem nie śmierdzę! Czyli o co chodziło?
- Nie wiem jak to powiedzieć... - spojrzał w dół. Nie było tego widać, ale pewnie oblał się rumieńcem. Przypomniał mi się hiszpański serial, w takich samych słowach kobieta chciała powiedzieć swojemu ukochanemu, że jest w ciąży. O mało nie parsknęłam śmiechem. Emil na pewno nie był w ciąży, ale może chce mi powiedzieć, że poznał jakąś dziewczynę, że na starą kumpele nie ma już czasu. Zrozumiałabym, nawet bym mu pogratulowała. Pewnie wymienialibyśmy zdania na temat czy jest wystarczająco dobra.
- Może po prostu. - powiedziałam w końcu i podniosłam jego podbródek palcem zniecierpliwiona. Uśmiechnął się, spojrzał na mnie takich wzrokiem jakby chciał powiedzieć "Żeby to było takie proste". A jednak chodzi o Chazart!
- Blanka, bo... Wiesz, że jesteś wspaniałą dziewczyną. Od dzieciństwa świetnie się dogadywaliśmy, byliśmy nierozłączni - mówił pośpiesznie, tak, że słowa zlewały się z innymi.
- Jeśli chodzi o pożyczkę, to znasz moją odpowiedź - przerwałam mu błyskawicznie. Uśmiechnął się naiwnie i przecząco pokręcił głową.
- Nie, tym razem nie chodzi o pieniądze.
- To o co? - wrzasnęłam. Nie dało się ukryć, że mnie irytował. Chyba zrozumiał to, bo wziął się w garść i spojrzał mi prosto w oczy. Chciałam to mieć za sobą. Myślami byłam już przy Igorze i zastanawiałam się co przygotować na kolację. Lodówka świeciła pustkami, więc wybór nie był duży...
- Bo ty uważasz mnie za przyjaciela, ale ja już nie chcę nim być! - pozbywszy się tego co leżało mu na sercu odetchnął z ulgą. Wywarłam ręce z jego uścisku i spojrzałam na niego z niedowierzaniem. To miał być koniec? Dziesięć lat przyjaźni i mam tak po prostu zapomnieć? Mam udawać jakby w ogóle nie istniał. Jego słowa były dla mnie jak zimny prysznic. To prawda, ostatnio byłam nieznośna, ale czy to powód, żeby skreślać tyle lat życia? Oczy robiły mi się szkliste, lecz nie potrafiłam uronić ani jednej łzy. Tak bardzo tego chciałam, rozpłakać się i ulżyć sobie w jakiś sposób. Nie pamiętam kiedy ostatnio płakałam... Po śmierci mamy? Sześć lat temu? Jako dziesięcioletnia dziewczynka? To absurd!
- No dobra, skoro nie chcesz się ze mną widywać może jakoś przeżyję - zaczęłam, chociaż słowa te nie chciały mi przejść przez gardło - Trochę szkoda, bo myślałam, że na serio mnie lubisz...
- Blanka nie o to chodzi! - wrzasnął. Miałam zapytać "To o co?" ale nie zdążyłam bo odpowiedział, zanim otworzyłam usta - Cały czas to ukrywałem, ale chyba muszę to w końcu powiedzieć. Nie podobają mi się żadne dziewczyny, tylko...
- Jesteś gejem?! - wrzasnęłam i natychmiast się odsunęłam, na prawdę ta perspektywa mnie przerażała . Wywrócił oczami i uśmiechnął się krzywo.
- Czy ty na prawdę nie potrafisz się domyśleć? Nie podobają mi się żadne dziewczyny oprócz ciebie. Nigdy żadna inna nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak ty. Od dzieciństwa cię podziwiałem, ale nie zdawałem sobie sprawę co czuję. Ciągle o tobie myślę, nie mogę spać, kiedy jesteś przy mnie czuje jak moje serce mało nie oszaleje... Mam przed oczami twój widok, nie mogę na zupełnie niczym się skupić...
- Ty widziałeś mnie nagą! Dlaczego mi nie powiedziałeś, że coś do mnie czujesz, przecież ja się ciebie nie wstydziłam!
- Weź przestań, mieliśmy wtedy po siedem lat! Przecież nie myślałem o tobie w ten sposób... A poza tym, na pewno się dużo w twoim wyglądzie zmieniło - uśmiechnął się czym doprowadził mnie do szału. Miałam zamachnąć rękę, żeby uderzyć go w twarz, ale on nagle złapał mnie za dłonie i przyciągnął moją twarz do swojej. Nie zastanawiając się długo musnął swoim wargami moje, a potem zaczął mnie całować! Nie miałam się jak wyrwać z jego uścisku! Owszem mogłam, ale wtedy zrobiłabym mu krzywdę. Ale czy tego chciałam? Czułam jak jego ciepłe wargi dotykają moich, jego język delikatnie stykał się z moim. Czy ja się do tego przyłączyłam?!!!! Za późno... Chwycił mnie w tali, a ja objęłam go wokół czyi. Nie mogłam porównać tego do pocałunku z Oliwierem, nawet nie chciałam. Opuszkami palców gładził moje policzki i przeczesywał włosy.
- Przepraszam - wyszeptał - Zawsze chciałem to zrobić...
- To ja jestem idiotką, że tego nie przerwałam - błądziłam wzrokiem po powoli płynącej rzece, tak, żeby nie spojrzeć mu w oczy. Uśmiechnął się zawadiacko, wyglądał jak dziecko, które właśnie spełniło swoje największe marzenie.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 16, 2015 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Wilcza KrólowaWhere stories live. Discover now