Rozdział trzeci

19 0 0
                                    

- Odczep się od Oliwiera! Ile razy muszę ci to, idiotko powtarzać?
Nie bołam się gróźb Laury. Co ona mi niby mogła zrobić? Pobić? Zabawne. Prędzej połamałaby sobie paznokcie. Nie zależało mi jakoś na tym chłopaku, widziałam go tylko trzy razy i nic poza tym. Nie czułam do niego kompletnie nic, nie był moim znajomym, ani przyjacielem. Jednak lubiłam się droczyć z tą tapeciarą.
- Bo jak nie to co? Naślesz na mnie mafię? Okaleczysz? Oblejesz mnie kwasem? Weź się nawet nie ośmieszaj.
Czułam, że ją szlag trafia. Poczerwieniała i ze złości zaciskała dłonie. Och jaki to uroczy widok. Uważaj, żeby ci się rzęsa nie odkleiła, pomyślałam. W końcu triumfowałam. Przez tyle lat musiałam cierpieć przez to babsko, aż w końcu zaczęłam ją mieć po prostu w dupie. W sumie powinnam jej za to podziękować, dzięki niej stałam się silniejsza i wytrwalsza. Po incydencie z muszlą klozetową, kiedy chciała włożyć mi do niej głowę postanowiłam się zemścić. Niestety nie miałam sprzymierzeńców i to jest właśnie minus bycia szkolnym pośmiewiskiem. Jednak Emil próbował mi pomóc. Podkreślam PRÓBOWAŁ. Nic z tego nie wyszło... Nie mieliśmy dość dobrego planu, ale nigdy nie zrezygnowaliśmy. Kiedy mi już trochę odpuścili, bo uznali, że ciekawiej wyśmiewać kolor skóry Emila, niż mojego ojca stawiłam się w jego obronę. Na początku oczywiście uznali mnie za wariatkę, gdy mówiłam, że pożałują, ale wkrótce doszli do wniosku, że nie kłamałam. Miałam chyba dziesięć lat, kiedy porządnie pobiłam dwóch kolesi. Oczywiście miałam sprawę u dyrektora, a ojciec w domu nagrodził mnie laniem, ale było warto. Wchodząc do szkoły czułam się jak Napoleon po wygranej bitwie. Podobno jednemu złamałam rękę, a drugi dostał mocno w łopatki. Mimo to nic sobie z tego nie robiłam, należało im się.
- Masz jakiś problem? - naskoczył na mnie Krystian.
Parsknęłam śmiechem. Krystian to nowy chłopak Laury. Byli ze sobą od tygodnia, co jest naprawdę wielkim wyczynem, bo poprzedni szczycił ją swoją obecnością przez trzy dni. Krystian był wysoki, miał chyba metr osiemdziesiąt, brunet o piwnych oczach. Nie był jakiś zabójczo przystojny - był po prostu przeciętny. Może to głupie, ale nigdy nie bałam się ataku ze strony większych. Sama jbyłam niska, ale miałam siłę w dłoniach. Kiedy byłam mała tata uczył mnie podnosić ciężarki. Oczywiście nie ważyły sto kilo, ale zawsze dla dzieciaka jest frajdą kiedy zdaję sobie sprawy, że jest wystarczająco silny.
- Czy ona ci coś zrobiła, Lauruś? - spojrzał na swoją "ukochaną", która aktorsko łkała.
Pff kretynka. Tylko na tyle było ją stać? Powinna mieć swój honor. Nasyła jakiś mięśniaków, dlatego, że się sprzeciwiłam, żałosne. Krystian zacisnął ze złości zęby ( udawał, że się przejął ) i z agresją uderzył mnie w brzuch. Zgięłam się w pół, krzyżując dłonie. Nie ryczałam, nie mogłam ryczeć! Musiałam udowodnić, że nie jestem słabą kretynką jak ona! Kiedy mogłam utrzymać już równowagę wyprostowałam się i spojrzałam na niego z nienawiścią. Czułam jak serce mi łomotało, a oddech wydawał się dziwnie ciężki. Uniosłam w górę zaciśniętą pięść i uderzyłam go w szczękę. Widziałam jak jego głowa pod wpływem siły obraca się w lewo. Odwrócił się po kilku sekundach z ust płynął mu strumyczek krwi. W jego oczach dostrzegłam dzikość. Przeszył mnie strach, do czego on jest zdolny? Ciężko oddychał przez nos i zaciskał wargi oblane w czerwonej krwi. Stałam bez ruchu. Nie miałam odwagi przesunąć się ani krok do tyłu, po prostu gapiłam się na każdy jego gest, wsłuchiwałam się w każdy wdech, aż nagle... Rzucił się na mnie jak jakieś zwierze, zacisnął dłonie na mojej szyi, brakowało mi powietrza. Czy on mnie udusi? Ostatkiem siły na oślep kopnęłam go nogą. Nie miałam pojęcia gdzie dostał ale natychmiast się zerwał i jęknął z bólu. Wstałam podtrzymując się na łokciach. Wygrałam? Nie mogę tak tego określić.

- Dlaczego uderzyłaś kolegę? - zapytał dyrektor zamykając drzwi od gabinetu.
Milczałam. Nienawidziłam tego miejsca jak wszystkiego co mnie otaczało. Obdrapane biurko, okno z widokiem na paskudne osiedle, stary zielony dywan, przypominający sweter ciotki Zośki. Dyrektor też nie był jakoś nadzwyczajnie miły. Znał mnie już bardzo dobrze, nie raz wpadałam do niego na dywanik, przez bójki. Usiadł przede mną na lekko dziurawym fotelu i spojrzał mi prosto w oczy. Walczyłam ze sobą, żeby nie odwrócić wzroku. Denerwuję mnie kiedy ktoś tak bezczelnie się gapi. Jego wielkie szare oczy przypominały mi wszystkie okrucieństwa jaki doznałam w tej szkole. Jego twarz z pozoru przyjazna pokryła się licznymi zmarszczkami, a na jego głowie dostrzegłam resztki siwych włosów. Czyżby to wszystko go przerastało? Postarzał się odkąd pierwszy raz przyszłam do szkoły. Miał wtedy idealnie gładką cerę, szeroki uśmiech i bujną, brązową czuprynę. Teraz przed sobą widziałam człowieka w podeszłym wieku, zmęczonego swoim życiem.
- Dlaczego znów kogoś pobiłaś? - dopytywał podkreślając każde słowo.
- A dlaczego to ja znów zostałam oskarżona? Nie ważne, że się broniłam, co z tego, że mógł mnie udusić. Pan by się ucieszył jeden gnojek mniej na tym świecie...
- Wystarczy! - trzasnął dłonią w stół i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
Ja wciąż w sobie czułam złość najchętniej skoczyłabym mu teraz do gardła, ta jego spokojna mina przyprawiała mnie o mdłości. Wolałabym, żeby krzyczał, mścił się na mnie, krytykował moją bezmyślną głupotę i agresywność, ale on po postu patrzy jak na bezbronne dziecko.
- Jak myślisz na jaką karę zasłużyłaś? - zapytał lakonicznie.
Tak bardzo wnerwiały mnie te podchwytliwe pytania.Wiadomo, jeśli powiedziałabym, że jestem bez winy wyśmiałby mnie i dołożyłby mi karę za bezczelność, a jeśli zaproponowałabym żeby nie sugerował się litością w nadziei, że zrobi inaczej odpowie, że to świetny pomysł.
- Na szczęście to nie ja wymierzam wyrok - oznajmiłam po dłuższej chwili patrząc w sufit.
Prychnął. Nie no to już szczyt chamstwa! Jego trzęsące się dłonie powędrowały do kieszeni i po chwili wyciągnął papierosa.
- Pozwolisz, że zapalę? - zapytał wkładając sobie to świństwo do ust.
- A co jeśli nie pozwolę? - odpowiedziałam pytaniem i oparłam plecy o krzesło.
Podszedł do okna, zapalił zapalniczką papierosa i gapił się na bawiące się dzieci. Czułam się niepewnie. Niby przyszłam tutaj, żeby porozmawiać o moim karygodnym zachowaniu, a tutaj takie coś! Cholera...
- Uważam, że powinien pan rzucić to świństwo - odezwałam się niepewnie, tylko po to, żeby przypomnieć mu o swoim istnieniu - Taki daje pan przykład młodemu pokoleniu?
- Mówi to ta, która pobiła swojego starszego kolegę.
Nie odwrócił się. Przez moment chciałam uciec, może akurat by mnie nie zauważył, ale w sumie to beznadziejny pomysł. Byłam po prostu w potrzasku.
- Mogę wyjść? - zapytał po dziesięciu minutach milczeniach.
Pokiwał tylko głową, a ja z ulgą zamykałam drewniane drzwi.

Wilcza KrólowaWhere stories live. Discover now