Rozdział szósty

24 0 0
                                    

Nazywam się Blanka Pabliszewska, mam szesnaście lat, nie poznałam żadnego Oliwiera, nie byłam nigdy na spotkaniu dla ludzi, którzy uważają się za Dzieci Księżyca i nie jestem potworem! No dobra, sama nie wierzyłam w te słowa. Może to głupie, ale czułam się jak jakaś dziewczyna z taniego horroru. To przecież nie miało sensu! Wczoraj pogryzł mnie Oliwier i przez to powoli zamieniam się w wilkołaka? Brzmi jakbym była nawiedzona. Ale jeśli przestałabym się kontrolować to mogłabym nawet skrzywdzić Igora! Wytrzymam to, może da się to jakoś odkręcić... Nie chciałam do końca swojego zasranego życia zamieniać się w wilka!

- Co jest? - zmierzył mnie wzrokiem Emil, kiedy usiadłam przy nim na betonie opierając się o mury bloku.
Wykrzywiłam się tylko zginając nogi. Nie zadowoliło go moje milczenie, bo spojrzał mi prosto w oczy.
- Powiesz mi w końcu co się stało? Skąd ta wielka rana? - przez promienie słoneczne na jego twarzy mogłam dostrzec bruzdę, która świadczyła o tym, że najwidoczniej się o mnie martwi.
- Poznałam takiego chłopaka - zaczęłam, ale się zawahałam, jego oczy zabłysły z zazdrości? - No ale, okazał się kretynem... - podsumowałam lakonicznie.
- Skrzywdził cię? - zapytał, tak jakby był gotowy go pomścić.
- Nie... No w sumie, można tak powiedzieć. Ale z resztą nie ważne. Nie był dla mnie nikim ważnym - skłamałam.
- Chodziliście ze sobą? - nie lubiłam kiedy był taki ciekawy, nie miałam ochoty do zwierzeń, ale chyba tylko tyle mi pozostało.
- Nie wiem. Ja w ogóle nie wierzę w miłość. Ludzie zaczynają się spotykać, bo mają dość samotności, chcą zapomnieć o swoich problemach i uważają, że "ukochany" im pomoże. Świat nie jest taki kolorowy. Myślisz, że istniałby ktoś taki, który potrafiłby mnie kochać? Wyglądam jak facet! Chyba zakochałaby się we mnie jedynie kobieta, która przez przypadek pomyliłaby mnie z mężczyzną - prychnęłam.
Uśmiechnął się. Oparł swoją głowę o moje ramię i wyszeptał patrząc gdzieś w dal :
- Jeśli ktoś jest zakochany, to ta druga osoba jest dla niego najpiękniejsza. Chociaż inni uważają, że ma za dużo tu i tam, albo ma budowę mężczyzny.
Spojrzałam na niego badawczo. Od kiedy on zna się na takich sprawach? Nigdy nie miał dziewczyn. Ba, nigdy nawet żadnej nie podrywał. Miałam mu to wykrzyczeć prosto w twarz, ale postanowiłam się powstrzymać.
- Dobra skończymy już ten temat, bo wiesz, że nienawidzę gadać o takich rzeczach. Poza tym oboje wiemy, że jestem zbyt agresywna jak na dziewczynę - uśmiechnęłam się nieszczerze, bo nie potrafiłam z nim tak beztrosko rozmawiać jak dawniej.
- Zbyt ona piękna, zbyt mądra zarazem, zbyt mądrze piękna, stąd is­tnym jest głazem.
Zarumieniłam się mimowolnie. Schowałam twarz pod kapturem i spojrzałam w prawo udając, że przyglądam się beztrosko bawiącym się dzieciom.
- Z takimi tekstami, to każda dziewczyna za tobą poleci - zażartowałam w końcu.
- To tylko Szekspir. Może i każda, ale nie taka jak ty.
Dziwnie się czułam teraz w jego towarzystwie. Te jego słowa brzmiały tak naiwnie i mdlę, że trudno uwierzyć, że to właśnie on je wypowiedział. Dobrze, że skończyliśmy tę pogaduszkę, która w ogóle nie miała sensu. Na klatce schodowej spotkaliśmy Kwiatkowską. Wyrzucała śmieci. W worku można było dostrzec puszki po karmie dla kotów i w zasadzie tyle. czasem zastanawiam się, czy ona w ogóle coś je, czy woli, żeby jej zasrane kotki nie chodziły głodne? Spojrzała na nas spod łba. Miała na sobie niebieski sweter i czarną spódnicę, a włosy ułożone na papilotach.
- Dzień dobry, pani Kwiatkowska - przywitał ją z miłym uśmiechem Emil, ja natomiast milczałam, nie miałam zamiaru się do niej odzywać po tym jak nasłała na nas opiekę społeczną.
Pokiwała tylko głową i mierząc mnie wzrokiem zeszła na dół. Czułam, że zaraz wybuchnę! Z trudem powstrzymałam się przed tym, żeby nie zepchnąć ją ze schodów. Wstrętne babsko! Emil otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka. Jego mieszkanie było bliźniaczo podobne do naszego, to znaczy było takie same, nie licząc syfu. Wnętrze było wysprzątane do tego stopnia, że w świetle blat stołu błyszczał nieskazitelnie. Pokój Emila nie był duży. Przy ścianie stało wąskie łóżko idealnie pościelone, a obok małe drewniane krzesełko. Zwróciłam uwagę na książki leżące na szafce. Czytając tytuły byłam zdziwiona, że nagle zaczął interesować się fantastyką. Miałam właśnie go o to zapytać, ale on wyciągnął jakieś koperty spod materaca. Usiadł na łóżku, a ja poszłam w jego ślady.
- Mama pewnie schowała je przede mną. Może myślała, że załamię się tak jak ona, ale one mi pomagają...
Podał mi rozerwane starannie koperty. Zachęcił mnie spojrzeniem do ich otwarcia. W środku były pożółkłe już kartki wydarte z zeszytu. Rozłożyłam zgięty papier na pół i odczytałam zgrabne pismo.

Wilcza KrólowaWhere stories live. Discover now