Kiedy usłyszałem jej słowa na początku zmarłem, zrobiło mi się słabo. Ale kiedy spojrzałem na nią, całą roztrzęsioną wiedziałem ze to ona potrzebuje mnie bardziej. A ona jest jedynym czego potrzebuje ja. Objąłem ją i wyszeptałem do ucha to wszystko co chciałem jej powiedzieć. I siedzieliśmy tak przez długi czas aż w końcu zrobiło się zimno.
-Odwiozę Cię do domu. - powiedziałem spokojnie trzymając ja w ramionach, poczułem jak tylko kiwa głową, wiec wstałem i zabrałem ja do auta. Nie rozmawialiśmy. Cisza była poprostu bolesna, ona co chwila opierała łzy a ja nie wiedziałem co jej powiedzieć "Będzie dobrze" "Wyjdziesz z tego" Sam nie wiem co będzie. Podjechalismy pod jej dom, ona nie spojrzała na mnie tylko nie pewnie powiedziala:
-Nie zapytasz?
-O co? - odpowiedziałem, a tak naprawdę miałem masę pytań. Dostrzegłem wtedy u niej coś czego nie chciałem dostrzec, to była tak wielka rozpacz, olbrzymi ból w jej oczach.
-Ile zostało mi czasu? - powiedziała to, to o czym nie chciałem mówić i widziałem ze chciała ciągnąć to dalej chciała mi powiedzieć ale ja nie naprawdę nie chciałem wiedzieć.
-Nie chce wiedzieć! To nie ważne. - wykrzyczałem zdenerwowany po czym sięgnąłem ręką po nią, ale ona już w wysiadła z samochodu.Następnego dnia zajechałem pod dom i zadzwoniłem do jej drzwi. Otworzą mi jej matka i po uzyskaniu odpowiedzi na pytania wypuściła do domu. Weszliśmy razem do pokoju Amandy, wyglądała gorzej niż mi się wydawało. Nagle zacząłem dostrzegać jaka jest chuda, jaką blada..
-Spakuj się, zabieram cie na tydzień nad morze. - powiedziałem a jej mama stała obok uśmiechnięta i potakiwała.
-O czym Ty mówisz.. Ale ja. - zaczęła ale jej mama przerwała jej przynosząc walizkę.
- Żadnego "ale" , przyda Cię się trochę zabawy. - po czym uśmiechnęła się ciepło. Amanda zareagowała na to jak poparzona.
-Bo niedługo umrę, tak? - powiedziała patrząc matce w oczy, przesadziła. Jej matka wyszła z pokoju, a ja widziałem łzy w jej oczach. Amanda wiedziała że źle zrobiła i Odrazu wyszła za matką.
Po chwili wróciły i spakowaly rzeczy Amandy.Spędziliśmy ponad tydzień nad morzem ale Amanda zaczęła czuć się źle. To mało powiedziane, w pewny b momentach sam bałem się ze zaraz stanie się coś strasznego. Od razu po powrocie zabrali ja do szpitala.
Odwiedziłem ją tam przez długi czas, traciła na wadze. Robiła się bledsza. Kiedy wracałem do domu nie mogłem przestać płakać, nie chce jej tracić.
Odwiedziłem ja kolejnego dnia, wyglądała całkiem nie źle, lekarze mówili że jest nawet lepiej, w nowej peruce wyglądała tak jak kiedyś. Była szczesliwsza. Zostałem z nią tego dnia do pozna w nocy, gadaliśmy tak jak zawsze o wszystkim i o niczym. Ale to wydawało się inne, nie wiem czemu.
-Kocham Cię - powiedziała mi to gdy patrzyłem ze szpitalnego okna na gwiazdy, wyglądała pięknie w świetle księżyca. Otworzyłem usta aby jej coś powiedzieć gdyby weszła pielęgniarka i zaczęła wyganiać mnie z sali..
-Chwile tylko jeszcze się pożegnam. - mówiłem pielęgniarkę ale ona dalej wypychała mnie za drzwi,
-Powiesz mi jutro. - powiedziała Amanda z tym swoim pięknym uśmiechem, takim jak wtedy gdy się poznaliśmy. A serce znowu zabiło mi mocniej.W nocy myślałem tylko o tym jej uśmiechu, musze zrobić jej zdjęcie. Lekarze mówią ze jest lepiej, może jej życzenie się spełni. Może moje milion życzeń o to samo tez się spełni. Zastanawiałem się jeszcze chwile gdy zaczął dzwonić telefon. Kto dzwoni do mnie po 2 w nocy? Jakiś nie znany numer. Odbieram. Matka Amandy.
-Amandzie się pogorszyło, zabrali ja na operację. Ja... - mówiła roztrzęsionym głosem. Odpowiedziałem tylko krótkie "Juz jadę".
Gdy dotarłem jej matka rzuciła mi się na szyję, płakała. Nie nie płakała, ona krzyczała przez łzy jakby chciala zagłuszyć ból. A ja zaciskalem zęby, miałem gumę w gardle a z oczu płynęły mi łzy.
Doktor wyszedł a my od razu rzuciłam się z pytaniami.
-Operacja potrwa jeszczę dwie godziny. Ale bez obaw, nasi lekarze zrobią wszystko aby uratować dziewczynę. - po czym usiedli y na krzesłach po salą, siedzieliśmy w milczeniu, co chwila wstając z nerwów, nie wiedziałem co mam zrobić, jak mam jej pomóc, co robić?
-Nic nie zrobisz, już nie możesz pomóc. - powiedziała matka Amandy bez emocji.
-Pójdę po kawę. - powiedziałem a ona uśmiechnęła się dziękująco.Stałem przy automacie i czekałem na kawę rozmyślając, miałem powiedzieć jej ze ja kocham obiecałem ze zrobię to dziś. Musze to zrobić. Ruszyłem z dwoma kubkami kawy do miejsca w którym siedzimy. I nagle usłyszałem krzyk. Wyjrzalem a za rogiem na kolanach przed lekarzem siedziała łkająca kobieta, trzymająca go za fartuch. Zaraz,. To matka Amandy.
I w tym momencie straciłem wszystko. Kolana odmówiły mi posłuszeństwa i za chwilę klęczałem w kawie. Zostałem w tej pozycji patrząc na to jak lekarz próbuje podnieść kobietę z ziemi.
Wtedy mama Amandy spojrzała mi w oczy i pokiwała głową po czym dalej płakała.
Wybiegłem ze szpitala i pojechałem tam gdzie wszystko się zaczęło.Popijając nad urwiskiem największą butelkę whisky jaką dostałem w sklepie siedziałem na jej kamieniu i patrzyłem w gwiazdy.
-Kocham Cię. - wyszeptałem w niebo po czym spadła ostatnia gwiazda.