Wyjeżdżam

691 3 0
                                    

4 kwietnia 1997 Kochana Mami, piszę ten list, żeby powiedzieć Ci, że wczoraj w nocy widziałam gwiazdy. Z bliska. Z bardzo bliska. Jednej nawet prawie dotknęłam ręką, ale to była spadającagwiazda i odleciała. Wczoraj, Mami, miałam jeden z najfantastyczniejszychstosunków w moim życiu. Myślę, że chciałabyś o tym wiedzieć. Poszłam do łóżka zfacetem, którego widziałam zaledwie dwa razy w życiu, a którego przypadkowospotkałam w pewnym banku. Było cudownie. Za pierwszym razem do niczego niedoszło. Chyba dlatego, że żadne z nas tego nie chciało. I wreszcie zrobiliśmy to.Poszliśmy się czegoś napić, a potem się włóczyliśmy. Później zabrał mnie do swojegodomu. Ma wspaniałe mieszkanie, attykę, z ogromnym otaczającym je tarasem.Brakowało tylko dobrze wypasionego kota, który przechadzałby się po pokojach, jak Bigudí. Uprzedziłam go, że nie jestem na to przygotowana tej nocy, ponieważ akuratmam miesiączkę. Było wszystko, poza higieną... Co za wstyd! Ale on powiedział mi,że czasami podniecenie jest silniejsze od okoliczności i należy dać mu się ponieść. Noi zgodziłam się. Czy w czasach Twojej młodości też wyczynialiście takie świństwa?Złamał moje zasady. I od tamtej chwili nie mogę przestać o nim myśleć. Przy mojejfrywolności, czy nie zakochuję się w facecie tylko dlatego, że cudownie się pieprzy?Tak naprawdę, Mami, nie podoba mi się ten pomysł. Co mam zrobić? A jeśli do mniezadzwoni, to sądzisz, że powinnam się z nim znów zobaczyć? Podpowiedz mi coś, proszę. Potrzebuję Twojej rady.Przesyłam gorącego buziaka. Uważaj na siebieTwoja wnuczkaPS W przyszłym tygodniu wyjeżdżam do Peru. Prześlę Ci faks z moimidanymi, jeśli chciałabyś do mnie napisać. Wyślę Ci również pocztówkę z Machu Picchu, bo wiem, że sprawi Ci ona dużą przyjemność. 6 kwietnia 1997 Jest czwarta po południu, a Cristián ani do mnie nie zadzwonił, ani nie przesłał żadnejwiadomości. Szlag by to trafił! Przez cały dzień nie mogę przestać o nim myśleć. Zakochujęsię? Dlaczego on tak się zachowuje wobec mnie? I dlaczego powiedział, że było wspaniale?To tylko słowa...?Mój mózg pracuje z prędkością tysiąca obrotów na godzinę i nie przestaję myśleć otym, co on może robić w tak słoneczny dzień. Może jest na plaży w towarzystwie tychsamych przyjaciół, których spotkaliśmy w dyskotece, wyśmiewając się ze sposobu, w jakirozsuwam palce u nóg kiedy mam orgazm? Jak tylko o tym pomyślałam, mój szacunek dosiebie legł w gruzach. Mógł do mnie zadzwonić, żeby jeszcze raz powiedzieć, że spędzona zemną noc bardzo mu się podobała. Kobiety chcą, żeby takie rzeczy powtarzano im doznudzenia. A ja jestem kobietą. Cristián w ogóle nie zna się na psychologii i obraża mnie.Przecież nie proszę, żeby został ojcem moich dzieci, ale przynajmniej niech się wykaże i daznać. Zresztą nieważne. Skoro nie dzwoni, to znaczy, że nie było warto zawracać sobie nimgłowy. Na wszelki wypadek wyszukuję na regale w salonie książkę przydatną w tak nagłychwypadkach jak ten. Nosi tytuł Jak zerwać ze swoją skłonnością do jakiejś osoby , a napisał ją Howard M. Alpern. Czytam w spisie treści: „Niektórzy ludzie umierają z powodutoksycznego związku. Czy chcesz być jednym z nich?"Co ja wyprawiam? Widziałam go przecież tylko dwa razy. Być może chciał się tylko zkimś przespać i pojawiłam się ja. Dlaczego tak się gryzę przez tego człowieka?Ciężko mi to wyznać, ale mam ochotę po prostu znów pójść z nim do łóżka.Przeczytam tę książkę i będę powtarzać aforyzmy z ostatnich stron. Nie zakochuję się, nie jestem wcale zakochana, ani trochę.O pierwszej nad ranem budzę się na sofie, z książkę na nosie. Zasnęłam w złej pozycjii boli mnie całe ciało. Wciskając stopy w kapcie, idę do łazienki; muszę umyć zęby. Stronyksiążki mam dokładnie odciśnięte na prawym policzku. Kładę się do łóżka w bardzo złymnastroju, z zamiarem definitywnego wymazania jutro telefonu Cristiána z mojego notesu.Byłam dla niego tylko tym... spadającą gwiazdą. 10 kwietnia 1997 - Musisz już wyjeżdżać! Ale już! - krzyczy do mnie Andres, z okularami w ręku.Mój szef, za każdym razem kiedy przybiera swoją nędzną, poważną postawę, zamyka oczy, tak jakby nie chciał mieć kontaktu wzrokowego z osobą, która przed nim stoi.Wrzeszczy, ale nie chce brać na siebie odpowiedzialności za wyraz oszołomienia na twarzystojącego przed nim człowieka.Dzisiaj siedzi na biurku w swoim gabinecie i bazgrze na rogach leżących przed nim papierów - spirale, trójwymiarowe sześciany i margerytki. W końcu kartki zostają w całości pokryte czernią, dlatego że jego długopis wielokrotnie przechodzi przez skrzyżowane linie.To byłoby bardzo interesujące dla psychologa! Tak sądzę.- Ale nie odpowiedzieli mi nawet w sprawie tego spotkania, o które prosiłam -odpowiadam mu walecznym tonem.- Wszystko mi jedno! Nieważne, czy masz już spakowaną walizkę ani czy maszskompletowany planning. A jeszcze mniej obchodzi mnie to, że masz okres. Przekładaliśmytę podróż już wiele razy. Przyjmując posadę u nas, wiedziałaś, że będziesz musiała być przygotowana na improwizację. Po jaką cholerę zatrudniłem kobietę? Dlaczego? - pyta Martę,która właśnie weszła do gabinetu, żeby dać mi do podpisu kilka dokumentów.Marta drży, nawet nie odważy się podejść do stołu. Andres jest strasznie wściekły, niema co do tego wątpliwości. Ma purpurową twarz ł przypomina smoka, który za chwilęzacznie ziać ogniem na nas dwie. Ja, oczywiście, chcę jak najszybciej zniknąć mu z oczu irobię maleńkie kroczki do tyłu, w stronę drzwi. Ale Andres ma ochotę zrobić mi awanturęmojego życia.- Jeszcze z tobą nie skończyłem. Jak dojedziesz na miejsce, prześladuj Prinsę. Są powolni i jeśli nie będziesz do nich codziennie dzwoniła, zapomną o tobie. Nie przejmuj się,że będziesz upierdliwa, zrozumiałaś mnie, córeczko?- Tak, Andres - szepcę, patrząc na jego długopis Bic, dzierżony w drżącej dłoni izbliżający się do kartki papieru.Długopis porusza się tak gwałtownie, że dziurawi kartkę.- A teraz, biegiem! Spakuj walizkę i jedź na lotnisko. Wylatujesz o piątej po południu.Marta ma bilety. Jak dojedziesz, to wyślij mi faks. Powodzenia, córeczko!Wychodzę z biura i z trudem łapię taksówkę, która zostawia mnie pod domem.Przed drzwiami budynku stoją ludzie i wielokrotnie muszę przepraszać, żeby zrobićchoć krok w tym dwunastoosobowym tłumie, który pilnuje schodów.- Co tu się dzieje? - pytam tlenioną blondynkę z kolczykiem w nosie i ustamiumalowanymi na kolor fuksji.- Czekamy na Felipe z lokalu A. Ale jeszcze nie przyjechał, musimy więc czekać naniego na ulicy. Felipe jest jednym z moich sąsiadów. Nie mogę z całą pewnością powiedzieć, czymsię zajmuje, ale właśnie w tym lokalu ma swoją firmę. Wielokrotnie go widziałam, ale tylkosię pozdrawialiśmy. Wbiegam po schodach, pokonując po dwa stopnie na raz, gwałtownieotwieram drzwi swojego mieszkania i rzucam się do pakowania walizki. Jak ja tegonienawidzę! Jednocześnie wybieram numer telefonu do Taxi Mercedes, żeby przyjechali pomnie do domu, który właśnie przekształca się w źle zorganizowany sklep z markowymiciuchami. Nie znoszę przygotowywań do podróży w ostatniej chwili. A żeby było zabawniej,chcąc zamknąć walizkę, muszę na niej usiąść. A szyfr? Jaki jest szyfr? Jaka jest kombinacjazamka? Nie pamiętam! Taksówkarz dzwoni do mnie przez domofon, kompletna porażka,wyciągam wszystkie rzeczy z walizki. Nie mam innego wyjścia, mogę tylko wziąć inną,dlatego że nie pamiętam tej przeklętej kombinacji cyfr. Jestem na siebie wściekła. W takichchwilach jestem chodzącym nieszczęściem i zawsze mi się to zdarza, kiedy się bardzospieszę.Zdenerwowana, staję przed lustrem w łazience i obserwując swoją twarz małegoBuddy, staram się wykonać kilka ćwiczeń oddechowych, które, jak powiadają, mają zbawienny wpływ na zrelaksowanie się. Zazwyczaj to działa. Szukając prezerwatyw, znajdujęfaks od mojej przyjaciółki Soni, dotychczas nie miałam czasu go przeczytać. Zrobię to wsamolocie. Zjeżdżam windą - wbieganie po schodach jest korzystne dla mięśni, aleschodzenie po nich nie ma żadnego sensu. Znowu zderzam się z grupą, którą widziałamwcześniej pod drzwiami. W czasie, gdy taksówkarz pakuje moje rzeczy do bagażnika, niemogę się powstrzymać od zapytania tej samej blondynki:- Macie spotkanie w sprawie pracy? Ze wszystkimi umówił się na tę samą godzinę? -Chcę wiedzieć więcej o Felipe.- Nie, mamy tylko powtórkę, ale on ma klucze - tłumaczy mi.Wypytuję ją nadal, wsiadając do taksówki:- Czym się zajmujecie?Twarz blondynki promienieje z radości. Jakiś bardzo wysoki chłopak z grupy zbliżasię do nas, żeby przyłączyć się do rozmowy. Zamykam drzwi taksówki i otwieram okno.- Jesteśmy zawodowymi aktorami - wyjaśnia blondynka, unosząc z dumą swój mały podbródek.I dodaje, jakby dla zaspokojenia mojej ciekawości, której nie mogę już ukryć, albożeby jeszcze bardziej mnie zainteresować:- Felipe sprzedaje kawałki życia.Taksówkarz rzuca mi niespokojne spojrzenie we wstecznym lusterku. Orientuję się, że  Felipe jest jednym z moich sąsiadów. Nie mogę z całą pewnością powiedzieć, czymsię zajmuje, ale właśnie w tym lokalu ma swoją firmę. Wielokrotnie go widziałam, ale tylkosię pozdrawialiśmy. Wbiegam po schodach, pokonując po dwa stopnie na raz, gwałtownieotwieram drzwi swojego mieszkania i rzucam się do pakowania walizki. Jak ja tegonienawidzę! Jednocześnie wybieram numer telefonu do Taxi Mercedes, żeby przyjechali pomnie do domu, który właśnie przekształca się w źle zorganizowany sklep z markowymiciuchami. Nie znoszę przygotowywań do podróży w ostatniej chwili. A żeby było zabawniej,chcąc zamknąć walizkę, muszę na niej usiąść. A szyfr? Jaki jest szyfr? Jaka jest kombinacjazamka? Nie pamiętam! Taksówkarz dzwoni do mnie przez domofon, kompletna porażka,wyciągam wszystkie rzeczy z walizki. Nie mam innego wyjścia, mogę tylko wziąć inną,dlatego że nie pamiętam tej przeklętej kombinacji cyfr. Jestem na siebie wściekła. W takichchwilach jestem chodzącym nieszczęściem i zawsze mi się to zdarza, kiedy się bardzospieszę.Zdenerwowana, staję przed lustrem w łazience i obserwując swoją twarz małegoBuddy, staram się wykonać kilka ćwiczeń oddechowych, które, jak powiadają, mają zbawienny wpływ na zrelaksowanie się. Zazwyczaj to działa. Szukając prezerwatyw, znajdujęfaks od mojej przyjaciółki Soni, dotychczas nie miałam czasu go przeczytać. Zrobię to wsamolocie. Zjeżdżam windą - wbieganie po schodach jest korzystne dla mięśni, aleschodzenie po nich nie ma żadnego sensu. Znowu zderzam się z grupą, którą widziałamwcześniej pod drzwiami. W czasie, gdy taksówkarz pakuje moje rzeczy do bagażnika, niemogę się powstrzymać od zapytania tej samej blondynki:- Macie spotkanie w sprawie pracy? Ze wszystkimi umówił się na tę samą godzinę? -Chcę wiedzieć więcej o Felipe.- Nie, mamy tylko powtórkę, ale on ma klucze - tłumaczy mi.Wypytuję ją nadal, wsiadając do taksówki:- Czym się zajmujecie?Twarz blondynki promienieje z radości. Jakiś bardzo wysoki chłopak z grupy zbliżasię do nas, żeby przyłączyć się do rozmowy. Zamykam drzwi taksówki i otwieram okno.- Jesteśmy zawodowymi aktorami - wyjaśnia blondynka, unosząc z dumą swój mały podbródek.I dodaje, jakby dla zaspokojenia mojej ciekawości, której nie mogę już ukryć, albożeby jeszcze bardziej mnie zainteresować:- Felipe sprzedaje kawałki życia.Taksówkarz rzuca mi niespokojne spojrzenie we wstecznym lusterku. Orientuję się, że zaparkował w niedozwolonym miejscu, i po chwili ruszamy z piskiem opon.Tuż przed wylotem i dokładnie w chwili, gdy chciałam wyłączyć komórkę, otrzymujęwiadomość. To Cristián. „Masz ochotę zjeść ze mną kolację dziś wieczorem?". Na miłośćBoską! Wyjeżdżam z Hiszpanii z dwoma pytaniami: co miały znaczyć te słowa o kawałkachżycia Felipe? I co mam teraz zrobić z Cristiánem? Przy mojej niecierpliwości i ciekawości niewiem, czy na odpowiedzi na takie pytania będę umiała poczekać do powrotu.Już od paru godzin lecimy, a ja grzebię w plastikowej torbie, przeglądając zakupyzrobione w duty - free. Muszę znosić chrapanie łysawego, gruboskórnego zwierzęciasiedzącego obok mnie. Z obrzydzeniem na twarzy odwracam się, żeby mu się przyjrzeć, iwidzę, że jego głowa opada na moje ramię. Niech nawet nie przyjdzie mu do głowy opieraćsię o mnie!Próbuję się czymś zająć, jak zawsze podczas lotu samolotem. Coraz bardziej boję sięlatać. Przypominam sobie o faksie od Soni i zaczynam go czytać.Kochana Val,to straszne i pospolite, ale przynajmniej wprawi Cię w dobry nastrój, dziś...Sonia. Nigdy się nie zmieni. Sonia jest moją przyjaciółką od trzech lat i już się zdążyłam przyzwyczaić, że zawsze w odpowiednim momencie przesyła mi odpowiednią wiadomość.Pracuje jako szefowa produktu w jakichś laboratoriach farmaceutycznych i spędza życie,marząc o awansie. Kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy, natychmiast przypomniałam sobie bohaterkę japońskich filmów animowanych, Candy, które puszczali we francuskiej telewizjikiedy byłam mała. Candy zawsze nosiła spódniczki mini i buty do kolan. Sonia jest takasama. Ma skórę koloru porcelany, okolone nieskończenie długimi czarnymi rzęsami ogromneoczy, zadarty nos z tysiącami piegów. A do tego zupełnie gładką twarz, bez żadnejzmarszczki. Zawsze nosi spódniczki i pantofle na płaskim obcasie. Nadaje to jej sylwetcewygląd bezkształtnej wykałaczki. Ale we wnętrzu Soni płonie czysty ogień. I nie wiadomo od jak dawna bezskutecznie poszukuje miłości swojego życia. Jeśli jej nie znajdzie, od czasu doczasu popada w depresję. A kiedy ją zmęczy ten stan, poświęca się rozśmieszaniu ludzi, żeby ponownie popaść w depresję.Zaczynam myśleć o prawie pięciu otrzymanych faksem stronach. Nie mogę sobiewyobrazić, żebym miała w biurze czas na napisanie tak długiego listu. Sonia przytacza wieledowcipów o mężczyznach - jest to szczególny dekalog dotyczący podstawowych błędów popełnianych przez mężczyzn w łóżku. A skoro leje tyle wody, używam techniki szybkiegoczytania, którą wpojono mi na uniwersytecie, żeby wychwycić to co najzabawniejsze.Po paru minutach chowam faks do torebki. Sonia sama już nie wie, co wymyślić, żeby być zabawną. Ale przynajmniej dzięki niej zapomniałam o obecności grubasa u mojego boku. Nagle dostrzegłam, że się obudził i przez moje ramię przygląda się temu, co czytam. Naszespojrzenia spotykają się i na jego ustach rysuje się uśmieszek wspólnika, którego nieodwzajemniam, bo nie mam na to ochoty.Z dużą uwagą zaczynam śledzić informacje na monitorze ukazującym mapę świata i pozycję naszego samolotu. Jesteśmy już nad Ameryką Południową. Skupiając się na tejobserwacji, zapominam o przykrych wydarzeniach ostatnich dni, o nerwicy Andresa i mojejobsesji na punkcie Cristiána. Czekają na mnie inne przygody.Lotnisko w Limie przypomina wielki bazar. Zaledwie postawiwszy stopę na peruwiańskiej ziemi, pogrążam się w chaosie. W końcu udaje mi się przebrnąć przez kontrolę paszportową, a nawet wywlec swój bagaż do wyjścia. Kiedy zamykają się za mną drzwilotniska, zderzam się ze ścianą nieprzyjemnego wilgotnego upału, który zwiastuje mi dusznenoce i choroby gastryczne. Dużo mnie kosztuje już samo oddychanie, a straszny zapachzgniłych owoców dodatkowo zatruwa powietrze. Zdesperowana, poszukuję taksówki zklimatyzacją. Zadowalam się w końcu samochodem z maleńkim kierowcą ubranym wkoszulę z surowego lnu i zielone wojskowe spodnie. Ociera krople potu z czoła chusteczką i przygląda mi się bezustannie, jakbym była jakimś skarbem. Widząc mnie, daje mi znak ręką,że jest wolny. Ani przez chwilę się nie waham i podchodzę do niego.- Jadę do hotelu Prado, w Miraflores. Czy w samochodzie ma pan klimatyzację?- Oczywiście, panienko. Proszę wsiadać, zawiozę panią prędko - odpowiada, prawiewyrywając mi z rąk walizkę.Klimatyzacja polega na kilku wiatraczkach umieszczonych w zagłówku siedzeniakierowcy, skierowanych na pasażerów, które nie przestają się z trudem obracać, produkującdźwięki przypominające brzęczenie osy. Powstrzymuję się od jakichkolwiek komentarzy,lepsze to niż nic.Lima jest gigantycznym szałasowiskiem, gdzie wiele domów, znajdujących się wstanie ruiny, ma dachy pokryte foliowymi torebkami, udającymi zabezpieczenie przedopadami. Nigdy nie wyobrażałam sobie czegoś podobnego. Pożądliwie poszukuję wzrokiemładnego domu, jakiejś rezydencji, wychodzących ze szkoły dzieci, ubranych w granatowemundurki i długie skarpety, ale ich nie widzę. Zamiast tego pojawiają się malutkie brudnetwarzyczki z wysuszonymi smarkami. Taksówkarz wskazuje mi palcem morze i miejskie plaże. Po postoju przed światłami zawraca i mówi:- Niech się pani tu nigdy nie kąpie, panienko. Wszystkie plaże w Limie są zanieczyszczone. Musi pani wyjechać z miasta, żeby móc wykąpać się bez ryzyka.Przerażona, oglądam ogromne śmietniska pokrywające plażę i z obrzydzeniemdostrzegam tam ludzi z podwiniętymi do kolan nogawkami spodni, przeszukującychświństwa, które inni wyrzucili. Mam mdłości, muszę kilka razy potrząsnąć głową, żeby niezwymiotować. Instynktownie poszukuję w torebce mojej międzynarodowej karty szczepień isprawdzam wszystkie wypisane ręcznie nazwy i daty zastrzyków. Podróż taksówką wydajemi się wiecznością i już nie odważam się patrzeć przez okno, nie chcąc oglądać tego horroru.W końcu dojeżdżamy do hotelu, którego fasada świadczy, że są w nim luksusowe pokoje.Wysiadam z taksówki i natychmiast podbiega do mnie hotelowy boy, ubrany w czerwono -czarny garnitur i błyszczące buty.- Witamy w hotelu Prado, panienko.W recepcji jest już zawiadomienie o moim przyjeździe i otrzymuję klucze doapartamentu, którego okna wychodzą na tyły budynku. Pokój jest dokładnie taki, o jaki prosiłam. Myślę, że w końcu odnalazłam spokój. Ściany mają beżowy kolor, a w kącie stoi brązowa skórzana sofa. Ogromne łóżko jest świeżo pościelone i kładę się na chwilę, żebyzregenerować siły stracone podczas podróży samolotem i niekończącej się przejażdżkitaksówką. Ale nagle przypomina mi się pierwsze zadanie, które muszę wykonać: zadzwonićdo Prinsy. Nie udaje mi się odnaleźć mojego rozmówcy, zostawiam więc wiadomość.Postanawiam znów zejść do recepcji. Dziewczyna, która się mną zajmowała, gdy przyjechałam, przedstawia mi się, nie przestając się uśmiechać - ma na imię Eva - i oferujemożliwość wynajęcia przewodnika, który pokaże mi miasto.- Mamy ich wielu i niedrogo kosztują.Wyciąga listę przewodników, nie czekając na moją odpowiedź, i kładzie mi ją przedsamymi oczyma. Wcale nie mam zamiaru zatrudniać przewodnika, ale jedno imię przykuwamoją uwagę. Mężczyzna nazywa się tak samo jak ten hiszpański pisarz:Rafael MendozaPrzewodnik turystycznyFotograf prasowy i filmowiecTel.: 58 58 63Pager: 359357934 - Zna pani Rafaela Mendozę? - pytam Evę.- Rafael jest świetnym profesjonalistą, a poza tym doskonałym fotografem. Możechciałaby pani mieć zdjęcia z Peru?Jej twarz rozjaśniła się, kiedy Eva wymawiała jego imię, i znów, nie pytając mnie,zapisuje mi jego numer telefonu.Słyszę, że zostawia wiadomość na automatycznej sekretarce.- Rafa, to ja, Eva, z hotelu Prado, to pilne. Jest dla ciebie praca.Żegnana obietnicą Evy, że poznam Rafę następnego dnia, wsiadam do windy z taką ochotą na seks, że nawet ja nie umiem wyjaśnić jej przyczyn. Może to wpływ ciśnienia podczas tylu godzin lotu? Gdy dojeżdżam na swoje piętro i poszukuję kluczy w torebce,słyszę męski głos.- Dobry wieczór, panienko. Co za przypadek, że zatrzymaliśmy się w tym samymhotelu! Nawet nie zobaczywszy jego twarzy, tylko same usta, wiem z kim mam do czynienia. Natychmiast rozpoznałam ten cyniczny uśmieszek wspólnika na maleńkich ustach, któreśliniły się parę godzin wcześniej na widok moich nóg, podczas lotu. Gruboskórny, łysawyfacet włożył już klucze do zamka swojego pokoju. Zatrzymuję się na chwilę, żeby mu się przyjrzeć, a on korzysta z sytuacji i mówi:- Może wejdzie pani na chwilę i napijemy się czegoś?Sama się zdziwiłam, kiedy odpowiedziałam mu, że chętnie, to bardzo miłe z jegostrony, i że to niezwykły zbieg okoliczności, że mieszkamy w tym samym hotelu, aż do chwiligdy drzwi zatrzasnęły się za moimi plecami. Zaprosił mnie, żebym usiadła na sofie, która jestdokładnie taka sama, jak ta, którą mam w swoim pokoju. Tylko ściany różnią się kolorem, uniego są jasnożółte, a zasłony kolorowe.- Czego się pani napije? Szampana, czerwonego wina...?- Whisky - odpowiadam bezmyślnie.- Czystej czy z lodem?- Poproszę z lodem.Grubas zamawia przez telefon lód i nalewając sobie szampana, zaczyna przesłuchaniena temat przyczyn mojej obecności w Peru.- Pracuję w agencji reklamowej - tłumaczę mu, usiłując przybrać przyjemny wyraztwarzy.W gruncie rzeczy wydaje się miłym facetem; to jego otyłość sprawiła, że skreśliłam go od pierwszego wejrzenia. Przez chwilę czuję się winna.- A pan?- Pracuję dla spółki telefonicznej. Jestem informatykiem i przyjechałem doprowadzićdo porządku oprogramowanie w naszej peruwiańskiej filii. Wie pani, że nasze towarzystwozainwestowało dwa miliardy peset w Peru? - Pyta mnie jak profesor sprawdzający, czy jegouczeń dobrze przygotował się do egzaminu.- Tak, oczywiście. Od kiedy zniknęła organizacja Sednero Luminoso, coraz więcejzagranicznych firm tu inwestuje. To bardzo dobre dla kraju. Sądzę, że sama inwestycja pańskiej spółki stanowi pięćdziesiąt procent całości inwestycji zagranicznych, jeżeli możnawierzyć statystykom.Jego spojrzenie powiedziało mi, że zdałam na piątkę. Ktoś puka do drzwi. Grubasodbiera wiaderko z rąk kelnera i kopniakiem lewej nogi zamyka drzwi. Mimo swojej nadwagiwydaje się kruchy.Podaje mi szklankę whisky, wpatrując się w moje oczy.- Jak długo się pani tu zatrzyma? - Chce wszystko wiedzieć.- Myślę, że około piętnastu dni. To zależy od tego, ile czasu mi zajmie odwiedzeniewszystkich naszych klientów. Niektórzy czasami odwołują spotkania i przesuwają je, przez cocały mój planning się rozwala.Proszę o następną whisky. Grubas, który ma na imię Roberto - przynajmniej tak jestnapisane na jego wizytówce, którą ofiarowuje mi jak najcenniejszy skarb - przygotowuje midrugiego drinka, którego szybko wypijam, małymi łyczkami.Druga szklaneczka zaczyna na mnie działać i czuję mrowienie w nogach, przesuwające się w górę i koncentrujące na wysokości wzgórka łonowego. Czuję gorącowspinające się po kręgosłupie, aż do ciemienia. Podczas gdy on do mnie mówi, zdejmuję top istanik. Roberto natychmiast wstrzymuje swój monolog, wyraźnie zaskoczony. Bezuprzedzenia rzuca się do moich sutków i uciska je tak, jakby chciał wypuścić powietrze z balonu. Nagle czuję, że zmieniam się w gumową kość dla szczeniaków. Następnie, zaśliniony,chwyta mój sutek pomiędzy kciuk i palec, i zaczyna nim poruszać jak ktoś poszukujący wradiu jednej z czterdziestu głównych stacji. Nie znoszę tego, ale mu na to pozwalam. Będęszczera, chciałam tego już w chwili, gdy wyraziłam zgodę na wejście do jego pokoju.Jego niezręczne zabiegi w rejonie mojego wzgórka łonowego kończą się wplątaniemgrubych palców w elastyczny materiał moich majteczek. Pomagam mu i sama je zdejmuję.Uznając to za zaproszenie do bezpośredniego kontaktu z moją waginą, wkłada mi rękęmiędzy nogi i usiłuje wepchnąć do mojej pochwy wszystkie pięć palców, tak jakby chował w
kominie skradziony w banku worek. Naprawdę jest bardzo niezręczny, a jego twarz pokrywasię potem. Nie mam już nadziei na niezapomnianą przygodę. W końcu rozbiera się. I jak przystało na nowicjusza, zdejmuje wszystko poza skarpetkami. Już samo to powoduje, żemam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymuję. Zrezygnowana, poszukuję jego penisa, ale tony ciała okalające jego brzuszysko dokładnie zakrywają tę część anatomii.Powinien unieść tłuszcz, żeby odbyć stosunek, inaczej cała sprawa przedstawia się fatalnie.Bez żadnych gier wstępnych ładuje we mnie swój mały narząd, który zasłaniały dotąd zbytobszerne slipy w kolorze wątpliwej bieli, wchodzi we mnie i zaczyna poruszać się jak tłok.Mimo, że jest potwornie niezgrabny, muszę mu dać jakąś szansę. Twarz ukrył w poduszce, aręce trzyma pod moimi pośladkami. Moje ciało drga, ale jednocześnie boję się zostać przygnieciona przez taki ciężar.Postanawiam przejąć inicjatywę. Wydostaję się spod niego, podpierając się rękoma, aon rzuca mi spojrzenie, jakie widziałam niewiele razy. Spojrzenie płatnego mordercy. Nawetnie pyta, co się ze mną dzieje.- Co robisz? Właśnie dochodziłem - mówi z wyrzutem.- Połóż się na plecach - rozkazuję.Odnoszę wrażenie, że nie podoba się mu mój ton, ale posłusznie kładzie się zrozłożonymi, lekko ugiętymi w kolanach nogami, jak zwierzątko merdające ogonem woczekiwaniu na pieszczotę.Widzę, że lubisz słuchać poleceń, mój grubasku, myślę z uśmiechem na ustach.Udajesz macho, ale to, co naprawdę cię rusza, to dominujące kobiety. Wystarczyło, żebyśmnie o to poprosił.Staję na łóżku, odwracam się, żeby mógł dobrze przyjrzeć się mojemu tyłkowi, isiadam na jego maleńkim wykrzykniku. Zaczyna krzyczeć, żeby mnie zmotywować, jak trener piłki nożnej na stadionie.- Taak! Rób tak dalej! Jak dobrze! - wrzeszczy mój grubasek.- Dowiesz się, ile jest warta Francuzka - odpowiadam mu, odwracając twarz, żebyzobaczył jej wyraz.- Taak! Tak, tak! - Grymas, który pojawił się na jego twarzy, świadczy o tym, że jużma wytrysk.Po chwili ja też dochodzę. Natychmiast wyskakuję z łóżka, idę do łazienki, żeby sprawdzić, w jakim stanie są moje włosy i makijaż, a potem wracam do pokoju. Mój grubasek leży bez sił na łóżku. Myślę,że nie było warto. Ubrana, szukam w torebce papierosów i zapalam, przyglądając mu się. Zastanawiam się, w jaki sposób ten mężczyzna mógł sprawić mi przyjemność.- Jak cudownie! - jęczy Roberto.Ma włoski po każdej stronie głowy, a te które mu naprawdę zostały, są zupełniemokre.- Mam nadzieję, że to powtórzymy.Zamiast odpowiedzieć, uśmiecham się tylko i wychodzę z jego pokoju. Oczywiścieciało mówi samo za siebie. A to mój sposób na porozumiewanie się z ludźmi. Poza tymzrobiłam dziś dobry uczynek. Ten pan z pewnością właśnie stracił piętnaście gramów, a jawciąż zbliżam się do mety wraz ze zwycięzcami maratonu.


dziennik nimfomankiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz