uwaga pilnują nas

146 1 0
                                    

2 września 1999 Przespałam dzisiaj większą część dnia. Kiedy się obudziłam, miałam ochotę od razu iść do burdelu, żeby sprawdzić, czy jest praca. Ale przez cały dzień nikt do mnie nie zadzwonił.Pojawiłam się tak, jak mówiła Cristina, około wpół do dwunastej, z torbą pełną nocnych koszul. Wciąż jeszcze drzwi do budynku są otwarte, wchodzę więc na górę, prostodo mieszkania, otwiera mi Susana.- Cześć, kochanie! Jak wcześnie się zjawiasz tej nocy! Większość dziewczyn z nocnejzmiany przychodzi prawie o dwunastej, na pięć minut przed zamknięciem zmiany. Będzieszrobiła tak samo, jak zaczniesz odczuwać zmęczenie - mówi Susana.- Cristina powiedziała mi, że jeśli nie zjawię się przed dwunastą, nie wejdę do środka.- Taki jest regulamin. - I dorzuca, zmieniając temat: - Są jeszcze dziewczyny zdziennej zmiany. Zaraz sobie pójdą i ja też. Chodź, przedstawię cię.Regulamin! To brzmi, jakbym się znalazła w klasztorze mniszek!Idziemy do salonu (sygnałem, że nie ma żadnego klienta, są otwarte drzwi, prowadzące prosto do sypialni), skąd dochodzą głosy i czasami śmiechy.Siedzą tam trzy dziewczyny na sofie i jedna na podłodze. W zaskakujący sposóbróżnią się od siebie fizycznie. Rozpoznaję Isę, mulatkę, która wczoraj nie odpowiedziała namoje pozdrowienie. Ma średnio długie włosy, mięsiste usta i mały, zoperowany nos. Włożyła jasnobeżowy komplet, który podkreśla cynamonowy odcień jej skóry. Dekolt pozwala dojrzećogromne piersi, przynajmniej sto dziesięć, oczywiście operowane, jak poinformowała mniewcześniej inna, złośliwa dziewczyna. Z czasem udało mi się „udomowić" Isę. Zaczęłyśmy prowadzić surrealistyczne rozmowy na temat szaleństw ludzi.- Cały świat jest szalony, wiesz? Wszyscy są szaleni! A mężczyźni! Nawet nie będę cio tym mówić! Są sfiksowani. Trzeba być zupełnym idiotą, żeby płacić kobiecie za pieprzenie!- mówiła mi bez przerwy. Właściwie umiała mówić tylko o tym. Nigdy nie wypowiadała się na inny temat. Z jednej strony niesamowicie mnie rozśmieszała, a z drugiej było mi jej żal.Kiedy zarabiała pieniądze, wydawała je na ciuchy. Pewnego dnia, gdy miała dużo pracy, wydała sto pięćdziesiąt tysięcy peset na szmaty. Wszystkim opowiada, że madwadzieścia dziewięć lat, chociaż w rzeczywistości liczy sobie czterdzieści dwie wiosny, aletrzeba przyznać, że jest dobrze utrzymana, bo zoperowała sobie chyba wszystko. Jest z nasnajstarsza, i to sprawia, że uważa, że przysługuje jej więcej praw, właśnie dlatego wpada wzły humor z powodu każdej nowej dziewczyny.Dzisiaj to ja jestem nowa i ledwie na mnie patrzy. Ale spodziewałam się tego.Później zwracam uwagę na rudą dziewczynę o długich prostych włosach sięgających jej do bioder. Na początku myślałam, że Estefania jest Szwedką. Potem powiedziano mi, że jest Hiszpanką, i to z Valladolid! Nie komentuje tej nocy tego, że rano włożyłam jej czerwonystrój, żeby zaprezentować się pierwszemu klientowi. Widocznie Cristina załatwiła tę sprawęna swój sposób. Ma anielską twarz z pełnymi słodyczy niebieskimi oczami. Pracuje tutaj,żeby utrzymać dużo starszego od siebie mężczyznę, który nie pracuje, bo nie ma ochoty. Nicwięcej o niej nie wiem, ponieważ jest bardzo dyskretna i nie lubi mówić o swoim życiu. Witamnie uśmiechem. Z czasem okaże się najsprytniejsza z nas wszystkich; będzie odzywała się bardzo rzadko i wciąż się uśmiechała. Dzięki niej dowiem się, że rozmowa z kimś w takimmiejscu jest najgorszą rzeczą jaką można zrobić.Mae też jest Hiszpanką, z Asturii, to krótkowłosa blondynka o długich nogach. Jestładna, ale każdym porem swojego ciała wydziela z siebie antypatię i natychmiast czuję, żemuszę na nią uważać, ponieważ robi wrażenie prawdziwej żmii. Zawsze chwali się tym, że była modelką. Widocznie nie zarabiała zbyt dużo w swoim zawodzie... Ma wielu takich,którzy zabiegają o jej względy, i żyje z mężczyzn, nawet poza burdelem. Znika na dłuższeokresy, ponieważ wiąże się z mężczyznami, którzy ją utrzymują. Kiedy pieniądze się kończą,i związek też, wraca do burdelu jak porzucony pies. Stara się sprawiać wrażenie damy, alewydaje mi się, że jest najbardziej wulgarna z nas wszystkich.Cindy, Portugalka o ciemnych oczach, jest jedyną, która się do mnie odzywa, kiedy się przedstawiam. Chodzi o tę czarownicę od cytryny i zapałek przy drzwiach do mieszkania. Maczarne włosy, bardzo proste i lśniące, i jest bardzo zgrabna.- Cześć! Ty jesteś Francuzką, prawda? - pyta.- Tak, mam na imię Val.- Bardzo mi miło - mówi, biorąc mnie za rękę.Jej wyjątkowe zachowanie kontrastuje z okolicznościami i wulgarnym strojem, w jaki się ubrała. Ale przypisuję to brakowi znajomości hiszpańskiego. W gruncie rzeczy mówiokropną mieszanką hiszpańskiego i portugalskiego. Właśnie dlatego powtarza nielicznegrzeczne zwroty, których się nauczyła, mieszając je z bardzo wulgarnymi zdaniami, cosprawia wrażenie, że musiała pracować na ulicy. W jej przypadku mam pewność, że w tym burdelu mam przyjaciółkę. Zawsze miałyśmy dobre układy. Cindy pracuje na dzienne i nocnezmiany, ma bowiem poważne problemy finansowe.- Mam filha do wyżywienia, do cholery - będzie mi powtarzała bez przerwy.A ja śmieję się do rozpuku za każdym razem, ponieważ uważa się za Wielką Damę ztym mało eleganckim zakończeniem. To zupełnie surrealistyczne. Naprzeciwko mnie siedzą cztery dziewczyny z najdłuższym stażem w burdelu. Susanadaje mi znak, żebym jeszcze raz poszła z nią do kuchni.- Posłuchaj, kochanie. Nie ma żadnego powodu, żebyś miała kłócić się z którąś zdziewczyn, zgoda? Między nimi zawsze są jakieś tarcia, więc radzę ci, nie mieszaj się w to.Mówię tak dla twojego dobra - powtarza Susana, tak jakbym zaprzeczała - pewnego dnia będziesz mi za to wdzięczna, sama się przekonasz! Jeśli coś by się działo, pogadaj o tym zemną albo Cristiną. To ona jest szefową.- Zgoda - mówię bez mrugnięcia okiem. Nagle słyszymy dobiegający z salonu szloch.To Isa.- To pewne jak nic, że któraś z was, kurwy, ukradła mi żakiet od Versace! - krzyczyhisterycznie.- My? - pyta Mae. - Sama jesteś kurwą! Oszalałaś. Mogę sobie kupić wszystkiemarynarki Versace, które mi się spodobają, kretynko!- Ach tak? Więc dlaczego mój żakiet zniknął wtedy, gdy tu przyjechałyście? - upierasię Isa.Susana wbiega do kuchni.- Co tu się dzieje? - pyta z nieodłącznym papierosem w dłoni.- Ukradły mi żakiet od Versace - wyjaśnia jej Isa. - Jestem pewna, że to któraś z nich.Obserwuję sytuację z plastikową torbą mocno trzymaną w dłoniach ze strachu, żezaraz z jakiegoś kąta wyskoczy złodziej.- A dlaczego uważasz, że ci go ukradziono? - pyta Susana.W tym momencie odzywa się sygnał domofonu.- Klient! Idźcie do pokoju i przygotujcie się. I koniec kłótni! - oznajmia Susana. I patrząc na mnie, dodaje: - Ty też!
Wchodzimy do małego pokoju, żeby się przebrać. Wyciągamy z toreb ciuchyodpowiednie do pracy, aż do momentu gdy Isa zaczyna przyglądać się mojej, i z góry wiem oczym myśli.- Mogę zobaczyć twoją torbę? - pyta.- Moją torbę? - pytam. - Po co chcesz oglądać moją torbę? Chyba nie sądzisz, że ja...?Wyrywa mi torbę z rąk i wyrzuca jej zawartość na łóżko.- Nie pozwolę na to...! - mówię obrażona.- Skoro nie one, to kto? - pyta, przekonana, że znajdzie tam swój żakiet.Ale żakietu nie ma.- Widzisz, nic nie mam!- Dobra! - woła Cindy. - Jak możesz uważać, że ta biedna dziewczyna, która właśnie przyjechała, ukradła twój żakiet?- Nie pytałam cię o zdanie! - wrzeszczy Isa, i rzuca mi plastikową torbę w twarz. -Poza tym nie pojawiła się teraz, tylko wczoraj po południu i ukradła mi klienta.Myślę, że to wszystko po prostu mi się śni. Chcę coś powiedzieć w swojej obronie, aleCindy nie daje mi dojść do głosu.- A co ty sobie myślisz?! - wrzeszczy Cindy. - Że wszystkie klienty są twoje? Namiłość Boską! Isa, klienty są burdelu, burdelu! Rozumiesz?Zaczynam się bardzo źle czuć w tym środowisku.- Tutaj - dodaje Isa - jak zawsze jest zbyt wiele kur w kurniku!- Oczywiście, że tak! - wtrąca się Mae, wyraźnie w złym humorze. - Ty chciałabyś pracować sama. Ale to NIEMOŻLIWE, rozumiesz, silikonowy cycku? My też mamy prawo pracować.- Wolę mieć silikonowe piersi niż takie obwisłe, jak masz ty. Idź do diabła! - rzuca Isa,żeby zakończyć dyskusję.Kiedy jestem już przekonana, że zaczną się bić jak wariatki, wpada Susana, żebyzaprowadzić porządek.- W porządku! Słychać was aż na ulicy. Szybko, przygotujcie się, bo klient chce waswszystkie obejrzeć.Tej nocy postanowiłam włożyć do pracy czarną chińską piżamę, spodnie i top,naprawdę świetne. Nie jest ani wulgarna, ani zbyt wymyślna. Jest doskonała. Ale wciąż niewiem, jak się zaprezentować, a poza tym jestem bardzo zmieszana, przez to, co się właśniestało.- Spokojnie! - mówi mi Cindy, wolna od takich emocji. - Bo klient weźmie sobie inną. Pierwsza prezentuje się Isa, jak diwa operowa. Wchodzi do salonu i natychmiastwychodzi. Ja jestem druga. Wchodzę i widzę młodego chłopaka z pryszczatą twarzą, któryczuje się nie bardzo na miejscu; uśmiecham się do niego.- Cześć, mam na imię Val i jestem Francuzką. - Wyciągam do niego rękę na powitanie, jak jakaś głupia.Chłopak prawie na mnie nie patrzy i rozumiem, że nie zostanę wybrana.Kiedy już wszystkie się pokazałyśmy, i dowiedziałyśmy się, że wybrana zostałaEstefania, Cindy pyta mnie, jak się zaprezentowałam.- Dziewczyno, wcale mnie nie dziwi, że cię nie wybrał, do cholery! - krzyczy. -Klienta trzeba uwieść. Pocałuj go, ale nie podawaj mu ręki.- Tak?- Oczywiście! Nie może się przestraszyć, rozumiesz? Musisz umieć się sprzedać. I przestań chodzić w spodniach. Włóż spódnicę, najlepiej krótką.To dziwne. Zawsze kiedy chciałam spotkać się z jakimś chłopakiem, któregozobaczyłam na ulicy albo w jakimś innym miejscu, nigdy nie miałam problemów zwciągnięciem go do łóżka. Tutaj wszystko wygląda inaczej, jest wiele dziewczyn, czyli prawdziwa konkurencja. Poza tym czuję się, jak bym została odrzucona. Nie mam odwagi.- Jeśli chcesz wykonywać tę pracę i zarabiać pieniądze, musisz być największą k... zewszystkich - wyjaśnia mi Cindy. I dziwi mnie, dlaczego nie chciała wymówić tego słowa.- Dlaczego jej doradzasz? - pyta Mae, zmywając makijaż. - Żeby była sprytniejsza, jak będzie sama? Ta praca jest wystarczająco trudna, żeby jeszcze przekazywać nowyminformacje o naszych sztuczkach. Będą nam kradły klientów.Cindy udaje głupią i nadal zwraca się do mnie.- Zrozumiałaś? - pyta mnie.- Tak, Cindy. Dziękuję za radę.- Nie ma za co, kobieto!I wyciąga się na łóżku, podczas gdy Mae zbiera swoje rzeczy i wychodzi, nie żegnającsię z nami. Znów jesteśmy tylko we trójkę, Cindy, Isa i ja. Zmywamy makijaż i postanawiamsię chwilę przespać. Nic nie zrobiłam, po prostu jestem zmęczona. Wszystkie trzy śpimy wniewygodnych pozycjach w małym pokoju, kiedy Angelika otwiera drzwi. Podnoszę sięwystraszona. Bardzo głęboko usnęłam.- Iso, wstawaj! Masz za dwadzieścia minut być w hotelu, klient czeka. Już zamówiłamci taksówkę, więc się pospiesz!I zamyka drzwi, a Isa zaczyna się przygotowywać. To straszne, być budzonym w środku nocy. A najgorsze ze wszystkiego jest to, że musisz wstać, ubrać się, umalować iwyjść. Ale Isa wstaje bez protestów. Patrzę na zegarek. Jest trzecia w nocy, Boże Drogi! Ktoma takie pomysły, żeby dzwonić po dziewczynę o tej porze? Rozglądam się wokół i widzęCindy, która nawet nie poruszyła rzęsami, chrapiąc na całe gardło. Nie ma śladu po Estefanii.Pewnie jeszcze jest z tym samym klientem w apartamencie. Gdy Isa kończy się przygotowywać, postanawiam wstać, ponieważ nie mogę już zasnąć. Idę w piżamie dokuchni, żeby porozmawiać z Angeliką.- Cześć, Angeliko - mówię chrapliwym głosem.Właśnie robi sobie paznokcie.- Cześć! Co jest? Nie śpisz? Jak było dzisiaj? - pyta, unosząc głowę na parę sekund,żeby następnie znowu zająć się paznokciami.- Jak dotąd nic - odpowiadam. - Nic a nic!- Nie przejmuj się. Gdy tylko wrócisz do łóżka, telefon znowu zadzwoni. Zawsze tak jest. Praca przychodzi wtedy, kiedy najmniej się jej spodziewasz. To praca nieprzewidywalna- mówi ze zdegustowaną miną.W drzwiach pojawia się kompletnie przygotowana Isa, a taksówkarz dzwoni przezdomofon.- Tu masz adres. Hotel Królowej Sofii. Pokój numer dwieście trzydzieści siedem. PanPeter. Zadzwoń do mnie jak dojedziesz.Isa bierze od Angeliki kartkę i wychodzi bez słowa komentarza.- Dziwna jest ta dziewczyna, nie wydaje ci się? - pyta mnie Angelika.- Tak, zdążyłam się już z nią dzisiaj pokłócić.- Wiem, Susana mi opowiadała. W sumie to biedna dziewczyna, ma dwoje dzieci wEkwadorze, wiesz?- Ach tak? - stwierdzam ze zdziwieniem.- Tak. Ale ich nie widuje. Nie rozumiem tego. To dziewczyna, która pracuje najwięcejw całym burdelu i bardzo dużo zarabia, a nie chce ściągnąć własnych dzieci do Hiszpanii.Jako matka mogę ci powiedzieć, że jej nie rozumiem!- Ty też masz dzieci?Jej twarz nagle się rozpromienia.- Ślicznego syna - odpowiada. - A ty?- Nie, jeszcze nie.- Czyli nie wykonujesz tej pracy dlatego, że musisz utrzymać dziecko? To lepiej!Jestem zaskoczona, że nie wypytuje mnie, dlaczego się w to wrąbałam. Czuję się
niemal zobowiązana do udzielenia jej jakiegoś wyjaśnienia, kiedy pojawia się Estefania zrozmazanym tuszem do rzęs i potwornie zaspana.- Płaci za następną godzinę. Masz tu pieniądze - mówi do Angeliki.- To świetnie! Ależ masz noc, dziewczyno!- Tak. Ale zaczynam być zmęczona.I wychodzi, nie mówiąc nic więcej.- Ależ to pracowita dziewczyna! - wykrzykuję.- Ona i Isa pracują najwięcej. Przychodzi od wtorku do piątku i przez cały czas tusiedzi, nocami i dniami. Straszne, prawda? - wyjaśnia mi Angelika, widocznie przejętasytuacją. I nagle pyta: - A wiesz, co jest najgorsze ze wszystkiego?- Nie.- Robi to wszystko, żeby utrzymać faceta, który próżnuje po całych dniach,wyobrażasz to sobie?- Nie rozumiem. Jest alfonsem?- Skoro ona pracuje w tej branży, a on z niej żyje, można powiedzieć, że jest jejalfonsem - odpowiada oburzona Angelika.- Wiesz, każda z nas utrzymywała jakiegoś mężczyznę w pewnym okresie swojegożycia - dodaję, przypominając sobie mój osobisty dramat.- Ja nigdy! Kiedy widzę te biedne dziewczyny, które pracują jak szalone, sprzedającswoje ciała, uważam, że przynajmniej pieniądze, które zarabiają, powinny być tylko dla nich. Nie sądzisz? - Jest zaskoczona tym, że podniosła głos. - Muszę ciszej mówić, tu ściany mają uszy.- Co masz na myśli? - pytam bardzo zaintrygowana.- Właścicieli - odpowiada Angelika, tym razem niemal szeptem.- Właścicieli? A co się dzieje? Mają mikrofony i nas nagrywają, czy co? - pytamniemal ze śmiechem.Jestem przekonana, że sobie ze mnie żartuje.Angelika boi się i kładzie mi palec na ustach.- Ciii! Mogą cię usłyszeć. Właśnie tak - nadal mówi szeptem - w pokojach są mikrofony, tylko w kuchni ich nie ma, poza tym rejestrują wszystkie rozmowy telefoniczne.- Co? - Podskakuję przerażona.- Tak. Dziewczyny ci jeszcze o tym nie powiedziały? To służy kontrolowaniu was,żebyście nie dawały swoich telefonów klientom. A telefon jest na podsłuchu, żeby byłowiadomo, czy my, służące, dobrze wykonujemy swoją pracę. Zupełnie jak w filmie, prawda? - Gorzej! - stwierdzam z naciskiem. - Uważam to za barbarzyństwo i gwałcenieosobistej wolności człowieka! Jak można tak kontrolować innych? Poza tym, jeślidziewczyna chce dać swój telefon klientowi, kto jej może zabronić?- Oczywiście! - przyznaje Angelika. - Jeśli jedziesz do klienta do hotelu, możesz robićto, na co masz ochotę. Ale trzeba bardzo uważać na właściciela, Manola. Jego żona Cristina jest urocza, ale on...- Jeszcze go nie poznałam.- Jest straszny! Wygląda jak kierowca ciężarówki. Ja nazywam go „prymitywem".Wiesz, co mam na myśli? Jest wulgarny i strasznie agresywny. Jeszcze go poznasz. Prowadzą podwójną grę, on robi awanturę, a ona pociesza. Ale kontrolują dziewczyny, jakby byli ichrodzicami. Nareszcie! Pojawia się mój wymarzony alfons, kierowca ciężarówki! A do tego jeszcze „prymityw"! Brzmi obiecująco.- Jeszcze będziesz miała czas sprawdzić, że to wszystko jest prawdą. Ale, proszę cię,nie mów nikomu, że ci o tym powiedziałam, dobrze? - prosi mnie Angelika. - Nie chcę stracićtej pracy. Kiepsko stoję finansowo i rano robię różne rzeczy. Ale łącznie z nocami tutaj jakośsobie radzę, rozumiesz?- Tak, oczywiście. Nie przejmuj się. Idę do łóżka, jestem strasznie zmęczona.- A! I jeszcze jedno. - Angelika przyjmuje poważny wyraz twarzy. - Nie ufaj Susanie,dziennej służącej. To wariatka.- Jasne. Dziękuję, że mnie uprzedziłaś - odpowiadam, ziewając i nie przykładającspecjalnej uwagi do tego komentarza.Wychodzę, żeby się położyć po raz drugi; zastanawiam się, dlaczego Angelika powiedziała mi to wszystko, nie znając mnie. Sytuacja wydaje mi się bardzo dziwna, jedno jednak jest pewne, coś tu się dzieje i muszę uważać. Manolo, mikrofony, Susana... Towszystko wydaje mi się rodem z telenoweli. Z drugiej strony, nie mogę zbyt wiele wymagać.W końcu jestem w burdelu. I w gruncie rzeczy już sam ten fakt podnosi mi poziomadrenaliny. Po raz pierwszy od dawna w moim życiu dzieje się coś, co sama wybrałam. A to jest najlepsze na świecie.Otwieram drzwi do pokoju, uważając, żeby nie obudzić Cindy. Ale ona leży w tejsamej pozycji, w jakiej się położyła, i śpi jak dziecko. Myślę, że nic nie jest w stanie jejobudzić. Ponownie się kładę i udaje mi się zasnąć, aż do chwili, kiedy Angelika wchodzi do pokoju, jak za pierwszym razem, zapala światło i budzi mnie.- Słuchaj! Dobrze mówisz po angielsku? - pyta, potrząsając moim ramieniem.
- Tak. Bardzo dobrze.- Więc wstawaj. Mam klienta w Juanie Carlosie, który chce Europejki mówiącej poangielsku.Znowu wstawać! Umieram! Ale najgorsze ze wszystkiego jest przygotowanie. Jak mam się umalować, żeby zlikwidować te ślady snu pod oczami? To już wcale nie wydaje misię zabawne. I to dopiero pierwsza noc, którą tu spędzam.- Wezwę ci taksówkę, chodź, pospiesz się! - naciska Angelika. - Tu masz dane klienta.Sam, pokój trzysta piętnaście. Płaci sześćdziesiąt tysięcy peset za godzinę.Cindy lekko unosi głowę, słysząc cenę, a kiedy widzi, że się przygotowuję, rzuca mi„powodzenia!" i znów zasypia. Już odkryłam, co wyrywa Cindy z letargu - pieniądze. Kołoniej leży Estefania. Nie słyszałam nawet, jak weszła do pokoju. Już zasnęła i się nie rusza. Ilenas mieści się na tym łóżku? Spało w nim pięć dziewczyn! Prawdziwy rekord!Jest piąta rano i myślę, że klient, który przypadł mi tej nocy, musi być w wielkiej potrzebie, skoro dzwoni o tej porze.Schodzę po schodach bez hałasu i ze złością stwierdzam, że taksówki jeszcze nie ma. Na dole obok jacyś pijani faceci wychodzą z lokalu ze striptisem. Próbują zwrócić na siebiemoją uwagę, ale to nie robi na mnie wrażenia. Żyjemy w odmiennych światach. Czuję sięważna. Będę uprawiać seks z mężczyzną, który płaci sześćdziesiąt tysięcy peset wluksusowym hotelu. Pięciogwiazdkowym. I jeśli będę miała trochę szczęścia, przyjemniespędzę czas. Zaskakuje mnie, że tak myślę, czuję się śmieszna. To tylko kwestia ceny.W końcu podjeżdża taksówka i kiedy podaję kierowcy adres, natychmiast rozumie,czym się zajmuję. Widzę, jak obserwuje mnie we wstecznym lusterku i próbuje nawiązać zemną rozmowę. Ale ja tylko się uśmiecham i nic nie mówię.Przyjechawszy do hotelu, kieruję się prosto do wind, bardzo pewna siebie, nie patrzącnawet na recepcjonistów, bo nie chcę, żeby się mnie czepiali. Zachowując się w ten sposób,robię wrażenie gościa hotelowego. Nikt mnie nie zaczepia i wjeżdżam bezpośrednio natrzecie piętro.Kiedy klient otwiera mi drzwi, widzę bardzo wysokiego, śniadego mężczyznę.Wygląda na Hindusa, a jego azjatyckie rysy twarzy od razu mi się podobają. Ma na sobie biały szlafrok, co sprawia, że wygląda ciepło i sympatycznie.- Hello, are you Sam? (Cześć, jesteś Sam?) - pytam, odpowiadając na jego uśmiech.- Yes, you must be the girl from the agency. (Tak, musisz być tą dziewczyną zagencji).- Yes. My name is Val. My pleasure. (Tak, Mam na imię Val. Bardzo mi miło). Wpuszcza mnie i prowadzi do nocnego stolika, na którym leżą już przygotowane pieniądze.- You can take it. (Możesz je wziąć) - mówi. - It's yours. (Są twoje).- Ok. Thank you - dziękuję mu. - Can I call my agency to say that everything is ok? (Czy mogę zadzwonić do agencji, żeby powiedzieć, że wszystko w porządku?).- Yes, of course. (Tak, oczywiście). - Znika w łazience.Dzwonię do Angeliki, a później zaczynam się rozbierać. Sam wraca i mówi, że mogęiść do łazienki, jeśli chcę. Za to też jestem mu wdzięczna. Sam częstuje mnie odrobiną czerwonego wina z minibaru.Spędzam z nim bardzo miło czas. Jest słodki i chociaż nie mam orgazmu, świetnie się bawię. Bosko umie pieścić. Następnie daje mi napiwek w wysokości dwudziestu tysięcy peseti swoją wizytówkę, gdybym czegoś potrzebowała. Obiecuje korzystać z moich usług zakażdym razem, gdy będzie w Barcelonie. Muszę już iść, niemal biegiem, ponieważ dzwoni domnie Angelika, żeby powiadomić mnie, że godzina już minęła. Zupełnie zapomniałam oupływie czasu.- Ze mną nie ma sprawy - mówi mi Angelika - ale jak zdarzy ci się coś takiego przySusanie, będziesz miała straszne kłopoty. Tak więc na przyszłość pilnuj czasu. Jeśli nie, pomyślą, że zostałaś z klientem, on ci zapłacił, a ty przychodzisz z pieniędzmi tylko za jedną godzinę, rozumiesz?Wracam do agencji około szóstej rano, oddaję pieniądze Angelice, ale nie mówię jejnic o napiwku ani wizytówce klienta. I znów idę do łóżka


dziennik nimfomankiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz