- Leo!
Wybucham śmiechem na krzyk Noah, gdy łyżka lodów kuzyna wylatuje z jego ust wprost na spodnie brata.
- Boże, przepraszam!
Leo wyciera swoje usta z resztek deseru, nawet nie próbując ukryć uśmiechu.
- To moje ulubione dresy. - jęczy Noah, wychodząc do małego korytarza i znikając za kawową ścianą.
Klatka piersiowa Leo przestaje poruszać się gwałtownie od śmiechu, gdy ten patrzy na mnie z powagą. Odchrząkuję i poprawiam materiał sukienki spotykając jego oczy.
- Czy Niall cię bije? - wypowiada to pytanie ze spokojem, próbując wzrokiem przewiercić mój umysł.
Wypuszczany przeze mnie oddech zamiera w moich płucach równo z ukłuciem w moim sercu.
- Co?
- Odpowiedz mi Charlotte.
- Nie, oczywiście że nie!
- Lottie - patrzy na mnie smutnym, ale karcącym wzrokiem, wyciągając dłoń do mojego ramienia. - Nienawidzisz rękawów na trzy-czwarte.
Niespodziewanie wbija palce w moją skórę, a ja nie mogę powstrzymać się od syku. Wyrywam ramię z jego dłoni i masuję lekko bolące miejsce.
- Dobrze. To prawda.
- Lottie.
- Nie Leo. Nie zaczynaj znowu ze swoim "a nie mówiłem?". Niall nie robi mi ogromnej krzywdy, a lepiej jeśli zrobi coś mnie niż posunie się do czegoś, co go oczerni.
- Lottie nie możesz mu na to pozwalać! Jesteś królową, a co ważniejsze jego żoną. Musi mieć do Ciebie szacunek!
- Wielu mężczyzn bije swoje wybranki. To że jestem królową nic nie zmienia.
- Ty go bronisz. - kręci głową. Prostuje się na wózku i opiera brodę na zaciśniętej pięści. - Nie wierzę.
- Leo.. - chcę jakoś wytłumaczyć się kuzynowi, ale nie pozwala mi na to ogromny huk i głośny krzyk.
- Kochanie, wracamy do domu!
//
Ze względu na problemy rodzinne, częściowo zawieszam opowiadanie.
Będę pisać rozdziały, ale o wiele, wiele wolniej.
Proszę o wyrozumiałość.