KIEPSKO WYCHODZĄ MI PRZEPROSINY - ROZDZIAŁ II

1K 126 12
                                    

*Oczyma Adama*

No nie, znowu? Tylko nie to, kolejna szurnięta fanka dowiedziała się, gdzie mieszkam. Coraz częściej mnie nachodzą, czy naprawdę nie widzą granicy między YouTube'm a prywatnym życiem? Nie mam ochoty patrzeć jak odchodzi rozryczana po tym, co za chwilę usłyszy. Może chociaż postara się mnie zrozumieć:

- Słuchaj mnie uważnie! To co dzieje się tutaj to moje prywatne życie, nie jesteśmy przyjaciółmi, więc nie wkraczaj tu po to, by zdobyć autograf lub zdjęcie. Z każdą kolejną dziewczyną, która się tutaj pojawia, mam coraz większą ochotę skończyć z moim "drugim życiem" w internecie. Staję się bezsilny. Nie mogę spokojnie przejść przez ulicę, bo ktoś się na mnie bezpodstawnie rzuca, po woli już nawet we własnym domu nie czuję się bezpiecznie. - widzę łzy w jej oczach. - Tylko nie to, nie płacz mi tu. Powinnaś mnie zrozumieć.

- Ale... ale... ja tylko...

- Chciałaś zdjęcie?

- Nie, ja...

- Autograf?

- Nie, chciałam tylko...

- Pozdrowienia dla chorej przyjaciółki, mamy, taty, cioci, wujka, pieska? - westchnąłem.

- Chciałam zwyczajnie, po ludzku poprosić kogoś, aby pomógł mi, wnieść bagaże, które zostawiłam na dole. Winda nie działa a rodzice wrócą dopiero wieczorem... nie wiedziałam, że tu mieszkasz.

- Jestem kretynem. - przytuliłem ją najserdeczniej, jak tylko potrafiłem. Czułem bicie jej serca - uderzało zdecydowanie zbyt szybko. - To gdzie te torby? - uśmiechnąłem się, jak gdyby nigdy nic.

Oczywiście, że było mi głupio. ale nie miałem sił, by się tłumaczyć, lecz skoro się tutaj wprowadza, będę miał jeszcze wiele okazji na przeprosiny. Zapadła cisza, dlatego też postanowiłem zejść w poszukiwaniu walizek, wnieść je na górę, po czym zaprosić ją do siebie i zapewnić jej udane popołudnie.

***

- To jak, skąd tu przybywasz? - zacząłem, jakże banalnie, naszą rozmowę.

- Katowice. - przewróciła oczyma.

- Nie żal Ci było opuszczać dawny dom?

- Ani trochę, nie mam za czym tęsknić, nie miałam tam żadnej rodziny, czy choćby przyjaciół.

- Rozumiem, rozumiem... wiesz co, chodźmy na spacer.

*Oczyma Rity*

Tak, właśnie spaceruję z Adamem, większymi i mniejszymi uliczkami Elbląga. Nie piszczę jak dzikuska, nie mam też zamiaru rzucić się na niego i wydusić mu płucka. Jest naprawdę niesamowity, mniej chamski niż myślałam i o wiele, wiele przystojniejszy. Czuję się, jakbym znała go od dzieciństwa, nie musimy dużo mówić, by się rozumieć, nie musimy dużo mówić, by się usłyszeć. Z zamyśleń wyrywa mnie dźwięk telefonu:

- Wybacz, Dubiel dzwoni, muszę odebrać. - słyszę. - Jeszcze dziś? - Nie ma sprawy! - To o której? - Nie wierzę! - Widzimy się za godzinę. - włożył telefon do tylnej kieszeni jego spodni. - Musimy wracać, ale obiecuję, dokończymy jeszcze dzisiejszy spacer.

- Jasne. - uśmiecham się... - Adam?

- Hmm? - wymruczał pytająco.

- Dobrze, że jesteś. - złapał mnie za rękę.

- Pospieszmy się, poznasz Dubiela, jest idiotą, ale wiesz... ciągnie swój do swego.

- Co? Jak? - szarpnął mnie, nawet nie powiedział dokąd idziemy.

- Niespodzianka.




___

Jeśli przeczytałeś/łaś i spodobało Ci się - zostaw po sobie ślad w postaci gwiazdki i komentarza!



SORRY - nietypowe fan-fiction! | Naruciak, DubielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz