NIE ZABRAKNIE MI CZASU - ROZDZIAŁ III

940 98 18
                                    

*Oczyma Rity*

Chyba nie do końca rozumiem co się tu dzieje. Czy ja naprawdę biegam jak jakaś nienormalna po Elblągu z Adamem, którego poznałam przed godziną? Czy to normalne? Och, nieważne... przecież od razu nic mi się nie stanie, rodzice i tak pewnie wrócą późną nocą.

Tak więc nie zdążyłam nawet, zapytać dokąd zmierzamy, a już znaleźliśmy się u kresu naszej wędrówki. Stanęliśmy przed starą kamienicą, wygląda, jak gdyby nikt tu już od dawna nie mieszkał:

- To tu. - na twarzy Adama promienieje zapraszający uśmiech.

- Co tu? - mam nadzieję, że sobie żartuje i nie spędzimy tu całego wieczoru... przecież ten budynek wygląda jakby miał się za chwilę zawalić.

- No tu. - kolejny raz tego dnia szarpie mnie za rękę.

Znaleźliśmy się w dość dziwnym, jak na taki budynek, pomieszczeniu, do którego prowadziły jeszcze dziwniejsze betonowe schody. Pokój jest bardzo przestronny i, choć nie ma tu okien, bardzo dobrze oświetlony. Ściany są białe, a podłoga pokryta jest ciemnymi, drewnianymi panelami. Ogromna kanapa stoi w towarzystwie mniejszych puf i ławy w kolorze wenge. Po przeciwnej stronie wisi telewizor a pod nim, zamontowane już, kino domowe. Ściany zdobią abstrakcyjne obrazy, a kwiaty nadają idealnego uroku. Stoi tutaj coś jeszcze, nie, nie... raczej ktoś - Dubiel... i o rany, nie widziałam, że on jest taki przystojny. Odruchowo poprawiłam włosy:

- Hej.

Chyba na chwilę odleciałam w myślach, Marcin podszedł do mnie i delikatnie pocałował w policzek.

- Hej, jesteś piękna.

Jeszcze jedno takie przywitanie i się zakocham! Muszę czym prędzej wyrzucić ten pomysł z głowy, przecież ja nie wierzę w taką miłość. Miłość to bardzo trudna i długa droga a nie czułe słówka i zauroczenie.

- Marcin, idioto, nie wydurniaj się. - usłyszeliśmy głos Adama. - Musisz... ej właśnie, jak Ty właściwie masz na imię? - zmarszczył pytająco czoło i spojrzał na mnie.

- Rita. - uśmiechnęłam się. - Mogę usiąść?

- Oczywiście, dziewczyno o najpiękniejszym imieniu i oczach na świecie. - Marcin z gracją wskazał na kanapę.

- Dubiel, debilu, ile razy mam Ci powtarzać, żebyś nie robił z siebie idioty... - Adam rzucił w niego poduszką.

Oboje spojrzeli na mnie w tym samym czasie. Czuję, że się rumienię. Co się ze mną dzieje, obiecałam sobie, że nigdy już się nie zauroczę... tak, serce nie sługa. No cóż, czas zmienić temat:

- Ładnie tu. - uśmiechnęłam się mimowolnie.

- Tak, tak... to wszystko nasze. - rzekł z dumą Adam.

- Żartujesz!? Skąd wzięliście na to pieniądze?

- Och, czy to ważne? - westchnął.

Wydało mi się to podejrzane, ale oni nie wyglądają na dealerów, czy kryminalistów. Chociaż... nie, nie, po co szukać problemów tam, gdzie ich nie ma.

- Idę zapalić.

Dubiel pali? Zawsze myślałam, że to typ grzecznego chłopca. Cóż... magia internetu.

- Idę z Tobą. - czemu ja właściwie to powiedziałam? Poczułam na sobie zdziwiony wzrok Adama.

***

Wyszliśmy na ogród znajdujący się za kamienicą, był zadbany: idealnie skoszona trawa i przycięty żywopłot. Marcin wyciągnął z przedniej kieszeni dżinsów paczkę fajek, wyjął jedną a potem gestem zaproponował mi. Nie odmówiłam... ale przecież ja nie palę, czemu tak łatwo mu ulegam? Nie umiem tego wyjaśnić, ale przeczuwam, że nie skończy się to z plusem dla mnie. Wyczułam na sobie jego błyszczące kasztanowe oczy, wiatr delikatnie rozwiał jego włosy, zbliżał się do mnie. Teraz już czuję jego oddech na mojej skórze. Serce bije mi coraz szybciej i nagle słyszę przerażający huk.


___

Jeśli przeczytałeś/łaś i spodobało Ci się - zostaw po sobie ślad w postaci gwiazdki i komentarza!

SORRY - nietypowe fan-fiction! | Naruciak, DubielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz