Rozdział I

94 6 3
                                    

Jestem Melanie. Wszyscy mówią jednak na mnie Mel. Mam 16 lat i większość ludzi myli mnie z chłopakami. Przyzwyczaiłam się już...

W sumie to im się nie dziwię. Mam dość krótkie włosy i chodzę zazwyczaj w luźnych męskich bluzach. Pomyślicie pewnie, że jestem jakaś nienormalna. Nie dość, że wyglądam jak chłopak to jeszcze ubieram męskie ciuchy.

Jakoś się już przyzwyczaiłam do podobnych komentarzy. Słyszę je każdego dnia w szkole. Ale to przecież nie moja wina, że moich rodziców nie stać na wiele rzeczy potrzebnych nam do życia, a to wszystko dlatego, że nie zdobyli wystarczająco wysokiego poziomu...

- Mel, wstawaj już- woła moja mama z kuchni.- Stracisz punkty jak się spóźnisz, a wiesz czym to skutkuje.

- Już idę mamo- odpowiadam wstając.

Za każde spóźnienie tracę 10 punktów, a mam ich już i tak niewiele. Mała ilość punktów to niski poziom. Z kolei to powoduje, że w przyszłości nie mam szans na dobrą pracę. Tak działa ten świat i nic na to nie mogę poradzić.

Podchodzę do szafy otwierając ją powoli, żeby nie spowodować wielkiej fali ubrań, która mogłaby mnie zatopić. Jakimś cudem udało mi się wyjąć ubrania bez katastrofy. Szybko się ubrałam i zbiegłam do kuchni na śniadanie.

- Cześć mamo- mówię siadając przy stole.

- Dzień dobry, Mel- odpowiada przygotowując kanapki.- Ile razy ci powtarzałam żebyś wstawała wcześniej, bo po raz kolejny się spóźnisz. Chcesz w przyszłości żyć tak jak teraz?

- Mamo, rozmawiałyśmy już na ten temat setki razy. Dobrze wiesz, że chcę zdobyć jak najwyższy poziom i staram się jak mogę- wpatruję się w przestrzeń za oknem.- Dobrze o tym wiesz, ale i tak za każdym razem robisz mi wyrzuty.

- Przepraszam cię, Mel, ale ja chcę dla ciebie jak najlepiej- podchodzi do mnie i przytula.- Chcę tylko żebyś miała szansę na lepsze życie.

- Wiem mamo- odpowiadam cicho.- Ja też tego chcę. Pomóc ci w czymś?

- Nie trzeba. Jedz spokojnie, a ja pójdę obudzić Sama i Bena- mówiąc to wychodzi z kuchni.
Sam jest starszy ode mnie o cztery lata, a Ben o trzy. To właśnie po nich odziedziczyłam wszystkie bluzy. Obaj są bardzo wysocy więc niektóre są na mnie za duże. Często się ze mnie śmieją, że wyglądam przystojnie w ich starych ubraniach, ale i tak ich kocham.

Kończę jeść kanapkę, za co dostaję kolejne 2 punkty. Wbiegam szybko po schodach i wchodzę do swojego pokoju. Zabieram tablet w którym mam zapisane podręczniki i zakładam kurtkę.

Wychodząc z pokoju spotykam zaspanego Sama wlokącego się w kierunku schodów.

- Cześć siostra- mówi ziewając.- Nie spóźnisz się?

- Cześć, Sam. To, że ty nie musisz już się spieszyć i uważać żebyś się nie spóźnił nie oznacza, że musisz mnie pilnować- odpowiadam mu przewracając oczami.- Masz farta, że nie musisz wstawać tak wcześnie jak ja.

- Nie martw się, Mel- szczerzy się.- Jeszcze cztery lata i też będziesz się mogła wylegiwać do południa. Chyba, że mama ci nie da tak jak mi. A tak w ogóle, ślicznie wyglądasz w tej bluzie.

- Wiem przecież- ach ta moja skromność.- A tak na serio to wcale nie było śmieszne.

- Nie denerwuj się siostra- podchodzi i mnie przytula.- Wiesz przecież, że nie chcę cię wkurzyć. A teraz lepiej idź już do szkoły, bo się spóźnisz.

- Mówiłam ci żebyś mnie nie pilnował. Poradzę sobie. Nie jestem już małym dzieckiem, umiem o siebie zadbać- podnoszę dumnie głowę i zbiegam szybko po schodach.

- Jasne siostra. Miłego dnia- słyszę jeszcze.

- Dzięki, Sam- odpowiadam jeszcze i zamykam za sobą drzwi.

Mieszkam dziesięć minut drogi od szkoły, ale to i tak nic nie zmienia, bo przez ponad pół drogi musiałam biec żeby zdążyć przed rozpoczęciem lekcji. Wpadam do szkoły z zaczerwienionymi policzkami od biegu tuż przed dzwonkiem za co dostaję 3 punkty. Gdybym przyszła, a raczej przybiegła, minutę później to straciłabym 10 punktów.

- Udało ci się- woła Cassie podbiegając do mnie i obejmując.

- Widzę właśnie- uśmiecham się próbując uwolnić się z jej uścisku.- Chodźmy na lekcje.

- No dobra- odpowiada z uśmiechem wypuszczając mnie z objęć.- Widziałaś się już z Prestonem?

- Cassie, przybiegłam przed momentem, więc pomyśl. Jak mogłam go widzieć?- pytam.

Przyjaciółka przez chwilę zastanawia się nad odpowiedzią idąc obok mnie. Lubię jej się przyglądać jak myśli nad czymś. Zabawnie marszczy czoło i ma taki uroczy wyraz twarzy.

Cassie pod względem wyglądu jest moim przeciwieństwem. Jest wysoka i ma piękne, długie, lekko kręcone, ciemne włosy. Często ubiera sukienki, których ja prawie w ogóle nie posiadam.

- Biorąc pod uwagę to, że przed momentem wbiegłaś do szkoły jakby cię ktoś gonił, to chyba niemożliwe żebyś go widziała- mówi.

- No widzisz- uśmiecham się do niej.- Więc po co pytasz?

- Wiesz co? Wolałam się upewnić- odpowiada Cassie.

Wchodzimy do sali i siadamy na naszych stałych miejscach. Pana Robertsona jeszcze nie ma, więc rozglądam się w poszukiwaniu jakichś znajomych twarzy.

- Nasz klasowy przystojniak dzisiaj przyszedł przed czasem- słyszę drwiący głos dobiegający z ostatniej ławki.- Niesamowite.

- Weź się od niej odczep, Kevin- odzywa się ktoś z pierwszej ławki.

Preston. Kto by się spodziewał, że to on będzie mnie bronił? Jak zwykle zresztą...

- To, że twoi rodzice zajmują wysokie miejsca w rankingu nie znaczy, że jesteś lepszy od innych- ciągnie dalej chłopak.

- Ojej... Jak on ją broni. Urocze- drwi Kevin.- Nie myśl sobie, Abernathy, że ona ma jakiekolwiek szanse na zdobycie wyższego poziomu niż jej rodzice...

Z pewnością mówiłby dalej jednak do klasy wszedł właśnie pan Robertson.

- Dzień dobry wszystkim- mówi nauczyciel.- Kevin, może miałbyś ochotę przypomnieć nam o czym mówiliśmy na ostatniej lekcji.

- Oczywiście, panie profesorze- odpowiada chłopak.- Marzyłem o tym każdego dnia swojego życia.

Kilka osób wybuchło śmiechem. Kevin uśmiechnął się tylko władczo, a pan Robertson przeszedł do dzisiejszego tematu.

Zapowiada się kolejny wspaniały dzień...



Zaufać przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz