Rozdział 1

218 25 4
                                    



Krążyłam po lesie nie wiedząc gdzie jestem, ani jak się tu znalazłam. Zgubiłam się, to jest pewne. Było zimno, więc opatuliłam się bardziej swoim swetrem i szłam przed siebie z myślą, że jakoś trafię do domu. Bałam się takich miejsc. Ciemność, zwierzęta, myśl, że może nie jestem tu sama, a jakiś psychopata już zachodzi mnie od tyłu i próbuje zabić. Tak zdecydowanie bałam się lasów. Chociaż może samo wychodzenie z domu sprawiało mi problem.

Przerwałam swoje rozmyślenia, gdy z głębi lasu usłyszałam trzask łamiących się gałęzi. Stałam jak sparaliżowana. Czy to człowiek? Może to tylko jakieś zwierzę? Może się przesłyszałam? Dalej stałam przypatrując się, z myślą, że zobaczę winowajcę. To co zobaczyłam jeszcze bardziej wbiło mnie w ziemię. Z lasu powoli wyłaniały się kontury człowieka. Zaczęłam się cofać. Nie krzyczałam, to i tak nie miałoby sensu. Tajemniczy człowiek był coraz bliżej mnie. W głowie odtwarzały mi się tysiące sposobów, jak mogłam zginąć z jego rąk. Gdy już byłam przygotowana na szybki odwrót i bieg niespodziewanie potknęłam się o kamień.Nawet w takich chwilach moja niezdarność nie ma granic. Byłam w pułapce. Oczywiście, mogłam użyć swoich skrzydeł i zwiać z tego miejsca jak najdalej ale, gdy całe moje ciało oblatuje strach, moje skrzydła odmawiają posłuszeństwa. Nie miałam już drogi ucieczki, więc zrobiłam to, co każda kobieta zrobiłaby na moim miejscu walcząc o życie. Rozpłakałam się. Może morderca zlituje się nade mną. O dziwo tajemniczy człowiek kucnął przede mną, otarł mi łzy, które nadal mimowolnie spływały po mojej twarzy, wstał i podał mi rękę. Chcąc nie chcąc złapałam się i już stałam o własnych siłach. W blasku księżyca mogłam zobaczyć tylko jego oczy, ponieważ miał maskę, lecz sam widok tych pięknych oczu zwalił mnie z nóg. To znowu on.

- Nie bój się mnie, chcę tylko porozmawiać- powiedział szybko, na jednym wdechu, jakby bał się, że zaraz ucieknę. Ja  za to dalej stałam w tym samym miejscu.

- Czemu znowu mi to robisz? Czego ode mnie chcesz?- nie wiedziałam co o tym myśleć, znowu mnie nachodzi.

- Wszystko ci wyjaśnię, ja tylko...

Obudziłam się, gdy usłyszałam odgłos podobny do strzału. Zaczęłam rozglądać się na boki i zauważyłam winowajcę. To Jae, który walnął ręką o blat, by mnie obudzić, a jednocześnie dać nauczkę. Popatrzyłam się na niego z przepraszającym wyrazem twarzy, a on skinął głową na znak, że rozumie, ale wiedziałam, że już traci cierpliwość. Jae to trzy lata starszy ode mnie kelner. Lubiłam go, lecz nie rozmawialiśmy dużo. Może to i lepiej. Nie przeszkadzało mi to, że nie mam znajomych, z którymi mogę gdzieś wyjść. Dla mnie relacje z ludźmi to tylko strata czasu, oni i tak odejdą.

- Przepraszam- z rozmyśleń wyrwał mnie drobny głos. Po drugiej stronie lady zauważyłam kobietę.

- Czy mogę zamówić kawę americano?

- Oczywiście, 2,000 wonów poproszę.

Kobieta wręczyła mi banknot, a ja zabrałaś się do zrobienia kawy, nadal rozmyślając nad kolejnym snem z nieznajomym.

I'm not an angelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz