Stałam przed lustrem i wiązałam swoje włosy w wysokiego kucyka. Dzisiaj miałam do pracy na popołudnie, lecz nie mogłam się nacieszyć spaniem, ponieważ znowu nachodziły mnie te sny. Zbytnio się tym nie przejmowałam, w końcu to tylko sen, prawda? Jednak z jakiegoś powodu na myśl o tym przechodziły mnie zimne dreszcze. Chwyciłam torbę i przyjrzałam się ostatni raz swojemu pokojowi, czy wszystko leży na swoim miejscu. Wyszłam zamykając za sobą drzwi na klucz. Sprawdziłam jeszcze czy są zamknięte i wyszłam z bloku. To był jeden z moich dziwnych nawyków. Musiałam tysiąc razy sprawdzić czy coś jest zrobione mimo że wiedziałam, że tak jest. Gdy poczułam na swojej twarzy promienie słoneczne, mimowolnie się uśmiechnęłam. Kochałam taką pogodę i z jakiegoś powodu wpływała ona na moje samopoczucie. Moje głębokie przemyślenia przerwało mi lekkie szarpnięcie. Okazało się, że to jakiś facet na mnie wpadł. Obróciłam się za mężczyzną i ujrzałam tylko oddalającą się w szybkim tempie czarną czuprynę. Westchnęłam. Ludzie zawsze gdzieś się śpieszą. Zanim się obejrzałam, byłam już pod kawiarnią. Pociągnęłam za klamkę, uruchamiając tym dzwoneczek oznajmiający o nowych klientach. Przy wejściu od razu przywitał mnie ciepły głos Jae.
-Dzień dobry, gotowa do pracy? - odezwał się chłopak za ladą, wręczając banknot starszej kobiecie.
-Dzień dobry, oczywiście- uśmiechnęłam się, lecz w duchu przeczyłam sama sobie.
Poszłam na zaplecze i przewiązując sobie fartuch z logiem kawiarni, ruszyłam na swoje stanowisko pracy. Sięgnęłam po mały notesik. Dzisiaj przyjmowałam zamówienia. W środku aż tryskała ze mnie energia. W końcu co jest lepszego od fałszywego uśmiechu do każdego klienta, po którym bolą cię mięśnie twarzy? Zdarzali się też natrętni faceci, którzy wyciskali swoje siódme poty na podrywie. Cudownie. Popatrzyłam z utęsknieniem na ladę, za którą nadal stał mój kolega z pracy. Rozejrzałam się po kawiarni. O takich godzinach przeważnie nie było dużo ludzi. Wieczorami jest znacznie więcej. Kiedy ludzie mają za sobą swoje obowiązki, przychodzą się tu spotkać z przyjaciółmi. Jedynymi klientami byli dwie kobiety, przysłowiowe plotkary i chłopak, który siedział po drugiej stronie lokalu patrząc w moją stronę. Tym co mnie zdziwiło było to, że chłopak miał na swoim nosie okulary przeciwsłoneczne. Ja rozumiem fakt, że jest słonecznie, ale czy z okna aż tak oślepia go słońce, że aż musi nosić okulary? Odpowiedź brzmi nie. Chłopak siedział w najbardziej zaciemnionym kącie kawiarni.
-Czy on cokolwiek widzi?- wyszeptałam sama do siebie, próbując się nie roześmiać.
Kobiety miały już swoje zamówienia, więc chcąc nie chcąc musiałam podejść do buntownika.
Skierowałam się w jego stronę. Mimo tych okularów czułam jak zmierza mnie wzrokiem z góry na dół, tak z dziesięć razy. Zatrzymałam się przy stoliku z lekkim uśmiechem.
-Dzień dobry, podać coś? - spytałam, trzymając notes przed swoimi oczami, gotowa do zapisania zamówienia.
-Twój numer.
-Przepraszam? - nie wierzyłam własnym uszom, tego się nie spodziewałam.
-Nie wiem czy będę wstanie ci wybaczyć. - odparł z flirciarskim uśmieszkiem.
Wolałam uniknąć dalszych nerwów, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam za ladę.
- Burak. - powiedziałam cicho sama do siebie.
- Słyszałem. - odkrzyknął z śmiechem chłopak. - I nazywam się Joshua.
Co za palant. Jaki trzeba mieć tupet, żeby tak bezwstydnie zwracać się do osoby, którą się pierwszy raz widzi na oczy.
Reszta pracy minęła sprawnie. Padnięta rzuciłam fartuch na swoje miejsce w zapleczu, wzięłam torbę i pożegnałam się z Jae, który musiał spisać papiery dotyczące dzisiejszego dnia. Ruszyłam szybkim krokiem do domu, bo mimo upalnego dnia, wieczór jest naprawdę chłodny, a byłam ubrana tylko w przewiewną sukienkę. Nienawidziłam wracać wieczorami do domu. Jest ciemno, mało ludzi, więc w razie napadu nie miałabym świadków, którzy mogliby mi pomóc, a na dodatek w tej okolicy nie ma żadnych lamp. Jedynymi światłami były te z okna domów i przejeżdżających samochodów. Przede mną jeszcze kawałek drogi, a ja zwijam się z zimna i umieram ze strachu. Weszłam w wąską uliczkę między blokami. Zamknęłam oczy i oddychałam spokojnie, odprężając się i pozbywając się całego stresu. Nagle z moich pleców zaczęły wyrastać skrzydła. Wyprostowałam się i powoli zaczęłam poruszać tym dziwactwem.Pieprzę to. Wzbiłam się w powietrze i w mgnieniu oka znalazłam się przed blokiem.
-Może to nie był taki świetny pomysł. - powiedziałam sama do siebie, zgrzytając z zimna zębami.
Wtargnęłam do domu. Ściągając buty, już łapałam za wiszącą niedaleko bluzę. To mnie nauczy, by zabierać ze sobą kurtkę, kiedy mam na drugą zmianę. Skierowałam się do pokoju, lecz to co w nim zastałam przeraziło mnie tak , że nie mogłam się ruszyć, ugięły się pode mną kolana.
________________________________________________________________
Szczerzę mówiąc porzuciłam to opowiadanie i całkowicie o nim zapomniałam. Wiecie, brak weny twórczej or smth. Jednak gdy weszłam tu z nudów, zauważyłam, że jedna osoba poprosiła mnie o kontynuację, Jakoś to dało mi kopa i oto kolejna część przygód bohaterki, której imienia nie pamiętam.
Mam nadzieję, że wam się spodoba, jeśli tak, z chęcią powrócę do pisania tego opowiadania. Miłego wieczoru kartofelki:)