Rozdział 1.

227 17 3
                                    


Dotknął mojej dłoni zamykając drzwi.

Przypadkowo. Tak, to musiał być przypadek.

Miał lodowatą, bladą skórę.

Stałam jak słup póki Ron nie pociągnął mnie za ramię w stronę ołtarza. Co oni tu do cholery robili? Jedyni Ślizgoni na całej sali. Mijając ławki szepnęłam do Rona.

-Co oni tu robią? – nie zwrócił na to uwagi.

Przez całą ceremonię w kościele nie umiałam się skupić. Myśli zaprzątał mi ten zarozumiały i egoistyczny dupek.

Kiedy przyszła pora na dawanie prezentów ślubnych wyczekiwałam blondyna i jego żony żeby zobaczyć co dadzą. Czekałam niecierpliwie sztucznie śmiejąc się do wszystkich. Luna razem z Nevillem dali łapacz snów-coś czuję że był to osobisty prezent od Luny-i zestaw pięknej bladoróżowej porcelany. Prawie każdy przynosił bukiety kwiatów, co jeden to większy. Porcelany znalazły się 4 komplety i masa innych dupereli walała się po podłodze. Dopiero na końcu spostrzegłam Malfoy'ów.

Astoria wręczyła Ginny bukiet srebrnych róż oraz małe pudełeczko. Zdziwiło mnie kiedy zaczęły normalnie rozmawiać ale jeszcze bardziej-i w tym przypadku byłam całkowicie zbita z tropu-zdziwiłam się tym że Draco się śmiał. Razem z Harrym. Podał mu także jakieś pudełko tylko znacznie większe od tego które dała jego żona. Potem odeszli w stronę swojej limuzyny jadąc na obiad weselny. Nie umiałam dłużej trzymać języka za zębami więc wyparowałam od razu jak poszli.

-Co tu się do cholery dzieje?! – wyczekiwałam odpowiedzi typu ' W sumie sami nie wiemy' ale się zawiodłam.

-Zaprosiłem ich-odrzekł Harry całkowicie naturalnym głosem-Postanowiłem że naprawię kontakty z Malfoy'ami. Przestali służyć Czarnemu Panu więc nic nie stoi na przeszkodzie.

-Nic nie stoi na przeszkodzie?! To dalej Malfoy'owie! Ci bez grosza tolerancji, podli egoiści a ty zamierzasz normalnie się z nim spotykać i chodzić na piwo?- nie przypuszczałam że mam na tyle odwagi żeby powiedzieć coś takiego- Harry otrząśnij się!

Wszyscy razem z Ronem i tłumem obok kościoła (na szczęście nikogo z naszych znajomych i rodzin tam nie było) mi się przyglądali. Wzięłam powietrza w płuca i próbowałam oddychać regularnie.

-Hermiono każdemu trzeba dać drugą szansę.-odezwał się Harry-Sądzę że się zmienili. Po tych słowach Ron pociągnął mnie w stronę auta mając głowę cały czas spuszczoną. Chyba się za mnie wstydził.

Przez całą drogę się do mnie nie odzywał.

Kiedy przyjechaliśmy na miejsce drogę zacięła nam czarna limuzyna.

Cholera.

Przez kolejne 15 minut szukaliśmy miejsca na parkingu aż w końcu znaleźliśmy jakieś 500 m od restauracji.

-Gdyby nie te Twoje wyrzuty na temat Malfoy'ów mielibyśmy normalne miejsce-odezwał się Ron naburmuszonym głosem-Powinnaś dać im spokój. Draco był młody kiedy Cię tak przezywał. Na pewno mu przeszło albo wydoroślał z takich żałosnych gierek.

Kiedy to usłyszałam szczęka mi opadła.

-Aha, czyli teraz jesteś po stronie Malfoy'a?

-Nie, nie jestem ale spróbuj go zrozumieć. Gdyby chciał to mógłby obrazić Cię przynajmniej 5 razy od szlam na ślubie. Doceń to że tego nie wykorzystał-wziął głęboki oddech-Daj mu szansę się zmienić na lepsze. Każdy tego właśnie potrzebuje. S z a n s.

Jęknęłam ze złości ale już nic nie powiedziałam. Tupałam piętami przy każdym postawionym kroku w tych jakże niewygodnych szpilkach. Ale przez to powtarzające się tupanie coś zrozumiałam. On potrzebował czasu. C z a s. 'Każdy właśnie tego potrzebuje.' Ale w tym wszystkim zapomniałam o jednym. O jednym bardzo ważnym szczególe.

Przecież to jest Malfoy.

Tacy jak on nigdy się nie zmieniają.

Takim ludziom nie daje się szansy.

Człowiek nigdy nie przestaje być prawdziwym sobą.

N i g d y


Posłowie: Dziękuję za te jak miłe komentarze pod prologiem c: Cieszę się że wam się podoba jak na razie c: Rozdziały będę wrzucać codziennie pod wieczór, ale jeśli coś mi nie wyjdzie to oczekujcie następnego dnia <3


Między światami; black&white.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz