Tak mogłoby być zawsze...

7.3K 497 50
                                    

-Melody... słonko... obudź się...- miną już miesiąc. Jestem już taka zmęczona. Nie mam na nic siły. Postanowiłam bez wiedzy taty i innych umrzeć wcześniej. Omówiłam to już z lekarzami. Nie mam już na nic siły. Nie mam już nawet siły otworzyć oczu. Ale resztkami sił je otwieram. Ale za chwilę je zamykam. Nie chcę patrzeć na zrozpaczone twarze. Nie chce. Tata wrócił tydzień temu. Gdy mnie zobaczył, ze łzami w oczach powiedział że nie znalazł pomocy. Nie płakałam. Nie chciałam. Nie mogłam. Nie miałam sił. Limit łez się już wyczerpał. Ostatkami sił powiedziałam Willowi o tym, co zamierzam zrobić. Nic nie powiedział. Wyszeptał że rozumie i mnie przytulił. Delikatnie. A potem pocałował i otulił do snu. Zamierzam umrzeć za trzy dni. Czyli ten dzień to ostatni z Willem. A potem wyjeżdża. Mówił że musi odpocząć. Od śmierci rodziców, i od bólu jaki sprawia mu moje odejście. Rozumiem. Nie chcę patrzeć jak umieram. Rozumiem. Nie chcę patrzeć jak to się skończy. Rozumiem. Nie chcę bym widziała jak cierpi. Wszystko rozumiem. Wszystko.
Otwieram oczy. Widzę na sobie twarz Willa. Uśmiecha się delikatnie. Otwieram usta i mówię bezgłośnie "Witaj". Bierze moje bezwładne ciało na ręce i kładzie na wózku. Wszystko robił tak wyjątkowo delikatnie i z miłością. Uśmiechnęłam się smutnym uśmiechem.
-Zapewne chcesz wiedzieć gdzie jedziemy. Ale to moja mała niespodzianka. Trzymaj się. To nie potrwa długo. Przysięgam.- mijamy ludzi i lekarzy. Każdy jest zaskoczony. A zwłaszcza lekarze. Pacienci tylko są zaskoczeni tym że taka słaba i bezwładna dziewczyna opuszcza szpital. Oj to nie jest dobra reklama. I lekarze też tak chyba myślą. Wyjeżdżamy ze szpitala a wtedy Will założył mi opaskę na oczy. Złapał mnie na ręce i posadził na czymś miękkim. Za chwilę usłyszałam trzaśnięcie. Samochód. Za chwilę słyszę jak do samochodu wchodzi Will. Gdy całuje mnie w dłoń jego słodki zapach mnie otula. I za chwilę zasypiam.

***

-Melody. Już jesteśmy. Możesz otworzyć oczu?- ciche słowa przy moim uchu mnie budzą. Czując zapach kwiatów, i słysząc ciche westchnienie wiatru bardzo powoli otwieram oczy. Jakbym mogła coś powiedzieć, zaniemówiłabym. Ale że nie mogę, to tylko płaczę. Mój książę stoi na środku polany pełnej czerwonych maków i żółtych tulipanów. Trzymając moje bezwładne ciało na rękach. Lekki wiatr kołyszę gałęzie wierzby która znajduje się na małym pagórku przed nami. Jest taka piękna...
Chłopak mnie niesie w jej stronę ze smutnym uśmiechem. Kładzie mnie tak abym mogła być oparta o drzewo a sam kładzie mi głowę na kolanach. To jest takie niezwykłe. Bardzo powoli a z wielką siłą jaką mam w sobie podnoszę głowę do góry patrząc na słońce przedzierające się przez gałęzie drzew. Uśmiecham się przez łzy. Jak ja go kocham. Tak bardzo. Tak mocno. Tak boleśnie.
-Kocham cię moja Księżniczko.- i wtedy już opadają ze mnie siły i płaczę tak mocno i tak boleśnie że ze mnie wyrywa się głośny szloch. Chcę umrzeć. By nie cierpieć. Nienawidzę pożegnań. Jak ja ich nienawidzę... opuszczam głowę i patrzę mu w oczy. On patrzy na mnie. Wymawiam bezgłośnie "kocham cię" i głaszczą go swoją bladą dłonią po policzku. On przykrywa moją dłoń swoją dłonią. I zamyka oczy. Zasypia szepcząc słowa "Tak mogłoby być zawsze..."

***

Kładzie mnie na łóżku i całuję w czoło mocno ściskając mą dłoń.
-Kocham cię Mel. Żegnaj.- wyszeptał wychodząc m=i zostawiając mnie samą w pomieszczeniu. I płaczącą i cierpiącą w poduszkę.
Żegnaj Will... będę na ciebie czekać...

Mija jedna godzina.

Dwie.

Trzy.

Wiele godzin mija a ja wciąż siedzę sama w pokoju.

A łzy nie chcą przestać lecieć. Tak potwornie mnie boli.

Nagle do pokoju wchodzi Selen z jakimś mężczyzną. Jest cała zapłakana. Facet wygląda na niewzruszonego moim wyglądem. I bardzo dobrze. Ale Selen patrzy na mnie wzrokiem "Tak bardzo mi przykro.." . Już widziałam ten wzrok i się do niego przyzwyczaiłam
-Pani Melody Criss? Zgadza się? Nazywam się Edward Shelby. Będę zadawać pani pytania. Niech pani jeden raz mrugnie na tak a dwa razy na nie, zgoda?- zapytał patrząc na mnie czujnie. Mrugnęłam.
-Czy zna pani Williama Blacka?- zapytał na co ja zaniepokojona mrugnęłam.
-Czy widziała się z nim dziś?- zapytał a ja w odpowiedzi mrugnęłam
-Czy mówił pani coś o...- Selen złapała go za rękę.
-Wystarczy! Ona tego nie wytrzyma!- krzyknęła. Popatrzyłam na Selen i lekko złapałam ją za palca. Moje oczy mówiły "Nie może już być gorzej..."
-Ale ona chcę wiedzieć proszę pani, więc mogłaby pani mnie puścić. I tak się przecież dowie...- Selen puściła go i patrzyła na mnie ze łzami w oczach. Mężczyzna odchrząkną i powiedział:

-William Black, nie żyje.

Nie..

To nie może być prawdą...

Tylko nie on!!!

Nie mój Will!

Tylko nie on!!!

-TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA! TONIE MOŻE BYĆ PRAWDĄ! TO NIE MOŻE BYĆ WILL! NIE! BOŻE NIE!!!- nie wiem skąd mam siłę krzyczeć. Nie wiem dlaczego to się stało. Nie wiem czemu Will nie żyje. Nie wiem czemu ale osuwam się na ziemie i odpycham od siebie dłonie.

-WILL!!! TY IDIOTO! KOCHAM CIĘ!!.

Kocham cię. A ty odszedłeś, a ja nie zdążyłam się ciebie spytać, kiedy wrócisz...



Bad PrinceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz