ROZDZIAŁ 1 Światło i Mrok

101 12 9
                                    

Cztery lata później

Trzy...Dwa...Jeden.

- Witaj Lili. Pora na nową porcję leków. Łykaj i idziemy na badania. – punktualnie jak w zegarku.

- Nie potrzebuje ich. – wstałam z łóżka i machnięciem ręki wytrąciłam pielęgniarce tabletki z tacki, którą trzymała.

- Co ty wyprawiasz! Chcesz żebym wezwała doktora? – uśmiechnęła się szyderczo.

Śmiej się śmiej , zobaczymy kto tu będzie się śmiał ostatni. Jeszcze trochę i znajdę sposób na wyjście stąd. Ta kobieta codziennie przynosi mi jakieś tabletki do łykania, które osłabiają moją moc i zabiera na badania, które często są bardzo bolesne. Bynajmniej nie po to żeby mi pomóc.

- Zbieraj się idziemy. Później dostaniesz nowe leki. – szarpnęła mnie za ramię i wyciągnęła w stronę białego korytarza

Głupia pinda. Każdy z nas ma swoją cele, widzimy się tylko raz w tygodniu na sprawdzeniu całej grupy i idąc korytarzem także się mijamy, co prawda zza szyby celi ale chociaż mogę ich zobaczyć. Właśnie mijam cele Arona. Go męczą najbardziej. Przez, to że umie kontrolować wszystkie żywioły. Nasze spojrzenia na ułamek sekundy się przechwyciły, on także zawsze mnie wypatruję.

Tak bardzo chciałabym go teraz przytulić, żeby wiedział, że nie jest sam, że będę przy nim do końca. W drodze do laboratorium, zdążyłam zobaczyć każdego z moich przyjaciół. Tak, po czterech latach siedzenia tutaj, mogę nazwać ich przyjaciółmi. W laboratorium czekał już na mnie mój zwierzęcy opiekun, zawsze robią badania z opiekunami, żeby sprawdzić czy odczuwamy to samo.

Moja piękna Stella, brakuje mi jej, czuję osamotnienie i przygnębienie gdy jej nie ma. Wsadzili ją do szklanej klatki umiejscowionej na środku pomieszczenia z małymi dziurkami by mogła oddychać. Stella jest białą pumą ze skrzydłami i rogami barana, jej oczy są niebieskie i w momentach używania mocy podświetlają się jak małe lampeczki.

Pielęgniarka posadziła mnie w fotelu obok celi Stelli. Do nadgarstków i kostek przypięli mi metalowe bransolety z podłączonymi kabelkami. Na głowę założyli mi opaskę z diodami i milionem kabli.

- Jesteś gotowa panienko? – Pytanie padło z ust doktora, którym straszyła mnie pielęgniarka.

On jest najgorszy. Wygląda jakby zadawanie nam bólu sprawiało mu przyjemność. Zaraz uruchomią cały ten sprzęt więc staram się wyłączyć głowę, myślami wracam do dnia kiedy Stella mnie wybrała.

                                                                                            ...

Razem z Aronem przekroczyliśmy bramę lasu. Wcale nie musiałam po nim chodzić gdyż na przeciwko wejścia siedziała właśnie ona, jakby na mnie czekała.

Sprawdzała mnie? Nie wiedziałam co miała na myśli ale czułam, że to właśnie ona jest mi przeznaczona. Powolutku ruszyłam w jej stronę. Ani drgnęła, patrzyłam mi prosto w oczy i czekała. Gdy do niej dotarłam wyciągnęłam rękę by ją obwąchała. Ona jednak rzuciła się na mnie. Powalona leżałam na ziemi i nad sobą miałam serie zaostrzonych zębów, które w każdej chwili mogły mi odgryźć połowę twarzy.

- To nie byle jaki Opiekun. Masz szczęście. – Usłyszałam głos Arona wyrażający podziw. – Musisz pozwolić jej się ugryźć. Chce cię oznaczyć jako swoją Panią.

- W takim razie niech gryzie, jeśli musi. – przechyliłam głowę w bok a Stella. (W myślach już ją nazwałam) zrobiła mi dziurkę w płatku ucha po czym przejechała wielkim jęzorem po całej mojej twarzy i usiadła obok mnie.

Hope doesn't die (W TRAKCIE PISANIA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz